Świat stoi przed nią otworem

14 marca, 2012

Justyna Ziółkowska pochodząca z małej miejscowości Słomczyce Huby, leżącej niedaleko Słupcy, do szkoły podstawowej i gimnazjum chodziła w Strzałkowie. W latach 2006 – 2009 uczyła się w słupeckim Liceum Ogólnokształcącym im. Marszałka J. Piłsudskiego. Tam wybrała profil historia – język angielski. Od 2009 roku studiuje zarządzanie na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu na specjalności komunikacja w biznesie. Gdy przeczytała w Gazecie Słupeckiej felieton Marka Siwca o programie Erasmus postanowiła się podzielić z czytelnikami swoimi spostrzeżeniami z udziału w tym projekcie.

Już od dziecka marzyłam o podróżach, ale w pełni zaczęłam realizować to marzenie dopiero na studiach. Początkiem była podróż autostopem do Hiszpanii, nagle Europa zrobiła się mała i w zasięgu ręki. Jednak zamieszkanie w obcym kraju przez dłuższy czas to większe wyzwanie, które oczywiście chętnie podjęłam. Studiuje na trzecim roku Zarządzania na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu. Dzięki programowi Erasmus miałam okazję spędzić ostatni semestr w Paderborn w Niemczech.

Decyzja o wzięciu udziału w programie Erasmus była spontaniczna. Krążyły po uczelni głosy, że dostanie się do programu nie jest proste, ale postanowiłam, że spróbuję. Od początku podchodziłam do tego pomysłu z rezerwą, wiedziałam że zdanie testów językowych nie będzie łatwe. Gdy przeszłam je bez problemów już wiedziałam, że wyjadę. Wybór z listy ponad stu uczelni nie był prosty, w grę wchodziły różne miejsca: Portugalia, Hiszpania, Finlandia, Irlandia… Wreszcie, po usłyszeniu od znajomych rekomendacji uczelni w Paderborn zdecydowałam, że wyjadę do Niemiec. I był to strzał w dziesiątkę! Może nie jest to drugi koniec Europy, nie ma gorących plaż i pięknej pogody zimą, ale dowiedziałam się bardzo wiele o naszym zachodnim sąsiedzie. Bardzo dobra uczelnia, ciekawe zajęcia, duża oferta dla studentów zagranicznych, interesujący ludzie, dużo nowych miejsc i wiele więcej czekało na mnie w Paderborn.

Uniwersytet w Paderborn zaskoczył mnie rozmiarem. Samo miasto liczy około 150 tys. mieszkańców, jest to jednak duży ośrodek uniwersytecki w którym uczy się 15 tys. studentów. Miasto jest położone nad najkrótszą rzeką w Niemczech – Pader – od której też pochodzi nazwa. Zaskakująca była ilość zieleni w mieście, ale też niemiecka dokładność w jej utrzymaniu, zielone trawniki, dużo drzew i zimozielonych krzewów sprawiała że przyjemnie spacerowało się o każdej porze roku.

Utrzymanie takiego stanu środowiska na pewno nie było by możliwe, gdyby nie duża wrażliwość ekologiczna Niemców. Sortowanie śmieci to czynność na porządku dziennym, a my, studenci z zagranicy musieliśmy szybko się tego nauczyć. Nawyk odkładania plastikowych butelek został mi do teraz, niestety w Polsce nie odzyskam za nie kaucji, a w Niemczech ten system bardzo sprawnie funkcjonował. Niemcy są jednym z liderów w dbaniu o środowisko naturalne w Europie, duże elektrownie wiatrowe są typowym elementem krajobrazu, podobnie jak baterie słoneczne na dachach domów.

Studenci zagraniczni tworzyli w Paderborn bardzo zgraną grupę, dzięki temu mogłam poznać inne kultury i reprezentować mój kraj. Razem ze mną do Paderborn pojechały jeszcze 3 osoby z Poznania i jedna z Łodzi. Byliśmy dość liczną grupą, więc mieliśmy dobrą okazję, żeby przedstawić polską kulturę i tradycje. Przygotowywaliśmy pierogi i placki ziemniaczane, którymi obcokrajowcy się zajadali, chociaż trzeba przyznać, że Francuzi byli najbardziej sceptyczni wobec smażonych ziemniaków z cukrem i śmietaną. W końcu jednak przekonali się nawet do tak dziwnego dla nich połączenia smaków. Podczas „polskiego wieczoru” podaliśmy czerwony barszcz, śledzie, murzynka i ryż na mleku. Mieszanka trzeba przyznać ciekawa nawet dla nas, ale wszyscy niezależnie od narodowość chwalili polską kuchnię. Nasza pięcioosobowa grupa byłą jedną z mniej licznych reprezentacji krajów europejskich. Najliczniejszą grupą liczącą ponad 20 (!) osób byli Hiszpanie, wszyscy niesamowicie rozmowni i otwarci. Oczywiście, wszystkie imprezy z ich udziałem były niezapomniane, a takie specjały hiszpańskiej kuchni jak tortilla de patatas, czy sangria będą na pewno nie raz przygotowywane przeze mnie w Polsce.

Udział w programie Erasmus to niesamowita przygoda, rozwijająca nie tylko umiejętności językowe, ale też wrażliwość kulturową i umożliwiająca budowanie przyjaźni na całym świecie. Teraz nie tylko cała Europa, ale cały świat stoi przede mną otworem. Mizuhoz Japonii, Antoine z Francji, Paige z Kanady, Mikko z Finlandii, Anastasia z Rosji ślą zaproszenia i oferują zapoznanie się bliżej z ich kulturą i krajem rodzinnym, a takie przykłady mogłabym wymieniać bez końca. Ja również czekam na odwiedziny w Poznaniu. Już w święta miałam okazję gościć Josh’a, mojego przyjaciela z Australii, który również w Strzałkowie spróbował kilku pysznych świątecznych specjałów. Serdecznie zapraszał mnie żebym odwiedziła go w Australii, mam nadzieję że będę miała okazję spełnić marzenie również o tak dalekiej podróży.

Tymczasem mam w planach bliższe podróże, być może będzie to znów Hiszpania bo w wakacje chciałabym odwiedzić przyjaciółki z Madrytu. W ciągu najbliższych miesięcy nie będę jednak miała czasu na podróżowanie, muszę szybko obronić pracę licencjacką, po to żeby spokojnie zaangażować się w wolontariat podczas UEFA EURO 2012 w Poznaniu. Mam nadzieję, że w przyszłości będę mogła dalej rozwijać moją pasję i czeka na mnie jeszcze wiele niesamowitych miejsc.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *