Bezpańskie bestie grasują po wsi?!
W miejscowości Szkudłówka miało miejsce zdarzenie, które w dzisiejszych czasach wydaje się być niewyobrażalne. Dwa bardzo groźne psy bez żadnego zabezpieczenia i opieki biegały po całej okolicy i atakowały zwierzęta hodowlane. U Haliny Sypniewskiej owczarki niemieckie zagryzły kozę. Mieszkanka gminy Słupca domaga się kary dla właściciela psów.
PIES JAK WYSZKOLONY
Wszystko zaczęło się w niedzielne popołudnie. Około godziny 13:00 zaraz po obiedzie pani Halina z całą rodziną, która przyjechała na familijne spotkanie oglądała telewizję. Jak mówi: „Po obiedzie sprzątnęłam naczynia do zmywarki, i poszliśmy oglądać telewizję. Kozy pasły się za domem, jedna stara, druga młoda. Tutaj jest trawa na łące, była skoszona na lato ale teraz jak urosła, to przecież można wyprowadzić, żeby się pasły.”
Zjazd rodzinny przebiegał spokojnie. Wspominano, śmiano się, nic nie wskazywało na to, że coś może zakłócić ten spokój. Niestety lekkomyślność jednego z mieszkańców wsi sprawiła, że państwu Sypniewskim podskoczyło ciśnienie. „Jestem w pokoju, patrzę, a sąsiad leci z takim dużym kijem. Nie wiedziałam co się dzieję. Sąsiad Adam poinformował męża, że psy naszego krewnego, Pawła S., zagryzły kozę za domem. Paweł przyjechał rowerem z dzieciakami do jednych sąsiadów na kawę, a psy spuszczone leciały za nim.” – mówi Halina Sypniewska. Paweł S. przyszedł przeprosić Halinę Sypniewską, aby ta poszła na ugodę.
Kobieta jednak nie zgodziła się, tłumacząc, że podobnych zdarzeń było zbyt wiele i domaga się za to kary, która może czegoś nauczyć na przyszłość. „On z tymi psami już tak od dawna. W zeszłym roku jeździł czy rowerem, czy motorem, to te psy leciały z boku. Nie bał się, że te psy mogą być niebezpieczne. Przecież to nie jest łagodna rasa, a nie są też małe, bo to wilczury takie dorosłe. Jak usłyszał, że dzwonię po policje to wziął swoje dzieci i te psy, i pojechali. Wrócił już sam, przyjechał samochodem. Ludzi się nazlatywało. Ja chcę jakieś kary dla niego. Jakbyśmy mieli pieniądze to do sądu byśmy podali to tak szybko jak to by było możliwe.” – tłumaczy mieszkanka Szkudłówki.
WOLNA INTERWENCJA POLICJI
„Panie kochany, takie wielgachne dwa owczarki, bez żadnych kagańców. No kto to widział, żeby tak luzem sobie latały. To zdarzenie z tymi psami miało miejsce 15 listopada. A policja dopiero się tym zajęła 23 listopada. Tydzień później przyjechali dopiero, to te psy jeszcze krowę u jednego znajomego pogryzły. Jakby ich nie odgonili, to i tę krowę by zagryzły bo skakały do dydków i gryzły po nogach.” – Wyjaśnia dalej sytuację pani Halina.
Sprawa sądowa o odszkodowanie za wyrządzoną szkodę byłaby dla państwa Sypniewskich niepotrzebnym przeżyciem. Poszkodowana tłumaczy, że pieniędzy ona nie potrzebuje. Zadośćuczynienie za zabite zwierzę, mimo kłopotów finansowych, przeznaczyłaby na cele charytatywne. Najważniejsza jest dla niej sprawiedliwość, której się domaga.
Jak mówi Sypniewska: „Oni już byli karani. Kiedyś przyjechał do lasku młody chłopak, ze swoją dziewczyną. Oni byli pijani, szli drogą, podeszli do chłopaka i chcieli, żeby jechał im po wódkę. Ten odmówił i na końcu go tam pobili, samochód zniszczyli i sprawa skończyła się w sądzie. A teraz jak pierwszy raz policja przyjechała, dzielnicowy podobno był na urlopie, dlatego tak długo to trwało. Pierwszy policjant powiedział mi, że nic nie może zrobić i dopiero jak wróci nasz dzielnicowy to sprawą się zajmie. No i wreszcie w poniedziałek (23.11) przyjechał nasz policjant. Paweł S. przyznał się do winy i ma dostać za to wszystko karę.” – kończy Halina Sypniewska.