Kazali mu zakopać Żydów!

10 września, 2010
Zdzisław Jasiński pokazuje Łukaszowi Parusowi fotografie rodzinne
Zdzisław Jasiński pokazuje Łukaszowi Parusowi fotografie rodzinne

Zdzisław Jasiński wspomina dawne dzieje
Kiedy wybuchła II wojna światowa, Zdzisław Jasiński miał wówczas 15 lat. Pamięta okres okupacji w rodzinnym Zagórowie, w którym mieszka i żyje do dziś. Wspomina trudne czasy, ale także wesołe chwile w czasie niemieckiej agresji i lata powojenne. Mało, kto zna obraz tamtego Zagórowa, tak jak 86-letni pan Zdzisław. Odwiedziliśmy go w jego domu, aby powspominać dawne dzieje.

Pan Zdzisław jest dobrze rozpoznawalny w miasteczku, często wygląda z okna swojego domu, bo tu ma najlepszy wgląd na ulice Zagórowa. Rodzinnego miasta nie opuścił ani w czasie wojny, a ni po jej zakończeniu. Teraz wyjeżdża tylko na zimę do swojej córki, która mieszka w Bielsku Białej. Cieplejsze dni spędza w swoim miasteczku nad Wartą. Pomimo sędziwego wieku, pan Zdzisław dobrze się czuje, ma także doskonałą pamięć. Zgodził się opowiedzieć nam o Zagórowie w czasie II wojny światowej. Niech ten wywiad posłuży do popularyzacji wiedzy o tamtych czasach, które były szczególne w dziejach miasta. Tu także trwały zamieszki wojenne, Niemcy gromili Żydów, a i Polacy okazali się zdrajcami.

„Matka prowadziła jadłodajnię i piwiarnię. To był bardzo dobry interes, zwłaszcza w dni targowe. Obok naszego domu odbywały się końskie targi. Przybywali na nie liczni kupcy, a u nas zasiadali do stołów, aby się posilić. Mieliśmy też dobre piwo, o które w tamtych czasach było trudno. Jako młody chłopak zajmowałem się w naszej restauracji bilardem kręglowym, który miał duże powodzenie. Ludzie grali na pieniądze, zawsze było tu gwarno i wesoło” – rozpoczyna swoją opowieść pan Zdzisław.

Obok domu Jasińskich, w budynku, w którym obecnie mieści się księgarnia – mieszkał najbardziej rozpoznawalny w Zagórowie Niemiec Diesterheft. Był bardzo bogaty, miał przed wojną sklep. Dla miejscowych był grzeczny i miły – jak opowiada pan Jasiński, ale o zbliżającej się wojnie wiedział doskonale.

„Ciągle jeździł do okolicznych wiosek, gdzie mieszkało dużo Niemców, tam zbierał informacje. Jeździł też do Poznania, a także do Berlina, gdzie o wszystkim się dowiadywał. Okazał się działającym w podziemiu od lat szefem zakonspirowanej komórki NSDAP. I wszystko się zaczęło. Niemcy wtargnęli do Zagórowa na rowerach, bo Polacy wysadzili most na rzece. Przyjechali do Diesterhefta, który został wkrótce zarządcą miasta” – wspomina pan Jasiński.

Nasz rozmówca opowiada, że wspomniany Niemiec krzywdy zagórowianom nie robił, ale pakt zawarł z hitlerowcami. Wojna skończyła się dla niego tragicznie. Polacy wypalili mu oczy za zdradę, a żonę i córkę gwałcili na zagórowskim posterunku. Wreszcie Diesterhefta zastrzelono. Jak mówi pan Zdzisław – on właśnie był odpowiedzialny za śmierć zagórowskich peowiaków, słynnych z akcji „Barka”. Córki chyba ocalały, bo wiedziały, gdzie jest w miasteczku złoto. Do dziś z uśmiechem mówi się, że tam gdzie mieszkał przywódca niemiecki, pod księgarnią może być zakopany wielki skarb.

W tamtych czasach Żydzi byli bardzo bogaci, a Niemcy im wszystko zabrali. Wszystkie społeczności żyły ze sobą zgodnie. Wojna była przykładem wzajemnej pomocy, współczucia, a także rodzących się romansów. O nich, także opowiedział nam pan Jasiński. Niemcy podkochiwali się w pięknych Żydówkach, a także Polkach. Niektórzy mężowie nic o tym nie wiedzieli, gdyż w tym czasie bronili Ojczyzny na wojnie. Pan Zdzisław na początku wojny pracował w ogrodnictwie u pana Łabęckiego, a później u pewnej Niemki, która nazywała się Zauer.

„Była dla mnie bardzo dobra, bo wiele jej pomagałem. Odwdzięczyła się, przysyłając po wojnie wiele atrakcyjnych paczek z zagranicy” – opowiada nasz rozmówca. Choć okupacja w Zagórowie nie przebiegała w huku armat i nalotów bombowych nie było, to każdy musiał radzić sobie, jak mógł. Nie wolno było przecież zabijać zwierząt, za nadto handlować towarem. Groziło to nawet śmiercią. Jednak nie tylko Niemcy byli okrutni w swoich czynach, ale także Polacy. „Tak samo zdarzało się, że grabili i gwałcili. To byli okrutni pijacy”.

Największą tragedią w Zagórowie była zagłada Żydów, którzy zabierani z miejscowego getta, zostali zagazowani i zakopani w pod kazimierzowskich lasach. Młodszych Żydów wywożono natomiast do obozów pracy. Trzech z nich uciekło z miejsca kaźni i powróciło do Zagórowa.

Z tym incydentem pan Zdzisław ma straszne wspomnienia: „Pewnego razu niemieccy oficerowie zapukali do naszych drzwi. Kazali matce, abyśmy z bratem Henrykiem wzięli szpadle i stawili się na posterunku policji. Mieścił się on, gdzie obecnie jest apteka na Dużym Rynku. Przychodziły nam najgorsze myśli, że nas zabiją i naszymi szpadlami zakopią. Przybyliśmy na posterunek, a tam już czekała dorożka. Pojechaliśmy gdzieś w okolicę zagórowskiego cmentarza, a później jeszcze kawałek dalej. Tam zobaczyliśmy trzech zastrzelonych Żydów. Kazano nam ich rozebrać, ubrania sobie zabrać, a potem zakopać zwłoki w dole. Musieliśmy wykonać ten rozkaz, ale to było straszne. Jeden z Żydów miał coś dużego w kalesonach. Gestapowiec stwierdził, że to złoto i chwycił trupa. Okazało się, że to była przepuklina. To było dla nas bardzo koszmarne przeżycie. Cały Zagórów wtedy nie spał. Podobno kazano tym Żydom uciekać, a później wycelowano do nich karabin.” – opowiada pan Zdzisław.

Wreszcie zakończyła się wojna i Hintenberg znów stał się polskim Zagórowem. Pan Zdzisław nadal zajmował się jadłodajnią i piwiarnią. Niestety, czasy powojenne też nie były miodowe. Miastem zaczęli rządzić funkcjonariusze UB, którzy zadali panu Jasińskiemu wiele bólu i cierpienia w dosłownym znaczeniu tego słowa.

„Pójdzie pan z nami, usłyszałem pewnego wieczoru słowa w drzwiach. Zabrali mnie na posterunek i katowali. Wszystko poszło o to, że handlowałem wódką. Powiedziano mi, że UB nie obchodzi, czy Jasiński sprzedaje wódkę, czy nie. Oni chcą tylko wszystko wiedzieć. Strasznie mnie wtedy pobili. To było po tym, jak w Zagórowie zamordowano pierwszego komunistycznego burmistrza Leona Maciejewskiego” – opowiada Zdzisław Jasiński.

Terror w mieście trwał nadal, jak za okupacji. Nie wolno było zabijać zwierząt rzeźnych, ganiano tych, którzy pędzili bimber, albo handlowali czymś pokątnie. Trzeba było szukać innego wyjścia. Rodzina Jasińskich zaprzestała prowadzenia restauracji w 1948 roku. Pan Zdzisław został kierownikiem sklepu odzieżowego, który znajdował się w domu pana Pęcherskiego na Dużym Rynku. Na początku partia sprzeciwiała się jego kandydaturze na szefa sklepu, bo wcześniej prowadził prywatny interes. Lepszego kandydata jednak nie było.

Później zaczęło się trochę lepsze życie. Pan Zdzisław postanowił założyć pierwszy w powojennym Zagórowie Klub Piłkarski „Grom”. To były cudowne lata sportowe w miasteczku. Chłopaki chętnie kopali piłkę na stadionie przy Wymysłowie. Były liczne zawody, turnieje, a wraz z nimi spore sukcesy. Także życie kulturalne – jak wspomina pan Jasiński było bardzo ożywione. Starsi mieszkańcy powiadają, że lepsze życie było do czasu, kiedy pojawiły się telewizory. A stagnację w życiu kulturalnym obserwujemy z niepokojem do dziś. Nie ma już tych majówek, potańcówek, a także kabaretu. Pan Zdzisław wspomina swojego dobrego kumpla Andrzeja Nowickiego, który był duszą towarzystwa, gdzie tylko się pojawił.

„Ludzie chętnie się ze sobą spotykali, grali w karty, śpiewali, grali i tańczyli. Modne były spacery, głównie aleją zakochanych. To jest ta ulica w stronę Drzewiec. Rosły tam piękne czereśnie. Ile par tamtędy spacerowało. Jakie to były wspaniałe czasy. Przeżyło się” – westchnął senior z ulicy Wojska Polskiego. Zagórów miał wielu wspaniałych synów, a jednym z nich był doktor Konstanty Lidmanowski. On właśnie był założycielem szpitala w Zagórowie. „To był wspaniały społecznik i lekarz. Operował mnie na wyrostek. Był też założycielem straży pożarnej i banku. Był jeszcze taki lekarz Brede, a później Sławek. Wszystkich ich znałem”.

Także pan Zdzisław przez długie lata był czynnym działaczem miejscowej jednostki OSP, po dzień dzisiejszy jest honorowym członkiem tej organizacji. Zawsze chętnie uczestniczy w uroczystościach kościelnych, patriotycznych i tam gdzie są ludzie w mundurach, ze sztandarami. Często też można spotkać pana Zdzisia, jak wygląda przez okno swojego domu. Sam przyznaje, że trochę przykrzy mu się samemu. Od czasu, kiedy zmarła jego żona, upłynęło 17 lat. Teraz, jak mówi – nie ma kumpli, przyjaciół. Wszyscy już na cmentarzu. Dziękujemy panu za sympatyczny i pouczający wywiad, życząc jednocześnie dużo zdrowia i 100 lat!

•••

Mam nadzieję, że to spotkanie, jak wiele innych z najstarszymi mieszkańcami Zagórowa posłuży do wzbogacenia cyklu wspomnień, które być może dzięki zdobytym środkom finansowym, zostaną kiedyś opublikowane. Takie marzenie miał najgorliwszy zagórowski regionalista – Bogdan Grzonkowski.

Wywiad przeprowadzony został we współpracy z Łukaszem Parusem.

  1. To mój Dziadek, Świętej Pamięci …i wiedział co mówił, bo przeżył w życiu wiele…. Muszę znowu przyjechać do Zagórowa nad Wartą, odwiedzić Go i znów popatrzyć na stare, znane kąty 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *