Moje trzy grosze…

11 maja, 2011

„Deptanie trawników, to hańba trzewików.”
(fragment piosenki Jeremiego Przybory z „Kabaretu Starszych Panów”)

Każdy w Słupcy widzi, że co najmniej od dwóch lat z zielenią w mieście jest lepiej. To niewątpliwie zasługa pani Doroty Maleszki, która potrafiła przekonać swoich przełożonych w magistracie, że dzięki zieleni w mieście żyje nam się w miarę komfortowo. Bo wcześniej, przez kilkanaście lat, w wielu punktach betonowano – dosłownie i w przenośni – każde miejsce po uschniętym lub z innych przyczyn usuniętym drzewie. Ważniejsze były miejsca parkingowe.

Pasy zieleni przy świeżo wyremontowanej ulicy Powstańców Wielkopolskich, wyglądają efektownie. Tak naprawdę, jednak zieleń cieszy, gdzie mieszkamy i chodzimy. Dlatego mieszkańcy tak dobitnie wyrażali swoje oburzenie, m.in. na naszych łamach w związku z – określając to oględnie- niefortunnym „ogłowieniem drzew” na terenach administrowanych przez Spółdzielnię Mieszkaniową, a parę lat wstecz także pozostających w zasobach miejskich.

Mimo, że w kwestii zieleni w mieście jest lepiej niż było, to wciąż w ścisłym centrum jej brakuje. Nie powinno być tak, że z zielenią nic się nie dzieje, albo bardzo mało (chodzi o profesjonalne nowe założenia zieleni), dopóki nie ma remontu dróg.

I na koniec. Czy my, słupczanie mamy przeświadczenie, że miejska, uliczno – osiedlowa zieleń, to jest nasza zieleń? To jest właśnie problem. Chciałbym, żeby mieszkańcy czuli się na swoich ulicach i osiedlach gospodarzami. Żeby nie stawiali samochodów na trawnikach, żeby ich nadmiernie nie deptali, żeby psy – skądinąd nasi przyjaciele – nie załatwiały się przy świeżo posadzonych roślinach. Wielu mieszkańców wciąż traktuje uliczną zieleń jak niczyją. A powinna to być zieleń specjalnej troski, zarówno ze strony magistratu, zarządców wspólnot mieszkaniowych, jak i nas mieszkańców.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *