Słupczanin zginął przygnieciony samochodem
Śmierć w garażu
To co wydarzyło się w miniony wtorek (5.10) trudno ubrać w słowa. Na usta ciśnie się tylko jeden wyraz – tragedia. Słupczanin, wykonując prace przy swoim samochodzie został przez niego przyciśnięty. Stanisław Bocian poniósł śmierć we własnym garażu.
Między godziną 11. a 12. mieszkańców Słupcy zaniepokoiły wyjące syreny samochodów pogotowia, policji i straży pożarnej. Do redakcji zadzwonił telefon, nasz rozmówca powiedział, że przy garażach znajdujących się za szkołą podstawową nr.3 musiało dojść do poważnego wypadku.
Na miejscu zastaliśmy karetkę pogotowia, straż pożarną, policjantów z wydziału kryminalnego i prokuratora. Sama obecność tych osób świadczyła, że doszło do poważnej tragedii. Żona Stanisława Bociana – Danuta też słyszała te przeraźliwe syreny. Nie przypuszczała jednak wtedy, że tym razem tragedia dotknie jej bezpośrednio. Opiekuje się ona dzieckiem znajomych i wtedy była właśnie przy dziecku gdy zadzwonił do niej syn.
„Co się stało ojcu? – spytał. -Nie wiedziałam co się dzieje, ale nie spodziewałam się jeszcze najgorszego. Gdy przyszedł tata dziecka, wybiegłam z mieszkania i tunelami na osiedlu Niepodległości biegłam w stronę szpitala. Gdy wyszłam na ulicę przed szpitalem obejrzałam się i zobaczyłam tłum ludzi przy garażach. Zrobiło mi się słabo. Nie pamiętam jak tam doszłam. Nie przepuszczono mnie już blisko męża. Ciało zidentyfikowała córka” – mówi, szlochając Danuta Bocian.
„Robił coś przy samochodzie, siedział w kanale i samochód go przycisnął” – mówili obecni na miejscu zdarzenia mieszkańcy. Po kilku chwilach wiedzieliśmy już, że mężczyzna przygnieciony przez własne auto marki fiat seicento nie przeżył. Ciało znajdowało się jeszcze wewnątrz garażu.
„O godz. 11:29 do Powiatowego Stanowiska Kierowania wpłynęło zgłoszenie, w którym osoba dzwoniąca poinformowała, że w jednym z garaży w Słupcy zauważyła osobę przyciśniętą przez samochód. Do działań ratowniczych wysłano trzy samochody z Jednostki Ratowniczo – Gaśniczej PSP i 7. strażaków. Na miejsce przybył również Zespół Ratownictwa Medycznego i Policja. Strażacy, używając poduszek powietrznych i podkładów stabilizacyjnych podnieśli pojazd, wysuwając go z garażu. Niestety lekarz po zbadaniu poszkodowanego stwierdził zgon.” – informuje nas w dniu tragedii st. kpt. Dariusz Różański.
•••
Przed garażem, w którym zginął mężczyzna gromadzi się coraz więcej gapiów. Straż pożarna postanawia odjechać z miejsca, strażacy nie są już potrzebni. Pojawia się żona tragicznie zmarłego mężczyzny. Nie może uwierzyć w to co się stało. „Zawsze robili coś w kilku” – mówi płacząc.
„Znałem go dobrze, często tutaj przychodził i ze znajomymi majstrowali przy samochodach. Jak to mogło się stać” – mówi z niedowierzaniem znajomy zmarłego, który również dotarł na miejsce.
Po pewnym czasie pojawiła się druga karetka pogotowia. Sanitariusze podali leki uspokajające żonie zmarłego Stanisława Bociana. Po wykonaniu wszystkich czynności przez służby kryminalistyczne zakład pogrzebowy przetransportował ciało z miejsca zdarzenia. Samochód został wepchnięty do garażu, a ten zamknięto. Miejsce, w którym zginął 62-letni Stanisław Bocian zaczęli odwiedzać jego najbliżsi. By oddać cześć zmarłemu przed garażem do dziś palą się znicze. Jak się dowiedzieliśmy, na tym miejscu gromadzą się bliscy i znajomi śp. Stanisława, aby odmówić modlitwy za duszę zmarłego.
•••
Danuta Bocian, żona tragicznie zmarłego wspomina, że jej mąż zawsze był uśmiechnięty i pogodny: „Wszyscy mówili, że to jest człowiek dusza. Nigdy nie odmówił nikomu pomocy. Dbał o całą rodzinę, bardzo kochał wnuków, pomagał teściom. Wszystkim pomagał z pełnym zaangażowaniem. Dziękuje serdecznie wszystkim za okazaną pamięć.”
Podczas wzruszającej rozmowy pani Danuta wspomniała, że niedługo z mężem mieli obchodzić czterdziestolecie małżeństwa. „Przypadało we wrześniu, ale dopiero teraz się zdecydowaliśmy. On nie miał nic przeciwko.” – mówi żona Danuta. „Kilka dni przed tym tragicznym wydarzeniem poprosiłam męża, żeby zmienił baterie w zegarku, który mnie budził gdy szłam bawić dziecko znajomych. Po pogrzebie, w sobotę, zauważyłam, że ten zegarek stanął o godzinie 11:08. Może to wtedy mąż zmarł?” – dodaje ze wzruszeniem wdowa.
Poinformowaliśmy panią Danutę, że jednostki ratunkowe o 11:29 otrzymały zgłoszenie o tym nieszczęśliwym wypadku. „Nawet nie wiem kto zadzwonił po pomoc.
To wszystko tak szybko się stało. Nie mogę w to nadal uwierzyć. Wrócę do swojego mieszkania, bo do tej pory spałam u córki. Byliśmy razem 40 lat, ja będę go wspominać jako pogodnego i kochającego człowieka. Dla mnie był wspaniałym mężem.” – mówi Danuta Bocian.
•••
W piątek w samo południe w kaplicy przy cmentarzu rozpoczęła się ceremonia pogrzebowa. Rodzina i znajomi Stanisława Bociana żegnali go, wspominając. Świętej Pamięci Stanisław Bocian pozostawił żonę Danutę, syna Dariusza, syna Krzysztofa, córkę Anetę, wnuków, bliskich i przyjaciół.