Jakie to jest uczucie uratować komuś życie?… Rozmowa z ratownikiem medycznym Piotrem Maciejewskim
Pochodzący z Lucynowa, a obecnie mieszkający w Piotrowicach, Piotr Maciejewski od blisko dwóch lat jest ratownikiem medycznym. Obecnie pracuje w słupeckim szpitalu i w Zespołach Ratownictwa Medycznego. W wywiadzie z naszym dziennikarzem opowiedział m.in. o swoich początkach, najbardziej wstrząsającej akcji i o pracy w czasach pandemii.
Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z ratownictwem?
Swoją drogę i karierę jako ratownik rozpocząłem w wieku 11 lat szeregach Młodzieżowej Drużyny Pożarniczej w Szyszłowie. Tam moi opiekunowie, m.in. dh Paweł Dyrka i dh Jarosław Maciejewski (który jest jednocześnie moim ojcem), nadali mi kierunek, żeby dążyć w takie drogi typowo ratunkowe. Pierwotnie była to straż pożarna. Po skończeniu gimnazjum udałem się do klasy o profilu pożarniczym w liceum w Strzałkowie. Były tam zajęcia z pierwszej pomocy, ale nie kładłem na to dużego nacisku z racji, że chciałem się dostać do Szkoły Aspirantów Państwowej Straży Pożarnej w Poznaniu. Po skończeniu liceum, po zdaniu matury był to jedyny dla mnie sensowny kierunek. Za pierwszym razem się nie udało. Zacząłem pracę jako praktykant w dziale kwatermistrzowskim w KP PSP w Słupcy. Cały czas przygotowywałem się, aby dostać się do szkoły aspiranckiej. Były szkolenia z pierwszej pomocy, ćwiczenia ze strażakami. Wtedy jeszcze nie spodziewałem się, że obiorę tylko ten kierunek. Za trzecim razem, gdy nie udało mi się dostać do szkoły, byłem tym faktem bardzo sfrustrowany. Zrezygnowałem z rekrutacji i zacząłem pracę jako magazynier w sklepie budowlanym w Słupcy. Kiedyś stojąc przed tym sklepem zobaczyłem karetkę pogotowia jadącą na sygnale. Stwierdziłem, że nie ma co marnować się w pracy jako magazynier, jak mam możliwość pracy jako ratownik. To był taki kluczowy moment, kiedy zacząłem myśleć na poważnie o ratownictwie medycznym.
Całą rozmowę możecie przeczytać w najnowszym wydaniu Gazety Słupeckiej.