Nie jest psem, ale członkiem rodziny
Nasi Czytelnicy znają historię psa – niewidomego cocker spaniela, który jesienią ubiegłego roku został znaleziony przy słupeckim stawku. Oskar miał pieskie życie, jednak teraz to zupełnie co innego. Oskar został znaleziony 4 listopada 2012 r. przy miejskim stawku na ul. Warszawskiej. Psem zainteresowała się Anna Kluczyńska, która bardzo mocno zaangażowała się w pomoc temu czworonogowi
– Rozmawiałam z osobą, która zauważyła psa przy stawku. Byłam tam z nią i pokazała mi dokładne miejsce, gdzie został wyrzucony. Stał nieruchomo na murku, gdyby zrobił jeden krok to byłby w wodzie i pewnie by się utopił. Nie wiedziałyśmy wtedy, że pies nie widzi. Długo rozmawiałyśmy z dziewczynami i doszłyśmy do wniosku, że ktoś go świadomie porzucił, żeby szybko pozbyć się kłopotu. Tego samego dnia wieczorem został zawieziony do schroniska w Katarzynowie. Po miesiącu pojechałam do schroniska, aby podpisać dokumenty adopcyjne psa, którego wzięłam ze schroniska – malutka Blanka, jest ze mną. To było 10 grudnia. Pan Olek Szykowny pokazał mi w kojcu Oskara – takie otrzymał imię znaleziony cocker spaniel. Myślałam, że pęknie mi serce jak go zobaczyłam – smutny, załamany, obijał się noskiem o kraty kojca. Wróciłam do domu i całe dnie spędzałam przed komputerem: wysłałam maile do wszystkich fundacji jakie tylko znalazłam, prosiłam o pomoc. W końcu pani Elżbieta Lipińska z Fundacji „Przytul Psa” w Warszawie zaoferowała pomoc. Myślałam, że ze szczęścia wycałuje komputer (śmiech). Kilka dni przed Wigilią pojechałam do Schroniska i razem z Gazetą Słupecką nakręciliśmy materiał z Oskarem w roli Gwiazdy. Na kilka dni zabrałam Oskara do mojego mieszkania w Poznaniu – wykąpałam go, wyczesałam – od razu zauważyłam, że ten pies wie co to mieszkanie w domu, co to kanapa i wylegiwanie się na niej; co znaczy „hop”, „przynieś piłkę” itp. Oskar na pewno mieszkał w domu między ludźmi, myślę, że miał też towarzysza kota na tego futrzaka reagował wspaniale. Po 3 dniach spędzonych u mnie, Oskarek miał załatwiony transport do Warszawy. 8 rano odebrałam telefon, że mogę z nim zejść – wsadziłam go do auta i… płakałam następne 3 dni, nie wiedziałam czy go jeszcze kiedyś zobaczę. Oskar ma w sobie coś takiego, że ludzie zakochują się w nim po 5 minutach.
Oskar dotarł do Warszawy, do Kliniki w Bobrowcu, gdzie został podleczony, zaczipowany i wysterylizowany. W klinice spędził ponad 2 tygodnie a następnie poszukano domu tymczasowego.
– Po rozmowie z Prezes Fundacji zaczęłam szukać domu tymczasowego w Warszawie. Po jednym dniu zadzwoniła do mnie cudowna osoba o imieniu Ewa, która zabrała Oskara do siebie do domu a w domu czekała na Oskarka ekipa piesków Ewy: dwa spaniele Sati i Ozi, mops Diego i kotka. Po kilku dniach to już była zwarta ekipa, na czele której stał Oskar (śmiech). Ewa jest właścicielką salonu „SPA” dla piesków, zabrała Oskara i zrobiła z niego księcia z bajki.
W połowie lutego Oskar przeszedł operację oka, u dr Garncarza – najlepszego psiego okulisty w Polsce. Opiekunka Ewa była z nim cały czas. Po operacji Oskar nie odzyskał wzroku, zostało zdjęte bielmo, ale choroba oczu jest w tak zaawansowanym stanie, że pies nie odzyska już wzroku.
– Oskar doszedł do siebie po operacji bardzo szybko. Odwiedziłam go w Warszawie, poznałam Ewę i całą ekipę w jej domu. Było wspaniale, żal mi było odjeżdżać do domu po weekendzie. Razem z Ewą szukałyśmy dla Oskara domu stałego, byłyśmy razem w Warszawie na jednej wizycie. Dużo ludzi dzwoniło, ale my byłyśmy bardzo czujne, jeżeli cokolwiek nam nie pasowało od razu rezygnowałyśmy i szukałyśmy dalej. Na początku marca zadzwoniła pani Magda, to był „anioł” Oskarka. Rozmawiałyśmy z Ewą długo przez telefon i następnego dnia Ewa pojechała pod Łódź na wizytę. Oskarek został u pani Magdy na zawsze. Rodzina wspaniała, kochana, Oskarek jest tam nie psem tylko członkiem rodziny. W środę 1 maja byłam u Oskara, w jego nowym domu – ma tam raj na ziemi – chyba mnie poznał po głosie, bo tak się cieszył, że aż piszczał. Mimo ślepoty radzi sobie wspaniale, ma w nowym domu piękny, duży ogród. Oprowadził mnie wszędzie, popisywał się na trawie. Kolejna wizyta szykuje się w czerwcu, już się nie mogę doczekać. Po przeżyciach z Oskarem wiem, że nie można się poddawać nawet kiedy jest tak trudno, że chcę się płakać! „Przygoda” z niewidomym Oskarkiem skończyła się cudownie, ale każdy pies zasługuje na dom i kochających właścicieli.
Wszystko dobre, co się dobrze kończy. Zaangażowanie Ani Kluczyńskiej przyniosło niespodziewane efekty. Oskar wprawdzie nie odzyskał wzroku, ale zyskał największe szczęście – dom i rodzinę, a to są sprawy i wartości najważniejsze nie tylko w psim życiu.