Skatowali go w noclegowni

2 lutego, 2011

O zabójstwie syna dowiedzieli się z telewizji
Wielka tragedia dotknęła rodzinę Szulców ze Sługocina (gmina Lądek). 8 stycznia ich syn został zamordowany w noclegowni na Śląsku. O śmieci w Mysłowicach Szulcowie dowiedzieli się z telewizji, gdy prokurator wydał już nakaz pochówku niezidentyfikowanego denata. Po obejrzeniu drastycznych zdjęć zamieszczonych w internecie było już jasne – zamordowany to Tomasz Szulc ze Sługocina.

SKATOWALI GO BO BYŁ „NOWY”
W sobotę 8 stycznia policja poinformowała o tragedii w noclegowni dla bezdomnych w Mysłowicach. Dwóch bezdomnych skatowało swojego kolegę korzystającego z ogrzewanej noclegowni. Nikt nie reagował, pozostali pensjonariusze albo spali, albo byli pijani. Zdarzenie zarejestrowały kamery monitoringu. Tragedia rozegrała się w nocy z piątku na sobotę 8 stycznia. Śledczy ustalili, że między mężczyznami doszło do konfliktu.

Po kłótni Piotr B. zaczął bić nowego przybysza. Podchodził do niego i zadawał mu mocne uderzenia, kopał go prosto w głowę. Skończył dopiero, gdy bity przestał dawać oznaki życia. Nikt do tej pory nie wie dlaczego Piotr B. zaatakował nowego klienta ogrzewalni. W noclegowni chodzą słuchy, że 43- letni stały bywalec tego miejsca terroryzował nowych przybyszów, aby pokazać „kto tu rządzi”.

„Na obrazie widać, jak bezdomny mężczyzna leży na podłodze, a dwaj inni kopią go po głowie” – informuje rzecznik prasowy policji w Mysłowicach, mł.asp. Daniel Sadowski. Kamery zarejestrowały całe zajście jak i twarze oprawców. Niewiadomo dlaczego portier nadzorujący monitoring nie zareagował podczas bójki. Dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej Sylwia Komaraus przeprowadzi wewnętrzny audyt dlaczego portier mający na głowie obserwowanie ekranów monitoringu, doglądanie noclegowni i palenie w piecu, w momencie zabójstwa nie poczynił starań, aby bezdomni przestali katować mężczyznę.Pani dyrektor twierdzi również, że obaj oprawcy są wieloletnimi bywalcami noclegowni.

„Byli karani. Jeden z nich dopiero co kilka miesięcy temu wyszedł z więzienia. Drugi ostatnimi czasy nawet uspokoił się. Niestety, ale bijatyki w ogrzewalni są częste, a pracownicy też czasem boją się interweniować. Natomiast kiedy policja przyjeżdża po pijanego, który stwarza niebezpieczeństwo, zamiast wziąć go na izbę wytrzeźwień, on wraca do nas nim minie kilka godzin. Proszę mi wierzyć, że nie raz w ciągu jednej nocy 5-10 razy musimy wzywać funkcjonariuszy.” – mówi Komaraus.

ZABÓJCY ZATRZYMANI
Policja po otrzymaniu zgłoszenia zatrzymała sprawców pobicia ze skutkiem śmiertelnym w mysłowickiej noclegowni.

Jak informuje rzecznik prasowy tamtejszej policji: „Zarządzona została sekcja, która potwierdziła, że powodem śmierci ofiary było brutalne pobicie i kopanie m.in. po głowie. W ustalaniu okoliczności pomocny okazał się zapis z kamer monitoringu, na którym widać jak bezdomny leży na podłodze, a dwaj inni bezdomni kopią go po głowie. Policjanci zatrzymali sprawców oraz przesłuchali w charakterze świadków bezdomnych, którzy w tym samym czasie znajdowali się w ogrzewalni. Wg wstępnych ustaleń pomiędzy ofiarą, a oprawcami miało dojść do wymiany zdań co stało się powodem pobicia. Za dokonane przestępstwo sprawcom grozi do 10 lat więzienia.”

Problemem było ustalenie tożsamości denata. Rysopis i zdjęcie umieszczono w internecie z podpisem: „Uwaga, zdjęcia i materiały zawierają materiały drastyczne.”

Przez jedenaście dni od zdarzenia nikt nie rozpoznał mężczyzny na zdjęciu. Dopiero dwunastego dnia, dokładnie w czwartek 20 stycznia, wieczorem, rodzina ofiary dowiedziała się o śmierci krewnego.

O TRAGEDII W TELEKURIERZE
W środę 19 stycznia Irena Szulc ze Sługocina (gmina Lądek), przypadkowo włączyła program reporterów Telewizji Polskiej pt. „Telekurier”. Obejrzała ostatnie dwie minuty reportażu o zabójstwie w Mysłowicach. Nie wiedziała jeszcze, że chodzi o jej syna. Na drugi dzień mąż pani Ireny, Franciszek, nie mógł zapomnieć słów wypowiedzianych w programie.

„Utkwiło mu w pamięci to, że pobito na śmierć mężczyznę, bo był obcy. Miał przeczucie, że to chodzi o naszego syna” – mówi Irena Szulc. Wieczorem sołtys Sługocina ciągle myślał o obejrzanym reportażu.

„Zadzwonił do naszego zięcia do Słupcy, żeby sprawdził. Za dziesięć minut mamy telefon. Zięć mówił dosłownie, że jest i na moje oko to jest on. Około 19 wieczorem pojechaliśmy zobaczyć te zdjęcia.” – opowiada pani Irena.

Fotografia ukazywała mocno pobitego mężczyznę. Był to syn Szulców. Oglądając zdjęcia rodzice przeżyli prawdziwy szok. Chwilę później udali się na policję, żeby powiadomić o zidentyfikowaniu swojego syna. Wtedy ruszyła cała machina dochodzeniowa. Okazało się, że po wszelkich przeprowadzonych czynnościach prokurator wydał już nakaz pochówku Tomasza Szulca. Franciszek poinformował służby kryminalne o tym, że nieznany mężczyzna to jego syn.

IDENTYFIKACJA CIAŁA
W poniedziałek 24 stycznia Franciszek Szulc pojechał do Katowic, gdzie w katedrze medycyny sądowej przebywało ciało jego syna. Na miejscu potwierdził, że to właśnie jego syn leży martwy. Dopiero po zidentyfikowaniu ciała wydano dokumenty pozwalające na pochówek. Zakład pogrzebowy ze Słupcy po ciało musi jechać na Śląsk. Pogrzeb odbędzie się w środę 26 stycznia o godzinie 13:00 w Lądku.

„Nie mógł w domu usiedzieć. Niczego mu nie brakowało, ale on wędrował. Łatwiej by było wymienić miejsca w Polsce, w których nie był, niż wyliczyć te, które odwiedził. Był dobrym uczniem, dobrym człowiekiem. Ja nie muszę o nim tak mówić, można spytać nauczycieli, sąsiadów. To wszystko bardzo boli, musi upłynąć trochę czasu.” – mówi matka Tomasza, Irena Szulca. Tomasz ostatni raz w domu był na Boże Narodzenie 2009 roku. Utrzymywał z rodziną kontakt telefoniczny.

„Ostatnio dzwoniłam do niego na święta i w sylwestra. Odebrał, pogadaliśmy. Miał zadzwonić jeszcze o północy w sylwestra. Nie zadzwonił. Ja dzwoniłam później w poniedziałek po nowym roku, we wtorek i w środę. Jego kolega mówił, żebym się nie przejmowała, bo nic się nie stało. Wyszedł gdzieś i nie wrócił. Kontaktu już później nie było.”

Dla pani Ireny najważniejsze jest, aby ciało jej syna wróciło do naszych stron. Przed pochówkiem chce jeszcze raz go zobaczyć, przytulić. Matka zabitego mówi, że Tomek miał marzenia, aby mieszkać w Sługocinie. Chciał się opiekować rodzicami. Podczas naszych odwiedzin Irena Szulc ucieszyła się, że może komuś się wyżalić, opowiedzieć o wszystkim. Ulżyło jej trochę wspominając o swoim synu.

„Serdeczne podziękowania dla Telekuriera, bo tylko dzięki temu programowi nas coś popchnęło do tego, żeby sprawdzić co się stało. Ludzie już gdybają ale ja się ludźmi nie przejmuję. Mieliśmy propozycję już, żeby być jako oskarżyciel posiłkowy, ale ja nie chcę tych bandziorów widzieć na oczy.” – mówi pani Irena.

„Nie taka kolej rzeczy, żeby rodzice pochowali swe dziecko” – dodaje z płaczem Irena Szulc.

•••

Tomasz Szulc urodził się w Słupcy 5 lipca 1974 roku. Przeżył 36 lat. Zmarł tragicznie 8 stycznia 2011. Pozostawił siedmioletnią córeczkę Laurę. Cześć jego pamięci…

  1. to co się stało to tragedia WIELKA . tylko czy pracownik monitorngu ma jeszcze palić w piecu ,to jest chore i głupie ,jedną robotę trzeba wybrać ,a to zajęcie dla zarządcy tego obiektu.

  2. … mnie strzela gdy słysze o „pobiciu ze skutkiem śmiertelnym”. Co to jest ?! W tym przypadku to było zwykłe zabójstwo, skatowanie !
    Pobicie ze skutkiem jest wtedy, gdy przyłożysz w pape a ten upadając uderzy się o ostrą krawędź.
    Taka debilna interpretacja kk prowadzi do tego, że chcąc kogoś zabić najlepiej jest zakatować ofiare. Wówczas odpowiesz za pobicie ze skutkiem zamiast za zabójstwo.
    Niech szlag trafi tych pseudoniedouczonych prokuratorów, którzy tak kretyńskie zarzuty stawiają.

  3. Pani Ireno-szczere wyrazy współczucia,wiem jak pani kocha swe dzieci.Choć wnuczka po Nim została. Morderców wytracić,niby ludzie,lecz wśród ludzi być nie powinni!Nadzorującego monitoring zwolnić i ukarać.Przypadkowych ” widzów ” pouczyć i ostrzec !Taki młody a już Go nie ma!Mój syn ma 2 lata mniej,ciągle drżę,gdy wsiada do samochodu i jedzie do pracy-takie są matki!Mam nadzieję,że winni zostaną surowo ukarani a czas złagodzi ranę.Pozdrawiam.

  4. I portier tej noclegowni co był wtedy w pracy siedział i wszystko widział niestety nie poniesie konsekwencji wyżucenia z pracy bo jego żona pracuje w mopsie w mysłowicach układy jescze raz układy pragne przypomnieć pobicie ze skutkiem śmiertelnym w 2008roku na noclegowni portier który faktycznie niczego nie był winny bo siedział w portierni i nie widział jak na sali dochodzi do bójki został odrazu wyżucony z pracy…powinni sie wziąść za ten mops w mysłowicach tam są same przekręty i układy a szarzy ludzie dostają po dupie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *