Replika prezydenckiego Tupolewa stoi w ogródku
Rolnik amator z zamiłowaniem do lotnictwa
10 kwietnia minął rok od katastrofy polskiego samolotu wojskowego w Smoleńsku, którym leciała polska delegacja na uroczystości związane z obchodami 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Każdy z nas próbował uczcić ten dzień, oddać hołd ofiarom katastrofy. Również Alfons Krajniak, mieszkaniec maleńkiej wioski niedaleko Powidza, wyraził swoją pamięć, wykonując replikę prezydenckiego TU 154.
Alfons Krajniak ma 60 lat i samotnie zamieszkuje w maleńkim domku na skraju lasu w miejscowości Smolniki Powidzkie. Jest miłośnikiem lotnictwa. Każdego roku, 1 czerwca, odwiedza powidzką bazę lotniczą, gdy otwiera ona swoje bramy dla zwiedzających. Pan Alfons, tak jak miliony Polaków, nadal z wielkimi emocjami, mówi o tym, co wydarzyło się 10 kwietnia minionego roku. Uważa, że jest jeszcze wiele niewyjaśnionych spraw, gubi się w informacjach medialnych dotyczących katastrofy. Od wielu lat Alfons Krajniak wykonuje repliki samolotów wojskowych, które prezentuje w przydom o w y m o g r ó d k u . Nie sposób przejechać obok nie zatrzymując się. Sporej wielkości samoloty przykuwają uwagę, a niezwykle radosny i uśmiechnięty Pan, z przyjemnością o nich opowiada. Ostatnio w ogródku został wyeksponowany prezydencki TU 154. Miłośnik lotnictwa zwrócił nam uwagę na kilka szczegółów, które emocjonalnie łączą go z wydarzeniami i braćmi Kaczyńskimi.
– Tak jak śp. prezydent Kaczyński mam brata bliźniaka i także urodziłem się 18 czerwca, tylko 1950r. Bracia Kaczyńscy urodzili się rok wcześniej. Mieszkam w Smolnikach, a tragedia wydarzyła się pod Smoleńskiem – podobne są to nazwy. Jak oglądałem filmy o rodzinie Kaczyńskich, to wnuczka prezydenta Ewa, nieraz się pomyliła i myślała, że to Jarosław jest jej dziadkiem. U mojego brata, który mieszka niedaleko Orchowa, było podobnie, też wnuczka się pomyliła, myślała, że ma dwóch dziadków. Alfons Krajniak mieszka samotnie w domu po rodzicach, którzy zmarli przed laty.
– Mieszka mi się tutaj bardzo dobrze. Cisza, świeże powietrze, na dzień przejadą nieraz dwa samochody i rower. Mam trochę zajęcia – 3 ha ziemi, świnie i krowy, taki ze mnie rolnik amator. Wcześniej, przez 36 lat pracowałem w SKR-ze w Orchowie, jako mechanik, teraz jestem na świadczeniu przedemerytalnym i mam więcej czasu, mogę się „bawić” w to, co lubię najbardziej. Modele zacząłem wykonywać po tym, jak w Powidzu przestały latać SU 22. Pierwszego właśnie wykonałem SU 22. Brata syn pomaga składać mi modele, bo one są takie maleńkie i potrzeba precyzji. Ja dokonuję pomiarów, wszystkie elementy przerysowuję i mnożę razy pięć. Potem kupuje blachę, a rury na kadłub to najczęściej znajduję na złomie.
Alfons Krajniak o samolotach wie bardzo dużo. Lubi je oglądać i zgłębiać wiedzę o interesujących go modelach – O samolotach może wiedziałbym jeszcze więcej, ale jak kupuję modele, to są one opisane najczęściej po chińsku. Dlaczego nie ma instrukcji w języku polskim? Nie wiem. Podczas relacji z katastrofy pod Smoleńskiem oglądałem, jak był pomalowany Tupolew. Myślę, że podobnie wyglądał, jak go pomalowałem, ale z wraku nie wiele było widać. Ten, co lata to jest cały biały, tylko na stateczniku ma czerwony pasek. Na tym lotnisku w Smoleńsku to nic nie było przygotowane. Tupolew waży z 80 ton i był za krótki pas. JAK 46 ma 16 ton, nim leciał Tusk. Jego samolot się zmieścił. Tupolew nie dałby rady. Przecież to lotnisko to nieczynne było, a ta wieża kontrolna to wyglądała, jako stara szopa. Nie wiadomo, co się stało. Straszna rzecz. Znało się przecież wszystkich z telewizji, często ich oglądałem… Życie musi iść dalej. Do dzisiejszego dnia w ogródku pana Alfonsa „wylądowały”: SU 22, F 16, F 18, SU 27 (model, który rozbił się w Radomiu), MIG 25, MIG 21, MIG 17, ISKRA i ostatnio TU 154. W ogródku przygotowane jest już miejsce na kolejny samolot.
– Każdy się o to pyta, a ja odpowiadam, że ten samolot poleciał do Islandii kurs sprawdzić (śmiech). Sporo ludzi tędy jedzie i zatrzymują się. Przygotowuję model SAB 35 i ma już sklejonego Meserszmita, a do sklejenia czeka AM 2 Antek. Te samoloty, co stoją najbliżej drogi, to świecą na skrzydłach i ogonie, Tupolew też. Założyłem przy Tupolewie brzęczek, tak jakby silniki startowały. Lubię 1 czerwca jeździć na lotnisko. Ostatnio był gen. Czaban, szef wyszkolenia pilotów, przylecieli JAK-iem 40. Posłuchałem wtedy, jaki jest dźwięk, kiedy silniki gwiżdżą przy rozgrzewaniu. Lubię oglądać samoloty, zobaczyć oryginały SU 20, SU 17. Mogłem wejść do Herculesa – tam się połapać, głowa mała i skóra cierpnie. KASA też była, ta co się w Mirosławcu rozbiła. Widziałem, jak startowała. Mój brat pracuje na lotnisku. Często razem oglądamy samoloty. Żołnierze pozwolili nam wejść do Bryzy. Jednym z pilotów jest tu kobieta – Agnieszka Barszcz z Katowic, musiała być niezwykle zdrowa, że przeszła wszystkie badania. Syn mojego brata Zbigniew jest teraz, do czerwca, na kursie w Dęblinie, bo jest pracownikiem lotniska w Powidzu i holuje Herculesy z hangarów. Wszystko musi rozumieć i mówić po angielsku, zwłaszcza słownictwo techniczne. Jak wróci zrobimy ANTKA, a teraz czeka już Meserszmit. Jakbym postawił narzędzia rolnicze, to nikt by na nie uwagi na zwrócił, a przy samolotach każdy się zatrzyma. Najwięcej w czasie, kiedy jadą na grzyby i na jagody.
Trafić do pana Alfonsa nie jest łatwo, gdyż jego domek, podobnie jak trzy inne, umiejscowione są w lesie. Reszta wsi Smolniki Powidzkie leży przy drodze od Anastazewa na Powidz. W lesie pana Alfonsa czas płynie wolniej, życie jest bardziej spokojne i szczęśliwe, i jak mówi nasz bohater, nawet samoloty mu nie wadzą.
– Jak tylko zazieleni się trawa i zakwitną tulipany, będzie super. Zakwitnie też niedługo kalina, chociaż będzie zasłaniała samolot, ale musi tu być. Lubiłem, jak latały myśliwce SU 22. Chociaż w nocy nie szło spać, ale ciekawiej było. Nisko przeleciał nad drzewami, przestraszył – dobrze było. Teraz Hercules lata, kółka kręci i buczy. Jak wczasowicze przyjechali, to wiedzieli, że są koło lotniska. Teraz jest za cicho. Przyzwyczaiłem się do takiego życia, nie umiałbym mieszkać w mieście. Kiedyś pojechałem do Słupcy do Urzędu Pracy, tam jest luksus (śmiech). Wiatr pasował i zalatywało, szkoda gadać. U mnie na wsi jest dobrze.
•••
Alfons Krajniak jest niezwykłym człowiekiem. Radością i pogodą ducha oraz optymizmem mógłby obdzielić wielu z nas. Jest serdeczny, ma miły uśmiech, kocha ludzi, przyrodę i zwierzęta. Potrafi także gotować. Samodzielnie wykonuje zaprawy, a jego maleńki domek lśni czystością. Pan Alfons mówi, że miotła jest podstawowym narzędziem w domu, bo wszędzie musi być czysto. Skromność pana Alfonsa nie pozwoliła mu chwalić się swoim niezwykłym hobby. To dzięki jego sąsiadce dowiedzieliśmy się o niezwykłym miłośniku lotnictwa i poznaliśmy niezwykłego człowieka. Bardzo Pani dziękujemy! Panu Alfonsowi dziękujemy za rozmowę, życzymy zdrowia i jeszcze wielu lotniczych realizacji.
Pokłosie rządów pisowczyków i ich „wyczynów”. Wrak jeszcze długo będzie leżał w Rosji. Kombinujcie dalej z Antkiem Dwa Wybuchy i jemu podobnymi z „zamachem”. Rosjanie wiedzą, co robić i robią to, a Wy? No, co Wy możecie Pisowczyki? Dowódca frontu gruzińskiego zgi-nął w katastrofie, a jego zastępca to tylko strateg kaczego stada w stawie, woda jest ich żywiołem – wszystko rozmyje, rozwodni…
Sprowadźcie sobie ten sakramencki wrak smoleński, ustawcie przed swoimi domostwami, aby przypominał wam wszą perfidną politykę niszczenia Polski. I jeszcze jedno – zgadzam się na wszystkie komisje, które stwierdzą jednoznacznie, iż pisklaki wraz ze swoim wodzem Kaczopiskiem to kosmonauci przybyli z dalekich stron na leczenie w zamkniętych zakładach psychiatrycznych.
Wy pisklaki wiecznie macie do kogoś pretensje, nawet słońce wam przeszkadza. Wasz rozum odświeżacie w nowej świątyni smoleńskiej, którą zbudowaliście dla siebie nie na wszej ziemi.
Mowa nienawiści