Co z tym numerem 112?
Tragiczna historia pewnego koziołka
W środowy ranek (5.05.) na trasie Słupca – Piotrowice wypadkowi uległ jeden bardzo sympatyczny koziołek. Zwierzę zostało uderzone w zad, ale zderzenie z pojazdem przeżyło. Niestety, mimo interwencji pod numerem 112 ranne zwierzę przez 2 godziny męczyło się w przydrożnym rowie.
Policja nie wie co robić
„Ten koziołek leży tutaj już chyba od szóstej” – powiedział nam pan Zbyszek mieszkaniec Piotrowic, który bardzo przejął się losem rannego stworzenia. O tym, że koziołek miota się z bólu poinformowali go pracownicy Pomocy Drogowej. Postanowił więc go ratować i przy okazji wykazać się postawą obywatelską. Wybrał więc numer telefonu alarmowego 112.
Głos na dyżurce poinformował go, że sprawą zainteresuje Powiatowego Lekarza Weterynarii. Ponieważ zwierzę leżało tuż przy drodze i próbowało uciekać zachodziła obawa, że może stworzyć kolejne niebezpieczeństwo na drodze, pojawił się również patrol policji. Policjanci owszem pomogli, ale sami w tej sprawie niewiele mieli do powiedzenia. Takie zdarzenia nie leżą w ich kompetencjach.
„W dużych miastach sobie poradzono z problemem zwierząt, a wszystko jest w rękach strażników miejskich. Jest tak od czasów ptasiej grypy, kiedy sprzątano każdego gołębia i nie lekceważono żadnego sygnału” – mówi jeden z funkcjonariuszy, który pojawił się na miejscu zdarzenia. Mimo, że od zdarzenia minęło ponad 60 minut nikt od Powiatowego Lekarza Weterynarii się nie pojawił, a od miejsca zdarzenia siedzibę weterynarii dzieli chyba pół kilometra.
Myśliwi, chcieli dobić koziołka
Na miejsce zdarzenia przyjechali zamiast weterynarzy myśliwi z koła łowieckiego, którzy bez sprawdzenia co się stało, chcieli dobić stworzenie. „Jak je zastrzelimy to mięso po badaniu będzie się nadawało do spożycia. Jeżeli tylko zwierzę dostanie zastrzyk, takiej możliwości nie będzie” – powiedział myśliwy. Na dobicie koziołka nie chcieli się zgodzić zgłaszający problem.
„Może nic mu nie jest. Może tylko ma coś z nogą, bo on od czasu do czasu przemieszcza się o kilka metrów” – mówi pan Zbyszek, który upierał się, by poczekać na weterynarza. Panowie z koła łowieckiego opuścili miejsce gdy zobaczyli, że podjechał nasz samochód. „Od niedawna jestem w zarządzie koła i już mnie mają opisać” – powiedział, żartując jeden z myśliwych. Mija kolejne kilkadziesiąt minut, a weterynarzy jak nie było, tak nie ma…
Brawa dla Pana Michała
Wreszcie chwytamy za telefon i dzwonimy do jednego ze znajomych weterynarzy. „Mnie nie ma w tej chwili na miejscu, ale dzwońcie do Michała Podgórnego” – słyszymy. Tak też czynimy… Nie mija kolejnych 5 minut i pan Michał jest już na miejscu. Ogląda zwierzę i nie ma dobrych wiadomości.
„Nie mogę tutaj na miejscu stwierdzić co mu jest, ale zabiorę go ze sobą i zobaczymy, czy uda się go uratować” – mówi. Zaraz potem daje mu zastrzyk i koziołek usypia. My z redakcyjnego wozu wyciągamy kawał materiału, na którym zwierzę jest przeniesione na samochód pana Zbyszka, który zobowiązał się przewieźć stworzenie do gabinetu przy ulicy Smugowej.
Koziołek zdycha w nocy
Oczywiście nadal interesujemy się losem i zdrowiem sympatycznego koziołka. Następnego dnia rano dzwonimy do Michała Podgórnego, by spytać co słychać u zwierzęcia. „Niestety, zwierzę w nocy zdechło. Tak ładnie zachowywało się wieczorem w kojcu. Szkoda. Czasami jednak po takich wypadkach jest, że doba po zdarzeniu jest krytyczna. Serce nie wytrzymało. Może to związane z uderzeniem, a może stres…” – mówi. Jednak nie jest w stanie diagnozować, czy gdyby pomoc przyszła wcześniej to zwierzę mogło przeżyć.
Problemy z numerem 112
Po tej całej sprawie zachodzi pytanie o prawidłowe funkcjonowanie numeru 112. „Procedury są dopracowane i wydaje się, że numer 112 działa bez zarzutów” – mówi nam rzecznik prasowy słupeckiej straży pożarnej st. kpt. Dariusz Różański. Jego zdaniem dyżurny, który odebrał telefon, przekazał sprawę do Powiatowego Lekarza Weterynarii, a ci z kolei przekazali ją do koła łowieckiego, działającego na danym terenie.
Wydaje się, że zgodnie z obowiązującymi procedurami po raz kolejny Powiatowy Lekarz Weterynarii umywa ręce. Wcześniejsze zgłoszenie krytykujące funkcjonowanie tego alarmowego numeru mieliśmy niemal dwa miesiące temu. Pod koniec marca jeden z mieszkańców zgłosił nam, że dzwonił pod 112 i zgłaszał problem śniętych ryb, nad jeziorem Słupeckim.
„Dzwoniłem dwukrotnie. Niestety, nikt nie podjął interwencji” – mówi zdenerwowany czytelnik Gazety Słupeckiej. Również i w tym przypadku st. kpt. Dariusz Różański twierdzi, że wszystko odbyło się zgodnie z procedurami: „Potwierdzam, że ten mieszkaniec Słupcy dzwonił do nas dwa razy. Powiedzieliśmy, że sprawą tą zajmuje się Powiatowy Zespół Zarządzania Kryzysowego. Chcieliśmy nawet podać mu numer do starostwa, ale niestety rozłączył się”.
Zdaniem ludzi odpowiedzialnych za funkcjonowanie numeru alarmowego 112 wszystko działa sprawnie: „Procedury są zachowywane i wszystko odbywa się tak, by pomóc wszystkim, którzy zgłaszają się z ważnym problemem. Niestety, nie możemy odpowiadać za działanie innych służb, do których przekazujemy sprawę” – mówi st. kpt. Dariusz Różański.