Z Dolan do Afganistanu
Tomasz Grzelczak ma 24 lata. Przez większość życia mieszkał i wychowywał się w Dolanach – małej miejscowości w gminie Lądek. Od kilku lat Tomek służy w wojsku. Na początku października wyjechał na misje do Afganistanu.
Wywiad z Tomkiem (moim kolegą z czasów szkolnych) został przeprowadzony drogą internetową. On sam zaznaczył, że w Afganistanie może korzystać z internetu pół godziny dziennie, a od udzielania informacji o tym co dzieje się na misjach i w wojsku jest rzecznik. Zapewniłem go, że publikacja nie będzie się skupiała na wojsku. Najważniejszy w rozmowie był właśnie Tomek i jego przeżycia.
„Wojsko zawsze mnie interesowało, trochę czytałem zanim wstąpiłem, a było to pierwszego sierpnia 2007 roku. Dowiedziałem się, że idzie zawodowa armia, więc jak tylko zdałem maturę to zaciągnąłem się na Wojskowej Komendzie Uzupełnień w Koninie. Dostałem skierowania na badania do Poznania, przeszedłem je, a z racji tego, że sam byłem chętny to mogłem wybrać miasto gdzie mogę służyć.” – zaczyna swą opowieść Tomasz Grzelczak, 24-latek pochodzący z Dolan.
Do szkoły ponadgimnazjalnej chodził w Strzałkowie. Na swoją jednostkę wojskową wybrał jednak Szczecin – wiedział, że dotarł tam nowy sprzęt wojskowy – kołowy transporter opancerzony ROSOMAK. Wtedy nie wiedział, że ten sprzęt jest tylko dla piechoty. Trafił do DAS czyli Dywizjonu Artylerii Samobieżnej, gdzie strzelał z tzw. Goździków.
PIERWSZE PLANY WYJAZDU
Jak mówi nasz bohater: „W 2008 roku miałem już po raz pierwszy polecieć do Afganistanu, ale poznałem moją przyszłą żonę wiec odmówiłem…” W tym miejscu rozmowa została przerwana. Tomek napisał krótko: „Dokończę Ci jutro bo mamy ostrzał bazy.” Odpisałem tylko: trzymaj się. Nie widząc co znaczy „ostrzał bazy” cały dzień myślałem, czy Tomkowi nic się nie stało.
Na szczęście następnego dnia gdy znalazł chwilę na zajrzenie do internetu Tomek zaczął dalej odpowiadać na pytania: „Więc skończyłem na tym, że poznałem moją żonę i zrezygnowałem wtedy z wyjazdu. Dalej pracowałem na artylerii. W wojsku jest tak, że wciąż przenoszą na inne garnizony, tak więc od 2007 roku aż do 2011 roku odwiedziłem 3 miasta gdzie stacjonowałem czyli Szczecin, Stargard Szczeciński i teraz obecnie moją macierzystą jednostką jest Choszczno. W 2011 roku dowiedzieliśmy się że nasza jednostka czyli 12 Brygada Zmechanizowana wystawia 12 zmianę PKW Afganistan. Zgłosiłem się do wyjazdu. Znalazłem etat na piechocie zmotoryzowanej czyli trafiłem tam, gdzie były KTO Rosomak. Przygotowania trwały pół roku, ciągłe poligony, strzelania, zajęcia z kulturoznawstwa , kursy, nauka języka Pasztu i Dari, które są oficjalny językiem w islamskiej republice Afganistanu i wiele innych rzeczy.”
TRAFIŁEM DO GHAZNI
Tomasz Grzelczak z Polski wyleciał 5 października. Lot z Goleniowa (koło Szczecina) do Manas w Kirgistanie trwał 8 godzin. Dalej „przerzut” do Bagram, znanego z filmu „Dziewiąta Kompania”. Później żołnierze z Polski śmigłowcami zostali przetransportowani do Szarany, a stamtąd prosto do Ghazni gdzie stacjonuje cała misja.
„Na miejscu przyjęcie sprzętu i dwa dni później pierwszy patrol. Tego nigdy się nie zapomni, piękny krajobraz, wszędzie ubóstwo i strach przed tzw. IDkami czyli prowizorowanymi ładunkami wybuchowymi, które umieszcza się na drodze i kiedy pojazd na niego wjeżdża – wybucha.” – relacjonuje Tomek.
Rebelianci w Afganistanie podkładają różne ID, od 20kg, które niszczą koła aż do ładunków po 100kg, które wyrzucają w powietrze 30tonowy pojazd na 100 metrów dalej. Codziennie wystawia się jednak tzw. wąsy, które poszukują kabla doprowadzającego do ID.
„Teraz robi się tutaj coraz zimniej. Żołnierze, którzy byli na poprzednich zmianach, mówią że zimą dochodzi n a w e t do minus 30 stopn i . Wtedy rebelianci przestają działać, a my się cieszymy. W okolicy Ghazni są 2 wioski gdzie zawsze jest kontakt (czyli strzelanina), codziennie tam jeździ jakiś pluton. Część ludzi lubi Polaków, bo dajemy im co tylko możemy, od jedzenia po pomoc medyczną. Wszystko jest w opłakanym stanie, Afganistan jest bardzo ubogim krajem. Pól tutaj nie ma, bo pora deszczowa praktycznie tutaj nie istnieje. Ludzie, by zarobić na życie muszą zajmować się handlem narkotykami. Co ciekawe, mężczyźni muszą tu zarabiać na kupienie żony, która kosztuje około 2000 dolarów. Tutejsi, pracujący w bazie wojskowej zarabiają około 300 dolarów, ale ci którzy zajmują się wyłącznie narkobiznesem mają dochód tylko 40 dolarów miesięcznie.” – opowiada mi Tomek.
JACY SĄ MIEJSCOWI?
Ludzi, z ich pochodzenia, poznaje po ubiorze. Są tam ludzie Dari, Pasztuni i Hazarowie, oraz plemiona koczownicze, które wędrują.
„Niestety miny przeciwpiechotne nie wybierają rodu i każdy na nie trafia. Dlatego też świetni są saperzy, którzy rozminowują cały teren. Można nawet spotkać miny i niewypały jeszcze za czasów kiedy Związek Radziecki najechał na Afganistan.” – dodaje mój rozmówca „z daleka”
Mówi jednak, że mimo wszystko Afgańczycy są zawsze uśmiechnięci i życzliwi. Często częstują czym tylko mają. Żołnierze nie biorą jednak od nich jedzenia – 97 procent z tubylców ma pasożyty „a tego nie chcielibyśmy sie nabawić.” Mają za to bardzo dobre herbaty. Dzieci są bardzo żywe i sprytne. Dziewczynki mają bardzo ładną karnację. Kobiety dorosłe czyli ok. 13lat mają zasłonięte twarze, nie widać także kształtów ciała. Nie można na nie patrzeć ani przeszukiwać podczas zatrzymań, może to robić tylko kobieta.
„Zdjęcia można robić im tylko za zgodą męża. Ludzie spostrzegają to źle u nas w kraju, ale teraz zaczynam widzieć w tym głębszy sens. Kobieta jest dla nich czymś wyjątkowym, są z nią bardzo mocno związani. Niestety nie ma prawa głosu w domu. Kobiety na co dzień robią różnego rodzaju wisiorki, naczynia, po czym mąż bierze to na tzw. Hadżi (targ)i sprzedaje.”
WOJSKO DZIŚ
„W wojsku jest dobrze, nie tak jak o nim ludzie mówią. Dużo pracy. Wojsko dzieli się na trzy korpusy – szeregowców, podoficerów i oficerów. Ludzie błędnie myślą – nie wszyscy mają prawa emerytalne. Szeregowi mogą pracować tylko do 12lat w wojsku, więc nie podlegają prawom emerytalnym.” – mówi bohater z Dolan.
Prawa emerytalne przysługują już od stopnia Kaprala – czyli podoficera. By nim zostać, trzeba sobie na to nieźle zapracować. Inaczej często żołnierze po 11 latach służby wracają do domu. A czy Tomek chce wrócić do domu? Żartuje, że jak „dostanie kopa w tyłek” to za 6 lat pójdzie do cywila i wtedy może wróci do Dolan.
„Nad Wartę, na moje torfowiska. Ale to są oczywiście tylko marzenia. Póki co mam mieszkanie w Stargardzie Szczecińskim, syna i córeczkę, oraz dobrą, cierpliwą żonę która praktycznie przez 6 miesięcy w roku mnie nie widzi, bo jestem albo na poligonie, albo tak jak teraz, na misji.” – kończy Tomasz Grzelczak. Tomkowi życzę tylko jednego – bezpiecznego powrotu do domu.