15 lat za bestialski czyn

30 czerwca, 2010
Artura M. doprowadzili do sądu w kajdankach
Artura M. doprowadzili do sądu w kajdankach

Artur M. za morderstwo konkubiny pójdzie siedzieć na 15 lat! Jego synek chce, żeby ojciec do niego wrócił.
Jedna rozprawa wystarczyła konińskiemu Sądowi Okręgowemu aby orzec winę w sprawie morderstwa z sierpnia 2009 na ulicy Matejki w Słupcy. Artur M. został skazany na 15 lat pozbawienia wolności. Morderca skruszony powiedział, że teraz uratować go może jedynie krzesło elektryczne.

MORD NA MATEJKI
18 sierpnia 2009 zapisał się na czarnych kartach historii Słupcy. Przy ulicy Matejki doszło do brutalnego morderstwa. 44-letni Artur M. w zwidzie alkoholowym zabił swoją konkubinę Żanetę K., szesnastokrotnie dźgając ją nożem w okolice klatki piersiowej i brzucha. Kobieta zmarła na miejscu. Podczas zajścia Artur M. miał w swoim organizmie 2,73 promila alkoholu. Mężczyzna po dokonaniu morderstwa próbował popełnić samobójstwo podcinając sobie żyły. Próby te spełzły na niczym, ponieważ ratownicy medyczni i policjanci, którzy przybyli na miejsce zdążyli go zatrzymać przed zamachem na swoje życie. Na miejscu zdarzenia znaleziono 12 centymetrowy nóż kuchenny, którym dokonano mordu. Narzędzie zbrodni było zgięte od siły uderzenia, oraz całe poplamione krwią. Prokuratura nie miała żadnych wątpliwości, aby mężczyznę oskarżyć o umyślne dokonanie zabójstwa z zamiarem bezpośrednim. Wstrząsające jest również to, że całe zdarzenie widziało 6-letnie dziecko Artura M. i Żanety K. To chłopiec zawiadomił sąsiadów o morderstwie…

WYZNANIA MORDERCY
„Tak, przyznaję się do zarzucanego czynu. Odmawiam składania wyjaśnień. Chciałbym przeprosić za wszystko. W trakcie naszego mieszkania na Matejki dochodziło do awantur, ponieważ według mnie konkubina zaniedbywała mnie i syna. W tym dniu o 7:00 udałem się do pracy w Konspolu. Po pracy udałem się na „Kaczy Dołek”, kupiłem piwo i wódkę. Wypiłem na rynku. Konkubina oświadczyła mi, że będzie miała swoje pieniądze. Kazała mi szykować się i wyp***. Chciałem się powiesić, lecz nie znalazłem odpowiedniego sznura.” – mówił na przesłuchaniach Artur M.

Do samego końca twierdził, że nie zadał pierwszego ciosu nożem, lecz denatka się na niego nadziała, a on chciał ją tylko postraszyć. Kolejne dźgnięcia były już tylko odruchowe. Morderca nie wiedział ile dokładnie ich zadał.

„Zrobiła ruch, nadziała się na nóż, potem pchnąłem ją kilka razy. Wziąłem żyletkę i podciąłem sobie żyły. Krew słabo leciała to próbowałem jeszcze wycisnąć. Ja nie mam dla kogo żyć. Mam tylko syna i niedokończone cele. Gdyby było takie coś jak krzesło elektryczne to by mnie ono ratowało. Inaczej i tak odbiorę sobie życie. W ostatnim czasie moje relacje z Żanetą były bardzo złe. Problemy finansowe, pożyczki, spłaty. Tydzień czasu przez zdarzeniem dochodziło do awantur. Wcześniej też były. W większości ona wszczynała kłótnie. Ja nadużywałem alkoholu. Cały czas byłem na tabletkach uspokajających.” – mówił dalej zabójca.

TATA ZABIŁ MAMĘ, ALE NIECH PRZEPROSI I WRÓCI
Mały Arturek, widząc co robi jego ojciec z płaczem wybiegł z domu i na podwórku krzyczał, aby zaalarmować najbliżej znajdujące się osoby. Kobiety z pobliskiego zakładu fryzjerskiego natychmiast sprawdziły co się stało. Gdy dobiegły do mieszkania Artura M. i Żanety K. natychmiast zawiadomiły służby ratunkowe. To co zobaczyła Wiesława K. do końca życia zapadnie jej w pamięć.

Jak mówiła w sądzie: „Synek przyszedł do nas i powiedział: tata zabił mamę. Ja wybiegłam z zakładu bo nie wierzyłam. Ta pani leżała. Powiedziałam koleżankom, żeby zadzwoniły po policje i karetkę. Dzieciak płakał i krzyczał.”

Grażyna K., mieszkająca w Poznaniu matka ofiary, z Arturem M. miała słaby kontakt. „Ja mówiłam, żeby została w Poznaniu. Żaneta mówiła mi, że go kocha, że on pójdzie na leczenie i ma zamiar się zmienić. Mówiła, że mieszka z Arturem i będzie wszystko dobrze, bo opiekuje się starszą panią i w zamian za to miała mniej do opłaty za lokal.” Matka zabójcy, Bronisława M., przez całą rozprawę z płaczem wsłuchiwała się w zeznania powołanych świadków. Gdy była dopuszczona do głosu chciała dokładnie opisać związek Artura i Żanety. 44-letni Artur M. rozstał się ze swoją żoną, podczas jej leczenia w gnieźnieńskiej klinice dla psychicznie chorych. Żanetę K. poznał dzięki swojej siostrze. One również poznały się na leczeniu w Gnieźnie.

„Syn od młodych lat lubił alkohol i sobie popijał. Ja prosiłam, dzwoniłam do tej Pani, żeby przetłumaczyła córce, żeby zostawiła mojego syna bo on ma rodzinę. Jak widziałam się z wnukiem spytałam go co mam przekazać tacie. Powiedział mi, żeby tata przeprosił pana policjanta i jego, i żeby wracał do nas” – mówiła Bronisława M. przed Sądem w Koninie.

KTO JEST LEPSZY? JA, CZY TY?
Na sprawie nie zeznawał żaden z bezpośrednich świadków morderstwa. Mały Arturek odmówił zeznawania przeciwko swojemu ojcu, a starsza kobieta, która w czasie zdarzenia była w mieszkaniu, zmarła kilka miesięcy po morderstwie. Na świadków powołanych było kilku policjantów i ratowników medycznych, którzy już po zdarzeniu udali się na miejsce zbrodni.

„Ja kilka dni wcześniej byłem na interwencji na prośbę konkubiny. Artur M. miał pasek od spodni na szyi. Konkubina mówiła, że miał myśli samobójcze. Twierdził, że się między nimi nie układało” – mówił jeden z policjantów.

„Dziecko powiedziało: to tata zrobił i już więcej nie będzie mnie krzywdził i teraz powiem prawdę. Dziecko było spokojne. Na miejscu była już karetka, próbowali reanimować kobietę w mieszkaniu. Oskarżonego nie było na miejscu. Znaleźliśmy go w szopie przy domu. Miał podcięte żyły na rękach” – mówili kolejni funkcjonariusze policji.

Ekipa karetki pogotowia na miejscu podjęła próbę reanimacji Żanety K., lecz kobieta nie wykazywała już oznak życia. Jedna z pielęgniarek dokonała opatrzenia rąk Artura M., który podciął sobie żyły. Zgon kobiety stwierdziła lekarka Elżbieta O., która na akcję przyjechała karetką specjalistyczną.

Jak zeznała w sądzie Elżbieta O.: „Na miejscu byłam jako “druga karetka”. Przejęłam akcję reanimacyjną od ratowników. Oni nie mają prawa stwierdzać zgonu. Później dziecko podbiegło do tego pana skutego kajdankami i powiedziało: no i widzisz, kto jest teraz lepszy, ja czy ty?”

DEKALOG MÓWI: NIE ZABIJAJ!
„Dekalog mówi: nie zabijaj. Sprawca tego czynu ponosi karę prawnie, moralnie i religijnie. Sytuacja jest o tyle nietypowa, że mamy do czynienia ze sprawcą, ofiarą, dzieckiem i sparaliżowaną osobą, oraz ze świadkiem, który zmarł. W sprawie są niezbite dowody. Sprawca został ujęty praktycznie zaraz po zajściu. Oskarżony przyznał się od razu, na miejscu. To nie był jeden cios. Tych ciosów było kilkanaście, w newralgiczne dla życia ośrodki. To jest jedno z najpoważniejszych przestępstw w kodeksie karnym. Nie dopatrując się środków łagodzących wnoszę o uznanie Artura M. winnym i wymierzenie mu kary 25 lat pozbawienia wolności.” – w przemowie końcowej mówił Prokurator Rejonowy w Słupcy Marek Kosmalski.

Matka Żanety K. chciała, by Artur M. dożywotnio odbywał karę za morderstwo. Obrońca Artura M. nie kwestionował sprawstwa oskarżonego, który przyznał się do popełnienia tego okrutnego przestępstwa. Wniósł jednak o wymierzenie łagodnej kary.

„Sąd uznaje oskarżonego za winnego przestępstwa z art. 148 par. 1 kodeksu karnego i skazuje go na 15 lat pozbawienia wolności. Nie ulega wątpliwości, że oskarżony popełnił przestępstwo. Jeśli chodzi o okoliczności obarczające są to: bardzo wysoki stopień szkodliwości społecznej, ilość zadanych ciosów, stan nietrzeźwości, zdarzenie na oczach małego dziecka, negatywna opinia w otoczeniu. Środkami łagodzącymi było przyznanie się do winy i przeproszenie za popełnienie przestępstwa.” – mówił sędzia ogłaszający wyrok. Sąd uznał, że kara będzie adekwatna do popełnionego czynu. Wyrok jest nieprawomocny.

  1. szkoda tylko mi tego malego chlopczyka! bardzo szkoda! ale to nie jego wina, ze ma takiego popie…e ojca!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *