Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje poświęca przyjaciołom swoim
Trudno nie zgodzić się z ewangelistą Janem. Wolontariusze są pełni miłości. Poświęcają się nie dla odznaczeń, wyróżnień, chwały, ale dla drugiego człowieka. Niektórzy pomagają od wielu lat, inni dopiero zaczynają. Jedni zbierają pieniądze, drudzy oddają cząstkę siebie, aby dać drugie życie. O każdym z nich można by było dużo napisać. Kolejny raz chciałbym przedstawić sylwetki wspaniałych osób, dzięki którym nasz świat jest piękniejszy.
Od wielu lat wspomaga potrzebujących
Słowo ,,charytatywność” wywodzi się z łacińskiego ,,caritas” i oznacza miłosierdzie, czyli bezinteresowną pomoc drugiemu człowiekowi. Taki cel przyświeca właśnie katolickiej organizacji charytatywnej Caritas. Od końca XIX w. pomaga ona potrzebującym na całym świecie. Działa również w Polsce. Słupecki Caritas został utworzony 18 lat temu. – Założyliśmy go przy parafii św. Wawrzyńca z panią Woźniak i ks. Wargą, on wtedy był dziekanem. Wcześniej pomagałem Caritasowi w Poznaniu. Po trzech latach stworzyliśmy Caritas przy parafii bł. Michała Kozala. Dziękuję proboszczowi ks. Hieronimowi Szczepaniakowi, że nam pomógł. Od razu przystąpiliśmy do działania. Prowadziliśmy zbiórki żywności w marketach. Było to z okazji Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Po 2, 3 latach mieliśmy w bazie już blisko 2 000 osób, którym rozdawaliśmy paczki. Pomagaliśmy osobom nie tylko ze Słupcy. Świadczyliśmy pomoc m.in. Warsztatom Terapii Zajęciowej, Domowi Pomocy Społecznej w Strzałkowie, siostrom dominikankom z Mielżyna, szkołom specjalnym i ubogim rodzinom. Przez te wszystkie lata rozprowadziliśmy 320 ton żywności. Udało nam się pomóc 6 000 osób. Od 2008 r. organizowaliśmy śniadania wielkanocne oraz Wigilię. Przychodziło na to dużo osób. Musieliśmy robić dwie tury. Podczas Wigilii przychodził Mikołaj, który rozdawał paczki. Ludzie byli bardzo zadowoleni – wspomina Jan Gorzkowski.
Oprócz śniadania wielkanocnego i wieczerzy wigilijnej słupecki Caritas organizował Dni Dziecka. Podczas wielkiego postu i adwentu wolontariusze sprzedawali świece, z których dochód szedł na najbardziej potrzebujących. Obszar pomocy nie ograniczał się tylko do rejonu słupeckiego. Gdy w 2010 r. Polskę nawiedziły powodzie to słupecki Caritas również pospieszył z pomocą. – Pojechaliśmy do Wilkowa nad Wisłą. To jest województwo lubelskie. Wynajęliśmy samochód na nasz koszt. Zalało kościół. Najbardziej były potrzebne farby. Zebraliśmy także pieniądze. Wsparliśmy także diecezję bielsko-żywiecką. Lokalnie pomagaliśmy gminie Golina. Tam był Myślibórz zalany. Wspólnie z PCK z nieżyjącym już panem Grzegorzem Petrowskim dostarczaliśmy ubrania, żywność. Pomagaliśmy także różnym pogorzelcom. Tej pomocy było sporo. Wszędzie, gdzie mogliśmy to wspieraliśmy potrzebujących – powiedział pan Jan. W czacie pandemii słupecki Caritas wsparł szpital. Za kwotę 3 000 zł zakupiono 15 termometrów do pogotowia ratunkowego. Ostatnio przekazali 1 200 zł na zakup paczek dla biednych polskich dzieci na Ukrainie.
Pan Jan oprócz bycia wolontariuszem w Caritasie udzielał się także społecznie w innych organizacjach. Za swoje oddanie otrzymał liczne wyróżnienia. Zarząd Caritas Archidiecezji Gnieźnieńskiej odznaczył go tytułem Pro Bonitate Fratribus Allata. Był także nominowany do medalu Urbi Caritas za zasługi dla archidiecezji gnieźnieńskiej. Odznaczenie nadawane jest przez Prymasa Polski. Został również wyróżniony medalem Zasłużony dla Powiatu Słupeckiego, a także był nominowany w plebiscycie ,,Słupczanin Roku 2010” organizowanym przez nasz tygodnik. – Jest mi miło otrzymywać wyróżnienia i odznaczenia, jednak najbardziej motywuje mnie ta chęć pomocy innym. Ja od urodzenia jestem osobą niepełnosprawną. Dużo mi okazano pomocy w szpitalu. Miałem duże kłopoty z chodzeniem i kręgosłupem. Chciałem się w jakiś sposób odwdzięczyć. Wychowałem się bez ojca. Mój dziadek był społecznikiem w Słupcy. To mnie zaciekawiło – wyjaśniał.
Pan Jan powiedział nam, że czuje się potrzebny i spełniony, gdy może komuś pomóc. – Jak mi tego zabraknie to mnie także. Ja żyję tą pomocą dla drugiego człowieka. Chcę jak najdłużej wspierać potrzebujących. Dziękuję mojej rodzinie i znajomym za to, że mnie wspierają. Zachęcam również innych do pomocy. To jest coś wspaniałego – zachęcał Jan Gorzkowski.
Dają szanse na drugie życie
Co 40 minut ktoś w Polsce dowiaduje się, że ma nowotwór krwi. Ta diagnoza dla niejednej osoby brzmi jak wyrok śmierci. Rak nie wybiera. Chorują małe dzieci, młodzież i dorośli. Dla wielu pacjentów jedyną szansą na życie jest przeszczepienie szpiku lub komórek macierzystych. Tylko 25% osób zakwalifikowanych do przeszczepu znajdzie pomoc w swojej rodzinie. Reszta musi liczyć na wsparcie dawcy niespokrewnionego. Dlatego tak ważne jest, aby tworzyć bazę osób, które w razie potrzeby zechciałyby pomóc. Tym właśnie zajmuje się Fundacja DKMS.
Działa ona w wielu krajach na całym świecie, także w Polsce. Jej misją jest znalezienie dawcy dla każdego pacjenta potrzebującego przeszczepienia krwiotwórczych komórek macierzystych z krwi lub szpiku kostnego. W naszym kraju jest zarejestrowanych blisko 2 miliony potencjalnych dawców, z czego około 10 tysięcy miało okazję dać szansę na drugie życie. Jednym z nich jest Daniel Ruminkiewicz z Zacisza (gmina Słupca). – Zaczęło się od tego, że w 2013 r. w Szkole Zawodowej w Słupcy była zorganizowana zbiórka krwi dla chłopca, który chorował na białaczkę. Chciałem wtedy oddać krew. W tym samym czasie zorganizowano również zapisy do Fundacji DKMS. Oddałem krew i zapisałem się jako potencjalny dawca szpiku. Nie zastanawiałem się długo. Chciałem pomóc – mówił o swoich początkach.
Od tego momentu Daniel w każdej chwili mógł odebrać telefon, że znalazł się jego genetyczny bliźniak, który potrzebuje pomocy. – Po trzech latach w październiku 2016 r. otrzymałem telefon. Rozmowa z panem z fundacji trwała około półtorej godziny. Sprawdził stan mojego zdrowia od A do Z. Pytał o choroby, leki, wagę, moje samopoczucie, styl życia jaki prowadzę. Był to taki wywiad, aby mnie zakwalifikować na wstępne badania. Na ich podstawie zapada decyzja czy mogę być dawcą, czy nie. Miałem wyznaczony konkretny termin na badania wstępne do Centrum Medycznego Damiana w Warszawie. Fundacja opłaciła mi hotel, wyżywienie. DKMS troszczy się o to, aby każdy dawca czuł się komfortowo. W Warszawie przebadali mi krew, zrobili echo serca, były różne prześwietlenia, USG. Trwało to kilka godzin. Wróciłem do domu. Po tygodniu otrzymałem informację, że badania przebiegły pomyślnie – relacjonował.
W końcu nadszedł ważny dzień, zarówno dla dawcy jak i biorcy. – Trzy razy przystępowaliśmy do zabiegu. Za pierwszym i drugim podejściem mój biorca z jakichś przyczyn nie mógł przyjąć komórek. W maju 2017 r. udało się. Zabieg miał miejsce w tym samym Centrum Medycznym w Warszawie. Podłączono mnie dwoma wenflonami do specjalnej aparatury. Jednym krew wypływała, urządzenie odseparowywało z niej komórki macierzyste, a drugim wenflonem krew wracała. Trwało to sześć godzin. Po zabiegu czułem się bardzo dobrze. Musiałem czekać dwa lata, abym mógł dowiedzieć się czegokolwiek o moim biorcy. Takie są procedury – poinformował. Przez dziesięć lat od zabiegu Fundacja DKMS monitoruje zdrowie dawcy. Pół roku i rok od donacji Daniel musiał wykonać kontrolne badania krwi. Co roku wypełnia też ankietę o stanie zdrowia.
Po dwóch latach od zabiegu Daniel napisał maila do fundacji. Chciał poznać podstawowe dane osoby, której pomógł. – Była to 52-letnia kobieta z Kanady. Totalnie na drugim końcu świata. Zapytałem czy jest jakaś możliwość, aby się z nią spotkać, chociaż online. Niestety pani zmarła. Była chyba na tyle słaba, że te komórki nic nie dały – powiedział. Choć tym razem się nie udało to przeszczepy już wielu osobom na całym świecie uratowały życie. – Cały czas wyrażam chęć, aby komuś pomóc – dodał.
Za poświęcony czas i nieocenioną pomoc przysługują dawcom liczne przywileje. Każdy, kto zostanie zakwalifikowany do procedury pobrania krwiotwórczych komórek macierzystych bądź szpiku kostnego, otrzymuje zwrot kosztów wyżywienia oraz przejazdu na badania wstępne i pobranie. Takie same warunki dotyczą osób, które zgodziły się wziąć udział w procedurze, ale z różnych powodów nie zostały zakwalifikowane. Dzień pobrania to moment szczególny dla każdego dawcy, dlatego można mieć ze sobą osobę towarzyszącą. Koszt przejazdu oraz pobyt w hotelu dla niej pokrywa Fundacja DKMS. Dawcom przysługują także pełnopłatne dni wolne. Dotyczy to dnia badań, donacji i okresu po zabiegu. Przyznawane są także legitymacje i odznaka ,,Dawca Przeszczepu” i ,,Honorowy Dawca Przeszczepu” (w przypadku oddania min. dwa razy szpiku itp.). Uprawniają one do korzystania poza kolejką ze świadczeń opieki zdrowotnej, bezpłatnego zaopatrywania się w wybrane leki, a nawet bezpłatnej komunikacji miejskiej.
To wszystko co wymieniłem to tylko dodatek. Najważniejsza dla dawców jest świadomość tego, że można komuś pomóc i dać szansę na drugie życie. – Uczucie jakie towarzyszyło mi po tym wszystkim to było coś wspaniałego. Świadomość tego, że jakaś osoba otrzymała dzięki mnie szansę na przedłużenie życia, nie jest porównywalna z niczym innym. Życzę każdemu, aby doświadczył takiego uczucia. Jeżeli jesteśmy zdrowi i mamy takie możliwości to zachęcam do zapisywania się. Możemy dzięki temu podarować komuś życie – powiedział Daniel. Warto wspomnieć, że Fundacja DKMS to nie jedyna organizacja w naszym kraju, która rekrutuje potencjalnych dawców komórek krwiotwórczych. Zajmują się tym także Regionalne Centra Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa i liczne kliniki.
Pomagają do końca świata i jeden dzień dłużej
Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zagra już po raz trzydziesty. Fundacji, założonej przez Jerzego Owsiaka, przez te wszystkie lata udało się zebrać 1,5 miliarda złotych. Pieniądze przeznaczane są na ratowanie życia i zdrowia chorych. Według niektórych szacunków co piąty sprzęt w szpitalach pochodzi od WOŚP. Co roku tysiące sztabów w całej Polsce zbierają pieniądze, które potem łącznie dają tak ogromne kwoty. Jeden z nich od kilku lat działa w Orchowie. – Od 21. Finału jestem szefem sztabu. Wolontariusze robią kawał dobrej roboty. Bez nich nie ma WOŚP. Poświęcają swój czas wolny, aby pomagać. Angażują się dzieci, osoby młode, starsi oraz członkowie różnych stowarzyszeń. Wolontariusze to nie tylko te osoby, które widzimy z puszkami. Wolontariusze zajmują się także sprawami organizacyjnymi, a jest ich sporo. Trzeba zorganizować różne atrakcje, aby tych ludzi zachęcić do udziału. U nas Wielki Finał trwa przez cały weekend. W piątek robimy taką imprezę dla całych rodzin w klubie Holidays. W sobotę były zazwyczaj rozgrywki sportowe. W tym roku będzie wyglądać to trochę inaczej. Pani dyrektor biblioteki się w to włączyła. Będą gry planszowe, animacje dla dzieci. Tego dnia odbędzie się także zbiórka krwi zorganizowana przez strażaków z OSP Bielsko. W niedzielę będzie Wielki Finał w Domu Kultury i Strażaka w Orchowie – powiedziała o przebiegu akcji Anna Kosiak, szef orchowskiego sztabu WOŚP.
Praca wolontariuszy na rzecz WOŚP jest nieoceniona. – Zbierają pieniądze do puszek, zajmują się sprawami organizacyjnymi, tańczą, śpiewają, udzielają się sportowo, ubierają salę, a po Finale także sprzątają. Praca w terenie nie jest łatwa. Warunki pogodowe w styczniu są różne, jest bardzo mroźno – mówiła. Anna Kosiak poinformowała, że jest dużo chętnych do wolontariatu. – Od lat jest spore zainteresowanie. Jak robię ogłoszenie na naszej stronie Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy- sztab Orchowo, to w ciągu jednego dnia mam już komplet wolontariuszy, jest ich zazwyczaj 25 bo taka grupa nam wystarczy. Są wolontariusze, którzy od początku istnienia naszego sztabu biorą czynny udział – powiedziała szefowa sztabu.
Chociaż Finał WOŚP przypada w styczniu, to przygotowania do niego rozpoczynają się blisko pół roku wcześniej. – W sierpniu już myślimy nad tym. Jak znamy już termin Finału to z grupą osób zbieramy pomysły. Szukamy ciekawych osób, które za darmo mogłyby wystąpić podczas Finału. Bardzo rzadko zdarza się, że ktoś odmawia. We wrześniu i październiku rozpisuję sobie jakby to czasowo wyglądało. Tworzymy sobie taki harmonogram. Wtedy też robimy pierwsze zebranie organizacyjne. Mówię co udało mi się już załatwić, jakie są pomysły itd. Piszemy pisma do sponsorów, szukamy osób, które chciałyby pomóc, piszemy do szkół, organizacji – mówiła Anna Kosiak o organizacji całego sztabu.
Z roku na rok podczas Finału bite są kolejne rekordy. W tym roku udało się zebrać 56 483 624 zł na laryngologię, otolaryngologię i diagnostykę głowy. W 2022 Finał zaplanowano na 30 stycznia. Fundacja zbiera tym razem na okulistykę dziecięcą. – Nasz rekord wyniósł ponad 32 tys. zł. Ta kwota nie jest jednak najważniejsza. Najbardziej cieszy mnie to, że WOŚP jednoczy ludzi. Nie ma wtedy podziałów. Mamy wspólny cel, aby pomóc – podkreśla Anna Kosiak. Tradycją jest licytacja serduszek. – Fundują je sztab, wszystkie straże pożarne, klub Holidays, KGW, Klub Seniora. Tych serduszek zawsze sporo się uzbiera. Licytacje tych serduszek to jest fajna sprawa. Mieliśmy kiedyś taką sytuację, że jeden z biznesmenów z naszego regionu wylicytował serduszko za 3 tys. zł. Inny np. wylicytował za 2800 zł i dał je ponownie do licytacji. W ten oto sposób sprzedaliśmy serduszko za 5 300 zł – wspominała.
Pani Ania za największą motywację do pracy jako wolontariusz wskazuje współpracę. – Tu jest tyle wspaniałych osób. Każdy jest bardzo zaangażowany. Wszyscy są nastawieni na współpracę. Ta atmosfera jest magiczna. Motywuje także ta świadomość, że się komuś pomogło. Każdy z wolontariuszy dokłada cegiełkę, aby innym żyło się lepiej. Ta atmosfera i satysfakcja najbardziej motywują do dalszej pracy – mówiła. – Chciałabym podziękować wszystkim wolontariuszom i sztabowcom, którzy co roku znajdą czas, aby pomagać. Dziękuję im za to – powiedziała na koniec Anna Kosiak, szef sztabu WOŚP w Orchowie.
Po raz kolejny kłaniam Wam się nisko. Wasza praca jest nieoceniona. Na te Święta życzę Wam wytrwałości, obyście cały czas mieli serca pełne miłości. Życzę tego także naszym Czytelnikom. Niech dobro i radość, które jak Chrystus rodzą się w te Święta, zostaną z Wami do końca życia.