Na Powidz miała spaść bomba atomowa!

4 stycznia, 2016

Tuż przed świętami polskie media ujawniły sensacyjne informacje. Wynika z nich, że amerykańska armia po raz pierwszy w historii ujawniła plany bombardowań nuklearnych z czasów zimnej wojny. Gdyby weszły w życie, Warszawa, Poznań i kilkanaście innych miejscowości w Polsce przestałoby istnieć. Dla mieszkańców Słupcy, plany armii USA są również wstrząsające. Na liście planowanych do zbombardowania znalazło się bowiem lotnisko w Powidzu. Do zbombardowania tego celu wojsko amerykańskie miało wykorzystać bombę o większej sile rażenia, niż w Hiroshimie.

Dzięki staraniom amerykańskiego NGO-su akademickiego National Security Archive (NSA) Pentagon ujawnił ściśle tajne opracowanie pt. “Studium Wymagań Broni Nuklearnej Strategicznego Dowództwa Lotniczego na rok 1959”. To jedyny tego typu dokument ujawniony nie tylko w historii USA, lecz wszystkich mocarstw nuklearnych. Jak donosi ubiegłotygodniowa Rzeczpospolita dokument ten jest zbiorem 1,2 tys. celów w krajach bloku wschodniego i w Chinach, jakie amerykańskie lotnictwo strategiczne miałoby zbombardować przy użyciu bomb nuklearnych w razie wybuchu III wojny światowej (w 1959 r. nikt nie miał jeszcze balistycznych rakiet międzykontynentalnych, więc broń nuklearna mogła być przenoszona jedynie przez bombowce).

Z tekstu Bartosza Węglarczyka w RP każdy cel miał swoją kategorię priorytetu, każdy cel ma też przypisany odpowiedniej wielkości ładunek nuklearny. Najwyższe priorytety miały bazy lotnicze w ZSRR, gdzie w latach 50. stacjonowały radzieckie bombowce strategiczne. Każda strona zimnej wojny planowała szybkie uderzenie, by uniemożliwić lub ograniczyć przeciwnikowi odpowiedź przy użyciu broni atomowej. Po zniszczeniu lotnictwa ZSRR oraz ich sojuszników w kolejnych nalotach nuklearnych Amerykanie chcieli zniszczyć infrastrukturę transportową i energetyczną państw Układu Warszawskiego. Stratedzy Pentagonu zakładali, że w przypadku tak wysokich strat w infrastrukturze i ludziach Sowieci zrezygnują z dalszych działań wojennych. W samej Moskwie studium wylicza więc 180 celów, w tym 12 lotnisk. Pod względem ilości celów na drugim miejscu znajduje się Leningrad (dzisiejszy St. Petersburg), w którym amerykańscy planiści naliczyli ponad 140 celów. Do zbombardowania obu tych miast oraz wielu innych celów w ZSRR Amerykanie mieli zamiar użyć broni termonuklearne bardzo dużego rażenia.

Autorzy studium wspominają nawet, że lotnictwo USA powinno posiadać bomby o sile kilkaset razy większej niż bomba zrzucona na Hiroshimę (nigdy jej nie zbudowali, a największą bombę w historii przetestowali w latach 60. Rosjanie, była 400 razy większa od tej w Hiroshimie). Pentagon utrzymał do dziś jako ściśle tajne szczegółowe dane dotyczące tego, jakie bomby miały spaść na które cele. Jednak we wstępie planiści lotnictwa USA podkreślają, że w krajach poza ZSRR należy używać bomb mniejszego rażenia, by ludności tych państw dać do zrozumienia, że są traktowanie inaczej niż ZSRR. Bomby mniejszego rażenia oznaczały ładunki wielkości tego użytego w Hiroshimie lub nieco większe.

Powidz też jest na tej liście
Na liście celów Pentagonu znajduje się 17 obiektów w Polsce. Są to działające w latach 50. bazy lotnicze i komunikacyjne oraz lotniska wojskowe i cywilne w pobliżu: Łeby, Tarnowa, Przemyśla, Mrągowa, Gliwic, Powidza, Dęblina, Wałbrzycha, Bielawy, Jędrzychowic, Ludwikowic Kłodzkich, Dzierżoniowa, Żarowa, Świdnicy, Sosnowca, Władysławowa oraz Włocławka. Na liście są też dwa duże miasta z wieloma celami. W Poznaniu Amerykanie wyliczają trzy cele dla uderzeń nuklearnych. To lotniska: Bednary, Krzesiny oraz Ławica. W samej Warszawie amerykańscy stratedzy wyliczają aż 15 celów wartych zbombardowania przy użyciu broni atomowej, nie licząc trzech lotnisk na Bemowie, Okęciu i w Modlinie oraz celów w trzech miejscowościach wokół Warszawy: w Ożarowie, Piastowie i Pruszkowie. Owe 15 celów w Warszawie to węzły komunikacyjne, port na Wiśle, infrastruktura energetyczna, infrastruktura telewizyjna, dowództwo lotnictwa, składy broni i amunicji oraz warsztaty kolejowe.

Studium Dowództwa Strategicznego przez cały okres zimnej wojny było na bieżąco uzupełniane wraz z napływającymi danymi wywiadu. Jest więc pewne, że z upływem lat – aż do zakończenia zimnej wojny – liczba celów w Polsce nie zmniejszała się, lecz zwiększała zgodnie z ruchami wojsk radzieckich w PRL oraz budową nowych obiektów polskiej armii. Gdyby plan wszedł w życie, Polska ucierpiałaby w wyniku zniszczeń po wybuchu oraz skażenia radioaktywnego nie tylko po uderzeniu w cele w naszym kraju. Na liście Pentagonu znajduje się bowiem wiele celów położonych w ówczesnej NRD (jednym z głównych celów był Berlin Wschodni), Czechosłowacji oraz dzisiejszej Litwie, Białorusi i Ukrainie. Skażenie i fala uderzeniowa w wyniku wybuchów nuklearnych w pobliżu polskiej granicy na pewno również dokonałyby zniszczeń u nas.

A co to oznaczałoby dla naszego terenu? Gdyby na Powidz spadła bomba takiej mocy jak na Hiroshimę, to oznaczałoby to koniec nie tylko dla tej miejscowości i jeziora, ale także zagładę pobliskiej Słupcy i Strzałkowa.

Kukliński to przewidział
Zdaniem Rzeczpospolitej ujawnienie planu z 1959 r. jest bardzo ważnym wydarzeniem z wielu powodów, ale m.in. dlatego, że dzięki niemu lepiej rozumiemy motywy, jakimi kierował się płk Ryszard Kukliński podejmując współpracę z CIA. Wspomniał on bowiem wielokrotnie, że chciał zrobić wszystko, by uniknąć zniszczenia Polski w wyniku nieuchronnego uderzenia nuklearnego NATO w razie wybuchu wojny z Układem Warszawskim.

– Z tych amerykańskich planów odwetowych Kukliński zdał sobie sprawę po raz pierwszy najpewniej na początku 1964 r., podczas ćwiczeń Zima’ 64 w okolicach Bornego Sulinowa – dodaje Sławomir Cenckiewicz, autor „Atomowego szpiega”, biografii Ryszarda Kuklińskiego. – To wówczas zrozumiał, że w razie III wojny światowej Polaków czeka atomowy Holocaust, a więc zagłada milionów ludzi i zrównanie z ziemią najważniejszych miast, ośrodków przemysłowych, infrastruktury strategicznej i miejsc koncentracji wojsk. Portal wPolityce.pl przytoczył obszerny fragment rozmowy płk. Kuklińskiego z ówczesnym szefem Sztabu Generalnego Ludowego Wojska Polskiego generałem Bolesławem Chochą.

Oto jego relacja: Któregoś wieczora w lipcu 1970 roku gen. Chocha omawiał ze mną plan kolejnych manewrów Układu Warszawskiego, które opracowywałem dla sowieckich marszałków. Tak naprawdę był to najbardziej aktualny plan III wojny światowej, jaką Kreml przygotowywał już od dawna. Pamiętam, że staliśmy nad wielką mapą, na której uwidocznione były ruchy wojsk pierwszego i drugiego rzutu UW oraz planowane kierunki przeciwuderzeń armii państw NATO. W samym środku, na linii Wisły, narysowane były moją ręką przewidywane miejsca 30-40 uderzeń jądrowych, którymi dowództwo NATO zamierzało zniszczyć nasz pierwszy rzut strategiczny – składający się w głównej mierze z Ludowego Wojska Polskiego i z Północnej Grupy Wojsk UW – zaraz po ataku Układu (nuklearnym lub konwencjonalnym) na kluczowe miejsca koncentracji ich jednostek w zachodniej Europie. Generał był wyraźnie podenerwowany, w pełni zdawał sobie bowiem sprawę, że w pierwszych godzinach III wojny centrum Polski dosłownie wyparuje, nasza armia przestanie istnieć, pozostaną z niej tylko najwyżsi rangą sztabowcy zawczasu ukryci w przeciwatomowych schronach. W pewnej chwili zadumał się i powiedział ni to do siebie, ni to do mnie: „Jestem w służbie od początku istnienia LWP i jeszcze nigdy nie przeprowadzaliśmy ćwiczeń obronnych, zawsze tylko atak, atak i atak. Wiem, że oficjalna doktryna Układu mówi wyłącznie o obronie, a tak naprawdę przygotowujemy się jedynie do ofensywy, ale są przecież pewne granice. Jesteśmy w końcu polskim wojskiem i powinniśmy – nawet w ramach tych agresywnych planów – wreszcie pomyśleć o obronie naszych rodaków.” Ponieważ od kilku lat myślałem dokładnie tak samo, odpowiedziałem: „Panie generale, jest Pan najbliżej ministra Jaruzelskiego i w ogóle władz PRL. Trzeba im wreszcie uświadomić, że działamy na szkodę Polski, wypełniając wszystkie życzenia Sowietów. Sam o tym wiem najlepiej, bo przecież zlecając mi ściśle tajne zadania, oni nie kryją tego, że marzą o pochodzie na Zachód.” Chocha żachnął się: ”Czy myślisz, że ktoś z naszych przełożonych odważy się postawić Kremlowi? Oni doskonale wiedzą, że z Sowietami nie można się dogadywać, ani pertraktować, trzeba tylko posłusznie i bezkrytycznie wypełniać ich rozkazy, nawet jeżeli oznaczają zgubę dla nas.” I wtedy powiedziałem coś, o co sam bym się jeszcze chwilę wcześniej nie podejrzewał: „Skoro nie można się dogadać z „naszymi”, to może trzeba zacząć rozmawiać z „tamtymi”. Chocha zastygł nad mapą. Po trwających dla mnie wieczność kilku sekundach powiedział dość oschle: „Panie pułkowniku, nasze dywagacje zaszły za daleko i – jak rozumiem – miały charakter czysto teoretyczny. Umówmy się, że tej rozmowy w ogóle nie było.” Kiedy byłem już przy drzwiach, usłyszałem jeszcze: „Mógłbym wysłać Was na attaché wojskowego do Waszyngtonu.” Dopiero po wyjściu z jego gabinetu w pełni dotarło do mnie to, co powiedziałem. Nie wykluczałem, że następnego dnia przyjdzie po mnie żandarmeria i zacznie się proces o planowanie zdrady stanu. Okazało się jednak, że źle oceniłem swojego przełożonego. Kiedy wezwał mnie na następne spotkanie, powiedział jak gdyby nigdy nic: „Rysiu, byłoby dobrze, gdybyś w tym roku też wybrał się na swoją ulubioną wyprawę żeglarską do portów zachodniej Europy. Trzeba dokładnie rozeznać ten teatr przyszłych działań wojennych, skoro to nam Sowieci przydzielili zadanie zdobycia Danii i północnych Niemiec.” Strzeliłem obcasami i zrozumiałem: gen. Chocha dawał mi wyraźny sygnał, abym płynął do zachodniej Europy, chociaż parę dni wcześniej niedwuznacznie zasugerowałem podjęcie kontaktów z „tamtymi”. Czy mogła być zaś lepsza okazja do ich nawiązania niż taki rejs? Czułem, że mam cichą akceptację, a może i ochronę z bardzo wysokiego szczebla. I tak zaczęła się moja misja – publikuje opowieść Kuklińskiego portal wPolityce.pl.

Ujawnione właśnie przez Amerykanów „Studium Wymagań Broni Nuklearnej Strategicznego Dowództwa Lotniczego na rok 1959” w pełni potwierdza słuszność myślenia i późniejszego działania płk. Ryszarda Kuklińskiego.

Na podstawie tekstów z Rzeczpospolitej i wPolityce.pl opr. Waldemar Miernik

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *