Nigdy go nie sprzedam. Rolls-Royce do renowacji

4 lutego, 2012

Jeden z mechaników samochodowych z Ciążenia w ubiegłym tygodniu kupił sobie „nowe”, stare auto. Po sprzedaży poprzedniej limuzyny Marek Drzewiecki nastawił się na kupno Rolls-Royse’a. Zapowiada, że gdy samochód będzie odnowiony nigdy go nie sprzeda.

Rolls-Royce to angielska marka samochodów z najwyższej półki. Marzenie wszystkich kierowców pasjonujących się oldsmobilami. Duże, luksusowo wyposażone samochody z charakterystyczną statuetką na masce – „synonim bogactwa i najwyższej klasy” – czytamy w encyklopedii. Jeden z takich cudów „zamieszkał” w Ciążeniu, u mechanika samochodowego, Marka Drzewieckiego.

Pan Marek był do niedawna właścicielem luksusowej limuzyny ze stajni Cadillaca. Po sprzedaży zastanawiał się jaki następny samochód nabyć. „Wpadł mi w oko jeden Rolls i się nad nim zastanawiam. Dużo jest przy nim do zrobienia” – powiedział nam kilka tygodni temu. W sobotę 28 stycznia przyjechał z informacją: „Kupiłem!” Nazajutrz pojechaliśmy zobaczyć ten nabytek, marzenie każdego renowatora starych aut. „Braków nie jest tak dużo. Przedni grill, tylna szyba. Dużo jest do zrobienia, silnik wstawię inny, tapicerka, wykończenia. Blacha nie jest w najgorszym stanie, czeka ją piaskowanie, ale rdzy wiele nie ma. Liczę, że z doskoku samochód będzie zrobiony w trzy lata. A może uda się wcześniej?” – zastanawia się mechanik. Samochód wyprodukowano w 1955 roku.

Silnik ma być nowy. Oryginał zastąpi trzylitrowy diesel Mercedesa
Silnik ma być nowy. Oryginał zastąpi trzylitrowy diesel Mercedesa

Nowy właściciel posiada do niego dokumenty i po renowacji będzie planował zarejestrować go jako zabytek. „On jest sprowadzony ze stanów. Taka rejestracja nie jest łatwa. Z Polskimi autami nie ma takiego problemu, bo może w Koninie czy we Wrześni zarejestrują na żółte tablice. Auta zagraniczne rejestruje się w trzech miejscach w Polsce, chyba w Krakowie, w Gdańsku – w każdym razie nigdzie blisko nas.” – mówi Drzewiecki.

Kilka dni po zakupie auta mechanik przywiezie do niego drugie nadwozie. Na tył tego samochodu przewróciło się drzewo. Na oko widać, że w auto trzeba włożyć wiele pracy i wysiłku. Wszystko trzeba rozbierać, czyścić, dorabiać, zamieniać. Pytany o cenę Marek Drzewiecki odpowiada, że dał niecałe 20 tysięcy złotych.

„Jak ktoś się nie zna na takich autach powie, że to jest warte tysiąc złotych. Taki sam wystawiony jest teraz na aukcji za 67 tysięcy, ale co przy nim do roboty jest tego nie wiem.” – mówi nam pasjonat z Ciążenia i dodaje na zakończenie: „Ja nigdy go nie sprzedam, nawet jak zrobię i będą mi proponować duże sumy. Może moi synowie jak go odziedziczą postanowią sprzedać, ale to już nie za mojego życia.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *