Odsunięta od opieki nad sąsiadką

4 marca, 2010

Chciała pomóc – zaszkodziła?
Pewna mieszkanka Witkowa od kilku lat opiekowała się swoją sąsiadką, której rodzina nie ma czasu na ciągły nadzór nad 85-letnią kobietą. 11 lutego doszło jednak do zdarzenia, przez które pani Alina Baranowska nie może już opiekować się starszą kobietą. Dlaczego rodzina Joanny Kowalskiej nie pozwala na opiekę nad swoją „babcią”?

OPIEKA OD WIELU LAT
Alina Baranowska jest samotnie mieszkającą wdową, która w 2002 roku przeprowadziła się do jednego z nowo wybudowanych w Witkowie mieszkań. Umiłowała ciszę i spokój, nie zaprasza do siebie zbyt wielu gości, codziennie ogląda seriale w telewizji i cieszy się jesienią swego życia. Naprzeciwko niej mieszka również samotnie 85-letnia kobieta, która wymaga stałej opieki. „Babcia” – bo tak wszyscy na nią mówią, jest chora na cukrzycę, nadciśnienie, nowotwór pęcherza, oraz inne choroby pojawiające się w starczym wieku.

Pani Joanna Kowalska pogodziła się z losem, bo wie, że musi spokojnie czekać na śmierć. Jak mówi Alina Baranowska: „Panią Joanną zaczęłam się opiekować już jakiś czas temu. Kiedyś w jej mieszkaniu pękła rura z gorącą wodą. Wszystko było zalewane i woda poleciała również na Kowalską. Ta wybiegła na korytarz i wołała pomocy. Ja byłam najbliżej i pomogłam jej ściągnąć mokre ubrania. Kobieta była poparzona, pomogłam jak tylko mogłam. Później pani Joanna rozpowiadała wszystkim, że to ja jej pomogłam, że jestem bohaterką i uratowałam jej życie.

Oczywiście to było miłe, a po tym zdarzeniu bardzo się ze sobą zżyliśmy. Zaczęłam odwiedzać panią Joannę, przynosić jej jedzenie i pomagać w różnych czynnościach. Mieliśmy nawet swój dzwonek umówiony, żeby nie otwierała nikomu innemu, bo się bała.” Córka Joanny Kowalskiej mieszka w bloku naprzeciwko. Jej rodzina jednak nie ma czasu na ciągłą opiekę nad 85-letnią kobietą. Tylko raz dziennie na kilka minut przychodzi ktoś z rodziny aby dać jedzenie na następny dzień. Więcej czułości i opieki tej kobiecie się nie należy?

SAMOTNE ŚWIĘTA
Dość przykry incydent zaistniał również podczas świąt Bożego Narodzenia. Pani Alina wyjechała do swojej córki mieszkającej w Poznaniu aby spędzić wspólnie z rodziną czas świąt. Joanna Kowalska została w domu całkiem sama. W okresie przedświątecznym nikt z rodziny jej nie odwiedził, wszyscy zajmowali się własnymi sprawami. Nikt nie pomyślał o starszej kobiecie, która wymaga opieki.

Alina Baranowska, wyjeżdżając z Witkowa zostawiła numer telefonu swojej sąsiadce, aby w razie czego panie miały jakiś kontakt. „Siedzimy z córką w jej mieszkaniu a tu nagle dzwoni telefon. Odzywa się smutnym głosem sąsiadka i mówi, że są święta a ona musi sama w domu siedzieć. Rodzina zrobiła swoje spotkanie świąteczne i nikt się nawet nie zapytał o jej zdrowie. To jest karygodne żeby starszą osobę zostawić taką samotną.

Wzięłam córkę i wróciłam do Witkowa, żeby się zaopiekować sąsiadką. Joanna przytuliła się do mnie i się rozpłakała. Powiedziała mi, że jej rodzina czeka tylko na jej śmierć. Dowiedziałam się też, że za każdą pomoc ze strony rodziny i innych mieszkańców bloku wszyscy chcieli otrzymywać jakieś wynagrodzenie. Jak można oczekiwać pieniędzy za pomoc?” – mówi Alina Baranowska.

SPACER, POLICJA, POGOTOWIE
11 lutego Alina Baranowska przeżyła koszmar. Martwiąc się bardzo o swoją sąsiadkę starała się nie spuszczać jej z oka. W godzinach popołudniowych wzięła od sąsiadki klucz do skrzynki pocztowej, aby jak co dzień sprawdzić korespondencję. Gdy wróciła na trzecie piętro drzwi do mieszkania pani Kowalskiej były zamknięte. Ze środka nie wydobywały się żadne dźwięki. Ponieważ lokatorka jest przygłucha Alina Baranowska próbowała wszystkich sposobów, aby ktoś w środku ją usłyszał.

Jak mówi zdenerwowana Alina Baranowska: „Dzwoniłam dzwonkiem, dzwoniłam telefonem, waliłam pięścią do drzwi i zupełnie nic się nie działo. Wzięłam już nawet młotek i waliłam młotkiem w te drzwi, żeby sąsiadka usłyszała i otworzyła. Drzwi jednak były ciągle zamknięte. Prawie zawału dostałam przez to wszystko, ciśnienie od razu w górę, bo naprawdę myślałam już, że stało się najgorsze, że może się przewróciła i uderzyła. Nie wiedziałam dalej co zrobić.”

Z sąsiednich mieszkań i pięter nadbiegli inni lokatorzy z całego bloku. Wszyscy przypatrywali się co wyprawia Alina Baranowska, szukająca pomocy we wszystkim. Po chwili bezradności, około godziny 14:30 postanowiła zadzwonić do córki 85-letniej kobiety, aby zaalarmować ją o tej sytuacji.

Córka powiedziała jednak, że kończy pracę dopiero za półtorej godziny i wtedy dopiero będzie mogła przyjść z kluczem i otworzyć drzwi. „Rzuciłam słuchawką bo już nie mogłam słuchać z jakim spokojem i bez przejęcia mówiła o tym ta kobieta. Od razu zadzwoniłam po pogotowie i policję, ktoś musiał przecież dowiedzieć się co się dzieje. Policja miała być za 15 minut, to byłam już spokojna. Za chwilę jednak zjawił się zięć sąsiadki, za nim pogotowie i policja. Nagle okazało się, że sąsiadka wyszła na spacer do piwnicy bloku. Ona nie może nigdzie wychodzić bo lekarze jej nie każą. Ona tylko powiedziała, że zapomniała zupełnie o tym.”

PODZIĘKOWANIA BRAK
Lekarze pogotowia przebadali staruszkę i nakazali stosowanie się do wyznaczonych porad lekarskich. Zbyt dużo ruchu u kobiety sprawia, że z pęcherza do moczu przedostaje się krew. Joanna przeprosiła za całe zamieszanie, a ponieważ nie miała komu się wyżalić powiedziała, że więcej już tak nie zrobi. Alina Baranowska cieszyła się całym sercem, że to zdarzenie skończyło się bez żadnej katastrofy.

„Myślałam, że wszystko będzie dobrze. Następnego dnia jednak zadzwoniłam do sąsiadki a ona mi powiedziała, tak jakby ktoś jej podpowiadał, że nie mogę się już nią opiekować. Że to było tylko niepotrzebne zamieszanie. Przecież to chodziło o jej zdrowie i życie, nikt do niej nie zagląda, wnuki chcą tylko pieniędzy nawet za przyniesienie zakupów, to ktoś musi się normalnie zająć tą osobą. W niedzielę zadzwoniła jeszcze do mnie, była już sama i przeprosiła mnie za wszystko. Powiedziała, że czuje się jak we więzieniu i że cała rodzina czeka tylko na jej śmierć. Bardzo mi żal tej kobiety, ale ja nie mogę się wtrącać bo to nie moja rodzina. Mogę tylko nawołać innych mieszkańców, którzy powinni wreszcie zauważyć, że niektórym osobom dzieje się wielka krzywda. To jest karygodne zachowanie, które trzeba tępić. W odpowiedzi innych mieszkańców usłyszałam tylko, żebym się nie mieszała bo ta rodzina jest bardzo zła i na pewno mi za nic nie podziękują” – kończy rozmowę Alina Baranowska. Personalia bohaterów artykułu zostały zmienione

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *