Zawartość cukru w cukrze
Większość z czytelników pamięta zapewne doskonałą polska komedię, z W. Pokorą w roli głównej pt. „Poszukiwany, poszukiwana”. Magister Stanisław Maria Rochowicz, zagrożony karą więzienia, zmuszony jest ukrywać się jako gosposia, pracująca dla różnych „Państwa”. Jedną z osób, dla których pracuje, jest pewien profesor, zajmujący się ściśle tajną sprawą wagi państwowej, czyli badaniem zawartości cukru w cukrze.
Śmieszne? Pozornie tak, zwłaszcza pamiętając, co tak naprawdę stanowiło przedmiot badań „profesora”. Ale czytając etykiety produktów, które obowiązkowo muszą podawać pełny jego skład, można łatwo dojść do wniosku, że już niedługo zawartość cukru w cukrze może okazać się całkiem ciekawą i skądinąd intrygującą informacją.
Obowiązek zamieszczania pełnego składu produktu na etykiecie miał w założeniu ułatwić życie konsumentowi. Teraz każdy może przeczytać, co zamierza zjeść i kupić to, bądź sięgnąć po produkt konkurencyjnej firmy, mniej może rozreklamowany, ale zawierający więcej substancji odżywczych, a mniej zagęszczaczy, barwników, glutaminianu sodu etc. Jednak w praktyce mało kto, idąc do sklepu, zadaje sobie trud czytania składu. A szkoda! Bo wystarczy czasem jeden rzut oka i okaże się, że to, co zamierzamy kupić nie jest tym, na co wygląda.
Weźmy taki sok z malin pewnej renomowanej firmy. Na etykiecie dumnie prężą się czerwone owoce, olbrzymi napis przyciąga wzrok kuszącym słowem „Malina”. Odruchowo wkładamy do koszyka, już w myślach delektując się gorącą herbatką ze zdrowym sokiem, niemal czujemy, jak od samego zapachu wzrasta nasza odporność…
A teraz spójrzmy na etykietę. Co widzimy? Skład: cukier, woda, sok wieloowocowy i sok z maliny. W ilości – uwaga – 0,3%.
Ile to jest? Można się pobawić w liczenie, ile jest malin w pojemniku kilogramowym i przeliczyć to na zawartość butelki. Ale nie wiem, czy warto, bo okaże się, iż w jednej półlitrowej butelce soku jest cała jedna malina. Jeśli jeszcze dodamy, że tę jedną malinę dzielimy na kilkanaście rozcieńczonych porcji okazuje się, iż rzekomy sok jest w istocie produktem bardziej homeopatycznym niż naturalnym.
I niestety nie jest to jakiś jednorazowy wybryk. Uważne czytanie składu produktów dostarczy nam zapewne niezapomnianych atrakcji. Sok z czarnej porzeczki, który zrobiony jest z soku z winogron. Czekolada w opakowaniu z niewielkim okienkiem, w którym dumnie prezentuje się żurawina (niestety po wyjęciu czekolady okazuje się, iż tylko na malutkiej powierzchni równej temu okienku). Margaryna z masłem, w której więcej jest soli niż tegoż masła. Popularne pasztety, które rywalizują ze sobą w konkurencji „produkt o jak najmniejszej ilości mięsa”. Aktualny lider, który widziałem w jednym z marketów, to pasztet mający 13% mięsa. Czym jest reszta? Wolałbym szczerze powiedziawszy nie wiedzieć.
„Bo w jednym sklepie cukier ma osiemdziesiąt procent cukru w cukrze, a w drugim dziewięćdziesiąt procent cukru w cukrze” – te słowa z filmu Barei z założeniu miały być komiczne, niestety mogą się okazać prorocze. Wszak już teraz szukamy sklepów, w którym jest więcej szynki w szynce, masła w maśle czy soku w soku. Niewykluczone więc, że i zawartość cukru w cukrze czy soli w soli powoli, zgodnie z rynkowymi trendami, zacznie się zmieniać na korzyść zawartości w produkcie „cukru identycznego z naturalnym” bądź czegoś jeszcze bardziej wymyślnego.
Warto czasami spojrzeć na etykietę by upewnić się, że to, co kupujemy jest w istocie tym, po co przyszliśmy do sklepu. Coraz sprytniejsze pułapki, zastawione przez producentów, wbrew pozorom można ominąć dość łatwo.
Być czujnym i czytać, z czego składa się dany produkt. Dla własnego zdrowia.