Sprzedała swoją roczną córeczkę?

15 września, 2010

Kobiety wynajmują brzuszki nawet za 100 tysięcy złotych. Prokuratura wyjaśni czy Damasława Ż. z Orchowa dostała pieniądze za adopcję córki
Słupecka Prokuratura Rejonowa zajęła się sprawą, która mrozi krew w żyłach każdego człowieka posiadającego odrobinę sumienia i moralności. Mieszkańcy Orchowa zauważyli, że jedna z młodych matek przestała chodzić na spacery ze swoją roczną córeczką. Powiadomione organy ścigania odwiedziły Damasławę Ż. Ta, niepytana o szczegóły, rozmowę zaczęła od słów: „Ja za nią żadnych pieniędzy nie dostałam”. Czy matka sprzedała swoje dziecko za pośrednictwem internetu?

SPRAWA DLA PROKURATORA
Rejon słupecki ostatnimi czasy dostosowuje się do norm w całym kraju. Przestępczość wzrasta, a zastosowane wobec niej środki nie skutkują. Prokuratura Rejonowa w Słupcy zmuszona jest prowadzić postępowanie sprawdzające w sprawie przekazania dziecka do adopcji.

„Dziecko było – dziecka nie ma. Na terenie Orchowa, chodzi o roczną dziewczynkę. Czekamy na materiały ze sądu ze Śląska. W naszym sądzie nie toczyło się nic. Jeżeli się potwierdzi, że było przekazanie wbrew obowiązującym przepisom, będziemy prowadzić dalsze postępowanie.” – mówi na początku rozmowy Prokurator Rejonowy w Słupcy Marek Kosmalski.

Dziewczynka od momentu urodzenia była w domu matki. Na portalu internetowym zamieszczono ogłoszenie, że pewna rodzina ze Śląska potrzebuje dziecko. Kobieta z Orchowa swoją córeczkę chciała wydać do adopcji. Twierdziła, że nie było możliwości wychowania. Rodziny dogadały się pozytywnie. Pozostaje jednak do wyjaśnienia kwestia, czy czynność była wykonana legalnie, jako adopcja ze wskazaniem, czy też za dziecko zapłacono.

ODWIEDZINY POLICJANTÓW
Prokurator Kosmalski nadzoruje tą sprawę, jako sprawę większej rangi.

„To jest cała procedura przekazania do adopcji ze wskazaniem. Na razie wszystko wskazuje, że procedura nie była zachowana. Musimy to sprawdzić. Czy były pieniądze, a jeśli były to na co – czy za dziecko, czy na śpioszki, na jedzenie, na utrzymanie. Jeśli były pieniądze, to było to nielegalne – normalnie to jest przestępstwo, handel ludźmi. Poważne przestępstwo. Kto uprawia handel ludźmi, nawet za ich zgodą, podlega karze pozbawienia wolności na okres nie krótszy 3 lata. Kto w celu osiągnięcia korzyści majątkowej zajmuje się organizowaniem adopcji dzieci, wbrew obowiązującym przepisom, podlega karze od 3 miesięcy do lat 5” – wyjaśnia prokurator.

Sprawa nabrała rozpędu gdy mieszkańcy Orchowa z niepokojem stwierdzili, że w mieszkaniu przy ulicy Kościuszki młoda matka została sama, bez małej córeczki. Swoimi podejrzeniami mieszkańcy podzielili się z funkcjonariuszami prawa. Matka została rozpytana przez policjantów. Kobieta potwierdziła, że dziecko zostało przekazane do adopcji. „Zupełnie niepytana o to, w pierwszych słowach stwierdziła, że za dziecko nie dostała żadnych pieniędzy” – podkreśla Marek Kosmalski. W sprawie jest wiele wątpliwości.

MATKA NIE WIE GDZIE JEST JEJ CÓRKA?
Mieszkańcom Orchowa osoba Damasławy Ż. jest znana. Zapytane przez nas osoby, które nie zgodziły się na ujawnienie swoich personaliów, powiedziały, że jakiś czas temu Damasławy Ż. nie było w Orchowie. Raczej się wyprowadziła, lecz w okresie wakacyjnym ponownie można było spotkać ją na ulicach miejscowości. Twierdzą, że widywali ją z jej roczną córeczką Eweliną, jednakże od pewnego czasu Damasława zaczęła pojawiać się sama.

Co stało się z dzieckiem? Chcąc porozmawiać na ten temat z samą zainteresowaną udaliśmy się do domu rodzinnego Damasławy Ż. gdzie zastaliśmy jej matkę. Kobieta powiedziała, że Damasława wyprowadziła się z Orchowa i zerwała wszelkie kontakty. Matka twierdzi, że nie wie, gdzie córka teraz mieszka i nie ma do niej nawet numeru na komórkę. Komentować sprawy dotyczącej jej małej wnuczki nie chciała – „Życie rodzinne to nasza prywatna sprawa. Skoro prokuratura się tym zajęła to niech wyjaśnia” – powiedziała matka Damasławy Ż.

SZUKAŁA POMOCY W SIECI
Damasława Ż., nie widząc wyjścia z sytuacji szukała pomocy w internecie. Na portalu surogatki.pl zamieściła kilka ogłoszeń dotyczących zaadoptowania małej córeczki. Pierwsze z anonsów ukazało się jeszcze gdy Damasława była w ciąży. Obecnie tego postu w sieci znaleźć nie można, lecz użytkownicy w marcu bieżącego roku w archiwach poszukali pierwszą wypowiedź Damasławy Ż..

Miała ona brzmieć: „Witam mam 23 lata. obecnie jestem w ciąży 6 miesiąc. Tak sie życie mi ułożyło ze nie stać mnie na to dziecko i bardzo chętnie oddam w dobre ręce, gdzie nie zabraknie mu niczego ani miłości. Jeśli oferta jest aktualna to proszę o kontakt pod adres e-mail” Kolejne ogłoszenie o adopcji dziecka Damasława Ż. zamieściła w marcu. Treść anonsu: „na samym początku chciałabym podkreślić, że chodzi o moją wspaniałą 8. miesięczną córeczkę. Serce mi pęka ale nie mogę inaczej postąpić. zostałam sama z nią bez jakichkolwiek środków do życia juz nic nie mogę jej zapewnić. tak wiec jestem zmuszona oddać moje maleństwo do adopcji nie mogę pozwolić aby cierpiała. zainteresowanych proszę o kontakt pod adres ”

Po drugim ogłoszeniu do Damasławy Ż. miało zgłosić się kilka kobiet, lecz młoda matka z Orchowa uznała oferty za niepoważne. 31 marca Damasława Ż. zamieściła kolejne ogłoszenie. I tym razem podkreśliła, że nie ma środków do życia, a sytuacja się wciąż pogarsza. Damasława Ż. nie widziała szans na poprawę. Na ogłoszenie odpowiedziało kilka par starających się o dzieci. Tutaj urywa się ślad prowadzący do odpowiedzi na pytanie: Gdzie podziała się córeczka Damasławy Ż.? Kobieta sama przyznała, że jej dziecko przebywa teraz u rodziny na Śląsku, a adopcja została przeprowadzona zgodnie z prawem.

ZNALAZŁA SPOSÓB NA ZAROBEK?
Mimo trudnej sytuacji życiowej Damasława Ż. wstawiła kolejne ogłoszenie na portalu surogatki.pl. Być może nikt się nie dowie czy adopcja Ewelinki przebiegła legalnie czy też nie. Gdyby prokuratura nie znalazła dowodów popełnienia przestępstwa śledztwo zostanie umorzone, a wtedy wersja, że Damasława Ż. za dziecko nie otrzymała ani złotówki, uznana zostanie za ostateczną. Tymczasem, przeglądając ogłoszenia na wymienionym już przez nas portalu natrafiamy na kolejne ogłoszenia Damasławy Ż.

Pierwsze z nich dotyczy komórek jajowych: „Sprzedam kom.jajowe. Jestem 25-letnią zdrową dziewczyną, bez nałogów, obciążeń genetycznych. Mam niebieskie oczy szczupła ładna nie za wysoka. Grupa krwi A Rh+ jestem zdecydowana sprzedać swoje komórki dlatego proszę o kontakt zdecydowane pary, osoby, gwarantuje dyskrecje i uczciwość. Jestem z wielkopolski okolice Gniezna.” – post został zamieszczony 23 sierpnia tego roku, czyli niedługo przed zajęciem się sprawą adopcji przez prokuraturę.

Drugie ogłoszenie przekonuje nas, że Damasława Ż. próbuje znaleźć pieniądze poprzez portal surogatki.pl. „Wynajmę swój brzuszek potrzebującej parze. Jestem zdrowa urodziłam jedno dziecko zdrowe. Dostało maksymalna ilość punktów w ogóle nie chorowało. śliczna dziewczynka z przyczyn losowych byłam zmuszona oddać ją do adopcji. Jestem niska osoba szczupła niebieskie oczy. Za rozsądna cenę jestem w stanie podjąć się tego. Mieszkam w Wielkopolsce niedaleko Słupcy”. – anons z 24 sierpnia.

DZIECKO KUPIĘ, DZIECKO SPRZEDAM
Portal, na którym znaleźliśmy setki ogłoszeń o adopcji ukrywa w sobie czysto zarobkowe ogłoszenia. Sprawą zainteresowały się niedawno ogólnopolskie media, które sprawdziły opisywane oferty. Okazuje się bowiem, że wiele „grzecznych” próśb o adopcję kryje za sobą również kwestię ceny. Dziennikarze z różnych redakcji wcielają się w „pary” chcące adoptować dziecko. W odpowiedzi od matek często otrzymują ofertę handlową.

Kobiety są dokładnie poinformowane o swoich prawach, oraz o sądowych procesach adopcyjnych. Zrozpaczone pary, które od dawna starają się o dziecko nie mają innego wyjścia. Najczęściej spotykaną metodą na adopcję jest wynajęcie brzuszka. Z góry ustalona stawka opiewa na kwoty od 20 nawet do 80, 100 tysięcy złotych. Pary chcące mieć dziecko godzą się na wszystko. Proces normalnej adopcji w Polsce ciągnie się nawet latami.

Kupując dziecko od surogatki (tak nazywają siebie kobiety, które wynajmują brzuszek) ten proces trwa zaledwie pół roku. Biologiczna matka, wskazując parę ubiegającą się o dziecko wie, że sądy nie będą stwarzać większych problemów. Sąd przecież nie spyta się ile kosztowało wynajęcie brzuszka…

PRETENSJE DO REDAKCJI
Piątek, 3 września, godzina 12:45. Dosłownie kilka chwil po naszych odwiedzinach w Orchowie, w redakcji Gazety Słupeckiej rozdzwonił się telefon.

„Z jakiej racji zajmujecie się tą sprawą? To jest nasza rodzinna sytuacja. Po co chcecie prać nasze brudy w gazecie” – usłyszeliśmy od kobiety, która nie chciała się przedstawić. Po kilku wykrzyczanych do słuchawki zdaniach kobieta się rozłączyła. Nie zdążyliśmy wyjaśnić jej dlaczego temat podejrzeń o płatną adopcję w Orchowie jest dla nas, jak i dla całego społeczeństwa, bardzo ważny.

Czy kobieta, która do nas zadzwoniła to Damasława Ż., o której losie rzekomo nie wie nic nawet jej matka? Czy może właśnie ta matka po naszej wizycie postanowiła dodać jeszcze kilka słów? Tego nie możemy być pewni. Sprawą zajęliśmy się, bo jak powiedział Prokurator Rejonowy na konferencji prasowej: ta sytuacja jest bez precedensu na naszym terenie.

  1. Kilka pytań po lekturze artykułu, na które nie znalazłem odpowiedzi podczas czytania… Czy bohaterka artykułu rzeczywiście była w trudnej sytuacji materialnej? Może faktycznie nie miała za co wychować dziecka. Czy redakcja mogłaby się pokusić o rozmowę z przedstawicielami lokalnych władz i dodać jakieś informacje, które mogłby pomóc innym matkom (i ojcom!) w podobnej sytuacji (zasiłki itd). Może jest gdzieś w okolicy okienko nadziei, w którym rodzic może anonimowo oddać dziecko, którym nie może się zająć?

    Żałosne jest, że mamy XXI wiek, a ciągle są miejsca, gdzie 'matka’ funkcjonuje wciąż jako niemalże samozapładniający się byt, którego jedynym celem życia jest wydawanie potomstwa, wykarmienie go i wychowanie. Jak długo jeszcze?!

  2. Po pierwsze jestem mieszkanką Orchowa i bliską sąsiadka rzekomej Damasławy Ż. Nikt z nas sąsiadów nie zgłaszał, że zniknęło dziecko. Redakcja gazety bazuje jak widać na pierdołach. My jako najblizsza społeczność znamy sytuacje tej pani. Prawdą jest, że było jej ciężko i wiedząc, iż nie będzie jej stać na wychowanie dziecka i zapewnienie jej odpowiedniego bytu- postanowiła oddać ukochane dziecko ludziom, którzy ten byt zapewnią. Redakcja obsmarowała tą niewinną dziewczynę a gdy się okazało, że dziecko nie zostało sprzedane lecz oddane rodzinie za pomocą LEGALNEJ adopcji to już redakcja nie napisała sprostowania. Mimo wszystko życzymy naszej sąsiadce jak najlepiej.

  3. nawet jeśli rzeczywiście nie mogła wychowac dziecka i miała być to adopcja ze wskazaniem, to jest ok
    jesli jednak płaci sie za dziecko to juz moim zdaniem moralnie niedopuszczalne
    czy ktoś z nas chciałby sie dowiedziec, że został adoptowany za pieniądze? czyli nie adoptowany, ale sprzedany

    przeciwko adopcji nie mam nic, to przeciez lepsze od zabijania dzieci, aborcji czy też wyrzucania ich na smietnik

    nie moge jednak pojąć jak można zazyczyć sobie pieniądze (jesli oczywiście to prawda) za własne dziecko
    przeraza mnie też to, że matka od razu nie zrzekła się praw do dziecka po porodzie, ale wychowywała dziecko przez rok
    myślę, że sam fakt zrzeczenia się praw i oddania do adopcji malutkiego dziecka, jest bardzo trudny dla kobiety, a zupełnie nie wyobrażam sobie jak mozna rok przebywać z dzieckiem i go sprzedac
    żadne matczyne uczucia w tym czasie się nie wykształciły?
    a skoro rodzina tak bardzo broni tej Pani może należało najpierw rozważyć mozliwość wzięcia pod swój dach dziecka przez kogos z rodziny?

  4. No dobrze, a jak rozgryziecie państwo ten istotny fakt, że kobieta zaraz po adopcji pierwszego dziecka, w internecie ogłosiła że może wynająć swój brzuszek?

  5. Z wieści wiejskich wiadomo nam niektórym, że to nie ta kobieta wstawiała te ogłoszenia, lecz….kolezanka która bardzo jej nie lubi i która rozmawiała z nią na temat wynajmu brzucha. Czasem widuje ową panią i jakoś do tej pory brzucha u niej nie widac…a jak wiemy zapotrzebowaniee na dzieci jest duże. Więc to chyba o czymś świadczy.

  6. Proszę nie osądzać źle tej matki ta adopcja była ostatecznością .Dziewczyna będąc w ciąży wiedziała że nie poradzi sobie z dzieckiem nie miała pracy,szukała dla dziecka dobrego domu dlatego dała ogłoszenie w internecie ,w tym czasie pojawił się tzw.przyjaciel który na krótko pomagał jej a dziecko traktował jak swoje (tak to wyglądało )był przy porodzie dlatego mogła zatrzymać córeczkę wynajęli nawet mieszkanie w Słupcy ,nie wiem co się stało że odszedł ,ale kiedy odszedł ponownie zaczęły się kłopoty finansowe wróciła do rodzinnego domu a w nim bieda z nędzą nie pracująca matka i rodzeństwo cała rodzina utrzymująca się z alimentów na dwoje najmłodszych w tym siostra psychicznie chora która wyskoczyła z okna 2 piętra .Czy ktoś z państwa wyobraża sobie krzyczące z głodu niemowlę?
    a w domu nie ma mleka wiem to od jej matki poszła wtedy do apteki kupić na tak zwaną krechę ,to tylko jedno zdarzenie zapewne było takich więcej .Czy ktoś zainteresował się skąd i dlaczego ta rodzina znalazła się w Orchowie ? zostawił ich ojciec z wielkimi długami i eksmisją , matkę z czwórką nieletnich dzieci,która się załamała ,do pracy nie chciała iść nie wiem z jakiego powodu, pewnie taki był !Tą dziewczynę w życiu nic dobrego nie spotkało nie mogła liczyć na pomoc matki i ojca bo ten ma nową rodzinę a ich o..ł.Wiem to bo jestem jego siostrą .Nie mam z nim od kilku lat kontaktu ale na pewno jej nie pomagał .Do Orchowa rzadko jeździliśmy nie mieliśmy pojęcia że tam się aż tak źle dzieje że D. została sama z dzieckiem bez środków do życia , dodam ze cała rodzina która mogła by pomóc mieszka w Poznaniu my naprawdę nie mieliśmy pojęcia że tam się źle dzieje,wręcz przeciwnie wiedzieliśmy że ma mieszkanie i pracującego partnera który kocha ją i dziecko tak to wyglądało .Kiedy dotarły do nas szokujące wieści było już po adopcji zadzwoniliśmy do Orchowa , moja siostrzenica była
    bardzo załamana,płakała ,bardzo żałowała bardzo chciała odkręcić tą adopcje myślę że dopiero do niej dotarło co się stało. Zapewniała i przysięgała że nie wzięła żadnych pieniędzy i ja jej wierzę!!!Proszę zobaczyć na portalu nasza klasa jakie komentarze dawała przy zdjęciach córeczki”moje szczęście ,mój skarb „Myślę że jeśli chcemy poszukać winnych to możemy jest to jej rodzina nikt z jakiegoś powodu nie udzielił pomocy ,nie zgłosił pomocy społecznej ona pewnie się wstydziła bo głupio powiedzieć że nie mam co dać dziecku jeść nie mówiąc o innych potrzebach chciała żeby jej córeczka miała lepiej niż ona a ona naprawdę nie miała lekkiego życia ani jako dziecko ani jako panienka ,zrobiła tak jak jej się wtedy wydawało najlepsze rozwiązanie , znalazła kochającą, bezdzietną, dobrze sytuowaną rodzinę gdzie dziecko nie cierpi głodu i jest kochane .Jestem pewna że gdyby miała środki na pewno nie oddała by córki, taka jest prawda a syty głodnego nie zrozumie.Napisałam tak tylko w wielkim skrócie żeby oczyścić siostrzenice piszę prawdę prosto z serca pewnie ktoś jak jak to przeczyta będzie miał wątpliwości i jakieś pytania chętnie na nie odpowiem na e-mail magda6565@tlen.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *