Anoreksja – z tym można wygrać!

1 grudnia, 2015

Anoreksja to choroba! Choroba podstępna i zachłanna, bo stopniowo zaczyna wypełniać osobie na nią cierpiącą całe życie. Może nawet je zabrać… Nie oszukujmy się, to nie jest już tylko hasło, które znamy z telewizji. W czasach, kiedy oczekuje się od nas bycia perfekcyjnymi, pięknymi i mądrymi, bardzo łatwo wpaść w jej pułapkę. Historia naszej bohaterki pokazuje jednak, że z anoreksją można walczyć i co najważniejsze, można wygrać!

Joanna Szczepaniak, to pochodząca ze Słupcy 27-latka. Mimo swojego młodego wieku ma na koncie sporo już osiągnięć- ukończyła wymarzone studia, pracuje jako PR-owiec, copywriter, tłumacz, współprowadzi z powodzeniem blog o fryzjerstwie ,,Bo włos ma swój głos”. Nasza rozmówczyni oko w oko zmierzyła się także Aną (tak anoreksję nazywają osoby na nią cierpiące) i bulimią. Walkę, choć była długa i z pewnością niełatwa, wygrała. Joanna to odważna dziewczyna, która nie boi się o tej batalii opowiedzieć. Może jej historia będzie dla kogoś pocieszeniem, terapią, lub motorem do działania…

Otwarcie mówisz, że chorowałaś na anoreksję i bulimię. Jak wyglądał proces wchodzenia w te choroby? Co Ciebie pchnęło w zaburzenia odżywiania? Jak sama przed sobą siebie tłumaczyłaś?

Na samym początku powiem, że nie ma jednej drogi, która prowadzi do anoreksji. U każdego wygląda ona inaczej, dlatego mój przypadek nie jest żadnym wzorcem, którym należy się sugerować. Ilu cierpiących, tyle procesów. W przypadku bulimii – dość często łączy się z anoreksją i występuje po niej, jednak równie często jest „przerywnikiem” w procesie anoreksji. Tak zaczyna się raczej nieświadoma anoreksja. Warto podkreślić, że rzadko ktoś na samym początku jest świadom wpadnięcia w wir anoreksji. Niejedzenie jest raczej reakcją na wystąpienie jakiegoś bodźca. Ten bodziec może być zewnętrzny, może być wewnętrzny. Najczęściej jednak Anoreksja dotyczy osób „perfekcyjnych”. Takich, które od A do Z wszystko planują, nie popełniają błędów, chcą być wzorem. I aby utrzymać miano wzoru w otoczeniu muszą na każdym polu swojego życia się mocno kontrolować. Wygląd zewnętrzny jest tu równie istotny, a po pewnym czasie staje się nawet najważniejszy. Jak to było u mnie? W przyszłym roku mogę świętować 10-o lecie od wpadnięcia w Anę… Szmat czasu. A zaczęło się tylko od lekkiego zrzucenia 2-3 kg, eliminacji części słodyczy, więcej ilości spacerów. Niby nic, tyle że w tym samym czasie dostałam też dość mocnego kopa od życia (mocnego jak na tamten czas), z którym długo nie mogłam się pogodzić. I żeby móc rozładować złość i niezrozumienie, zaczęłam bardzo intensywnie trenować (rano, wieczór, w ciągu dnia). Praktycznie brak ruchu mnie przerażał. Musiałam się ruszać. Do tego z czasem ograniczyłam jedzenie do 3 posiłków dziennie: śniadanie, II śniadanie i obiad. Wszystko w wyliczonych przeze mnie ilościach. Zaczęłam się ważyć, chociaż się nie mierzyłam. Wystarczyło mi, że ubrania zaczęły na mnie wisieć, a nie mnie opinać. Czułam się lepsza, szczęśliwsza. Nie potrzebowałam nikogo. Czułam się samowystarczalna. Moja waga w ciągu pół roku spadła o ok. 15 kg, a w krytycznym momencie moje BMI wynosiło 14,53. Jak się tłumaczyłam przed sobą? Uważałam, że wszystko mam pod kontrolą. Denerwowali mnie wszyscy, którzy zarzucali mi wtedy anoreksję i niejedzenie. I właśnie na wszystkich osiemnastkach jadłam za troje, żeby im pokazać, że wcale anoreksji nie mam! I żeby uciąć te dyskusje. Cóż – innym mówiłam, że mam taki rewelacyjny metabolizm. Dla mnie co najwyżej miałam ortoreksję czyli odmawiałam niezdrowego jedzenia typu fast-food, ale jadłam zdrową żywność w małych ilościach. A skoro tak myślałam, to uważałam, że jestem zdrowa, szczupła i wysportowana. A inni powinni brać przykład, a nie się czepiać…

Jak w tym czasie zachowywało się Twoje otoczenie- rodzina, przyjaciele? Czy próbowali jakoś reagować?

Najbliżsi wiedzieli, że mam trudny okres w swoim życiu i starali się mnie zrozumieć. Raczej pocieszali, nie koncentrowali się na tym, że jem mniej. Cieszyło ich to, że znalazłam swój sposób na odreagowanie w sporcie. Dobrze się też uczyłam i chyba głównie tą nauką odwracałam ich uwagę. Ale im mniej mnie było, tym bardziej zwracałam na siebie uwagę niestety. Z jednej strony chciałam wszem i wobec pokazać swoją chudość, z drugiej, aby uniknąć krępujących komentarzy, wolałam już coś luźniejszego założyć, albo ubierać się warstwowo (więcej warstw miało udawać, że jest mnie nieco więcej). Najgorzej było, kiedy dowiedziałam się, że wychowawca klasy rozmawiał o moim „problemie” z klasą, kiedy mnie nie było. O wszystkim ze szczegółami opowiedziała mi koleżanka. Byłam strasznie zła, nie chciałam pomocy, nie chciałam nikogo słuchać, chciałam wyjechać jak najdalej stąd, na studia, aby żyć po swojemu. Poza tym było to nieuczciwe – jeśli chcą rozmawiać o mnie, to przy mnie, a nie beze mnie. Rodzice przeprowadzili ze mną konkretną rozmowę. Dziś mogę to nazwać szokiem werbalnym, który zapoczątkował długą podróż do zdrowia. Wizja oparcia, które mogło zniknąć, spowodowała, że się przestraszyłam. I zaczęłam jeść na pokaz… A wciskanie w siebie (dosłownie: wciskanie) jedzenia było czymś okropnym…

Jak wygląda życie z anoreksją? Możesz opisać dzień z życia anorektyczki? Stworzyłaś nawet na ten temat film ,,Dzień z życia anorektyczki”

Kto raz wpada w Anę, żyje z nią wiecznie. Tak jak alkoholik czy narkoman. Jest to uzależnienie. Uzależnienie od perfekcji.Co ciekawe, podobnie jak autystycy, anorektyczki nie lubią zmian w swoim harmonogramie i nie jest przesadą stwierdzenie, że każdy dzień wygląda praktycznie tak samo. Dzień z życia Anorektyczki jest zaplanowany z góry. Nie ma w nim miejsca na zmiany. Zmiany burzą harmonię. Wywołują agresję. W moim przypadku wyglądało to tak…Pobudka 06.00 – trening przy zamkniętych drzwiach swojego pokoju (ok. 30-45 min.), potem toaleta i śniadanie nim wszyscy domownicy wstaną. Następnie szkoła 08.00 – 14.00/15.00 – w szkole ok. 11.00 (w czasie długiej przerwy) II śniadanie (owoce, surowe warzywa). Następnie powrót do domu i obiad (to co akurat rodzice ugotowali, tylko bez masła, soli, tłuszczu, sosu, etc. w małych ilościach). W tzw. międzyczasie piłam dużo czerwonej herbaty (w kuflach od piwa) oraz wody. Kolacji nie jadłam, szłam do pokoju na trening trwający wówczas ok. 60-90 minut. Jeśli był czas, to dodatkowo szłam na spacer w ciągu dnia albo jechałam rowerem gdzieś przed siebie z najcięższą przerzutką i maksymalną prędkością. Dużo czasu też poświęcałam na naukę (chodząc, nie siedząc i robiąc przy tym skłony, przysiady i inne). Film „Dzień z życia Anorektyczki” jest mocno przerysowany, ale zawierający wszystkie ważne elementy w życiu Anorektyczki. Nie każdy jest w stanie go zrozumieć i odebrać z humorem, bo z perspektywy czasu ANA nie jest dla mnie już tą samą ANĄ co kiedyś.

Kiedy zorientowałaś się, że ten problem i Ciebie dotyczy? Jak długo trwało, zanim przyznałaś się przed samą sobą? Czy jakieś konkretne wydarzenie to spowodował? Jak wyglądała Twoja walka? Ktoś Ci pomagał?

Choć to zabrzmi dziwnie, minęło dużo czasu nim przyznałam sama przed sobą, że to była anoreksja. Że ja miałam Anoreksję. Ja nigdy się nie podejrzewałam o anoreksję. Kiedy przeprowadziłam się do Łodzi, zaczęłam walkę z bulimią. 2 lata jedzenia na przymus. Głównie słodyczy i Fast-foodów, co nie mogło skończyć się inaczej, jak raptownym przyrostem wagi. Nienawidziłam się! Staram się nie jeść, znów chciałam być silna jak kiedyś, ale nie udawało mi się to. Więcej jadłam, płakałam, trenowałam i tak w kółko… I tak męczyłam się sama ze sobą. Rodzina starała mi się pomóc, kiedy się przyznałam, że mam problem z przymusem jedzenia. Najlepiej tak, aby nikt nie widział. Jednak w domu bywałam rzadko… W końcu jakoś na III roku studiów chyba trochę się ogarnęłam z moim problemem. W wyniku wahań wagi gromadziła mi się woda w organizmie i mocno puchłam. Przestraszyłam się. Brałam tabletki na odwodnienie, które unormowały sytuację i jednocześnie zaczęłam znów narzucać sobie rytm dnia. Uspokoiło mnie to, mimo braku tak spektakularnych efektów jak dawniej. Schudłam. Tym razem 6 kg w pół roku. Niby nic, ale mnie to cieszyło, a waga się utrzymywała. Rytm dnia trwał dalej, ja czułam się dobrze. Nie głodziłam się. Jadłam z zegarkiem w ręku. Na uczelnię zawsze brałam śniadanie, obiad, kolację i przekąski. Zaczęłam biegać i chodzić na siłownię. Było dobrze, ale dobrze nie trwało wiecznie. Znów zaczęła odzywać się bulimia. Znów jadłam. Znów trochę przytyłam. Miałam strasznie rozregulowany organizm! Znów miałam dołek. I od tego momentu miałam takie regularne sinusoidy: trochę anoreksji, trochę bulimii, trochę „normalności”. V rok studiów wiązał się z kolejnym załamaniem, w wyniku którego sama dobrowolnie postanowiłam udać się do psychologa. Tam między słowami powiedziałam też o swoim problemie z jedzeniem i to w tym momencie, czyli po 7 latach, uzmysłowiłam sobie, że to była i jest anoreksja i bulimia. Żadna ortoreksja. To był jak grom z jasnego nieba. Terapia trwała ponad rok, podczas której analizowałam siebie. Później z pewnych przyczyn musiałam ją przerwać, ale założyłam blog Ekshibicjonizm Kontrolowany – miejsce, gdzie otwarcie mówię o Anie. Miejsce, gdzie zarówno Anorektyczki mogą przeczytać o sobie, jak i osoby zdrowe mogą spróbować zrozumieć Anę i osoby cierpiące. Zatem od ok. 3 lat sama przed sobą się przyznaję do tego, że przeszłam anoreksję. Że umiem z nią żyć.

Jak patrzysz na to wszystko z perspektywy czasu? Co straciłaś, co zyskałaś?

Jestem świadoma, że patrzę na problem nieco inaczej niż inne exanorektyczki. Nie dramatyzuję. Być może jest to spowodowane tym, że rozłożyłam Anę na czynniki pierwsze i nie jest dla mnie niczym strasznym. Bardzo sucho podchodzę do niej. Oddzieliłam ją od siebie, jest dla mnie osobnym tworem, z którym trzeba umieć żyć. Alkoholik nosi przy sobie „szczeniaczka’, którego wie, że ma nie wypić. Ja chodzę z Aną i bulimią w głowie i wiem, że ich czas minął. Nie liczę kalorii, choć dalej się ważę. Staram się trzymać wagę, ale nie obsesyjnie. Trochę z upływem czasu, zgłębieniem tematu anoreksji oraz poznaniem samej siebie daje mi dystans do całej historii. Nie rozpatruję związku z Anąw kategoriach straty czy zysku. Patrząc na nią dziś jest mi trochę smutno tamtej dziewczyny, ale może gdyby nie jej historia, nie byłabym dziś taką Asią jaką jestem. Dalej dążę do perfekcji, ale nie za wszelką cenę. Jestem tylko człowiekiem, nie komputerem, więc daję sobie prawo do popełniania błędów i naprawiania ich. Im boleśniejszy upadek i samodzielne podnoszenie się, tym większe poczucie siły. A ja nie czuję się słabą osobą.

Wiem, że angażujesz się w pomoc osobom z zaburzeniami odżywiania. Możesz o tym opowiedzieć?

Z mojego doświadczenia wynika, że nic nie działa lepiej niż szok. Terapia szokowa. Poza tym, jeśli chce się zwrócić czyjąś uwagę na problem, to trzeba tym problemem mocno walnąć! I tak mamy dość mocny, czasem nawet niesmaczny, z mojego punktu widzenia groteskowy film Dzień z życia Anorektyczki (YouTube). I tam zawrzało. Zrobiła się tzw. gównoburza, z której wynika, że robiąc taki film nie mam pojęcia o Anoreksji. Jest dobrze – jest punkt zaczepienia. Jest agresja. Jest złość. Teraz wystarczy tylko ją przekierować na blog ekshibicjonizmkontrolowany. blogspot.com, aby ludzie zeszli z tonu i mogli się otworzyć lub zrozumieć siebie (mnie nie muszą, nie o to tu chodzi). Część z nich została i rozmawiamy. Zwłaszcza wtedy, kiedy jest już bardzo źle. Kiedy jest ten dołek w sinusoidzie. Nie jest łatwo. Nie jestem specjalistą, żadnym lekarzem. Ja mogę tylko mówić jak było u mnie. Możemy porównywać sytuacje i podtrzymywać się na duchu. Jednak warto zapamiętać: Anorektyczka i ex-Anorektyczka to już dwie różne osoby. Niby nadają na tych samych falach, ale są już na różnych wyspach. Ja na blogu chcę pokazać tyle części ANY, ile zdołałam poznać i poznaję, aby łatwiej można było ją pokonać. Bo zrozumienie to początek długiej drogi do zdrowia.

Co byś powiedziała osobom, które podejrzewają, że ich siostra, koleżanka, sąsiadka, a może kolega, ma taki właśnie problem?

I to jest chyba najtrudniejsze pytanie, bo zmagające się z anoreksją osoby myślą, że jeśli już, to robią krzywdę tylko sobie, a prawda jest taka, że niejednokrotnie osoby, którym zależy na nas, cierpią jeszcze bardziej, bo czują się bezradne, próbując Ci pomóc. Bo co robi anorektyczka? Odrzuca pomoc. Odrzuca pomocną dłoń. Nie chce jej, bo uważa, że nie ma problemu. Że problem mają inni, bo nie mają własnego życia, tylko z kopytami pchają się w cudze, pięknie ułożone, harmonijne wręcz. Jest wiele oblicz Anoreksji i każdy przypadek zasługuje na indywidualne podejście. W końcu każda cierpiąca na Anę osoba mogła wpaść w jej sidła z innego powodu, a to już sprawia, że inaczej będzie ona z niej wychodzić. To co pomoże jednej, na inną nie zadziała wcale albo jeszcze bardziej pogrąży się chorobie. To co ja mogę powiedzieć do osób, które w swoim otoczeniu być może mają osobę, która zmaga się, świadomie lub nie, z anoreksją, to to, aby zachowały cierpliwość i spokój. Krzykiem i wytykaniem, ani tym bardziej pouczaniem nic nie wskóramy. W ten sposób możemy co najwyżej spodziewać się, że ta osoba się zamknie w sobie przed nami albo zabierze samą siebie z naszego życia. Jestem zwolennikiem terapii szokowej, jednak nie oznacza to, że wszystkim bym ją serwowała. Wpierw trzeba zbadać podłoże Any, dopiero później podjąć działanie. Sami możemy nie dać rady pomóc, choć bardzo byśmy chcieli. Dużo łatwiej pomagać komuś, kto sam przed sobą się przyzna do choroby. Jeśli ta osoba twierdzi, że jest zdrowa, to wiele też zależy od naszego sprytu oraz tego jak dobrze znamy tą osobę, abyśmy potrafili określić co mogłoby jej pomóc. Pomoc specjalisty może być nieoceniona, ale sami też możemy mimochodem zostawić jakiś artykuł na stole, otwartą stronę www na naszym komputerze z danym tematem, mówić o różnych objawach i skutkach, bez użycia słowa anoreksja, w kontekście jakiegoś filmu, artykułu, innej osoby. I obserwować reakcje. Czy będą pozytywne, czy nie. Może w końcu ten ktoś sam otwarcie będzie chciał porozmawiać, bo zobaczy w nas kogoś, kto mógłby ją zrozumieć. I może właśnie pomóc.

Joannie Szczepaniak dziękujemy za tą szczerą rozmowę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *