Mikołajewski vs. Grzeszczak

7 lipca, 2010

Mikołajewski zapowiada kres rządów PSL
Słaby wynik PSL analizował dla dla nas były burmistrz, radny powiatu słupeckiego, utożsamiany z lewicą Jerzy Mikołajewski: „Do tej pory mówiono, że cokolwiek się nie stanie to PSL w powiecie słupeckim zawsze otrzyma wynik dwucyfrowy. Niedzielne wybory całkowicie przemeblowały jednak scenę polityczną w Słupcy i okolicach. Czy jest to tendencja trwała? O tym zadecydują lokalni politycy z trzech największych partii.

O tym, że w powiecie słupeckim wśród ludzi ścierają się poglądy lewicowe i chadeckie wiemy od 20 lat. Najwięcej wyborców w ostatnim okresie mają politycy PiS i lewicowi kandydaci. Ja sam, głosując na Grzegorza Napieralskiego zastanawiałem się jak wypadną wyniki na naszym podwórku. Skąd więc wzięły się ostatnie dobre wyniki Polskiego Stronnictwa Ludowego? Otóż z kilku rzeczy. Po pierwsze wśród mieszkańców powiatu panowało dotychczas przekonanie, że lokalni politycy PSL mają takie przełożenie na wydarzenia w Warszawie, że tylko oni mogą pozyskać środki na inwestycje prowadzone na naszym terenie.

Mit ten prysł już jakiś czas temu, a teraz fatalne ogólnopolskie wyniki kandydata stronnictwa przekonały niezdecydowanych, że więcej w środków mogą załatwić ci związani z PO, PiS, a nawet z SLD. Po drugie, doskonała polityka kadrowa PSL wiązała z kandydatami tego ugrupowania pojedynczych ludzi, a nawet całe rodziny, czy grupy zawodowe. Na szczęście (co pokazują niedzielne wyniki) i to mamy już za sobą. Wreszcie częste kontakty z lokalnym środowiskiem. Premier Pawlak był w Słupcy szefem Rady Nadzorczej Mostostalu, w jego kampanii pojawiała się Słupczanka Roku 2009, a sam premier przyjeżdżał do nas bardzo chętnie zapraszany przez swojego kolegę posła Eugeniusza Grzeszczaka.

Wiele to nie pomogło. Po analizie niedzielnych wyników z powiatu słupeckiego można zaryzykować stwierdzenie, że w powiecie przyszedł czas na nowe siły i nowych ludzi chcących wreszcie pchnąć do przodu rozwój naszego regionu. Może tego dokonać lewica i prawica. A może zachcą tego dokonać razem? To już zadanie dla tych, którzy po wakacjach ruszą do nowej kampanii. Kampanii, po której wybierzemy gospodarzy na własnym podwórku” – mówi członek SdPl .

Jerzy Mikołajewski
Radny Powiatu Słupeckiego

•••

PSL odpowiada Mikołajewskiemu

Wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich pokazały, że dwóch najbardziej liczących się kandydatów z partii posiadających najliczniejszą reprezentację parlamentarną zajęło dwa czołowe miejsca. Zgodnie z przewidywaniami inni kandydaci podzielili między sobą pozostałą ilość głosów. Taka jest specyfika wyborów prezydenckich.

Przekładanie tychże wyników na przyszłe wybory parlamentarne, a zwłaszcza samorządowe jest aktem kompletnego braku podstawowej wiedzy o mechanizmach związanych z polityką i socjologią. Znaleźli się jednak tacy, którzy dokonali „kompletnej analizy” wyników w powiecie słupeckim i usiłują wykreować na tej podstawie wizję „przemeblowania lokalnej sceny politycznej”. W numerze 25 „Gazety Słupeckiej” opublikowany został materiał obrazujący wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich. Jednym z głównych komentatorów jest tam były burmistrz Słupcy Jerzy Mikołajewski (SdPl).

Przedstawia on w formie komentarza swoje wnioski, które – jak sądzę – dalece odbiegają od stanu rzeczywistego, logiki i perspektyw dla Ziemi Słupeckiej. Niezrozumiały kompletnie jest akapit o tym, że „lokalni politycy PSL mają takie przełożenie na wydarzenia w Warszawie, że tylko oni mogą pozyskać środki na inwestycje prowadzone na naszym terenie. Mit ten prysł już jakiś czas temu…”. Dalej komentator twierdzi, że ci związani z PO, PiS i SLD mogą coś „załatwić”. Nie wiem co i jak „załatwiał” czy „załatwia” Jerzy Mikołajewski, wiem jednak, że prowadząc inwestycje z pozyskaniem środków z zewnątrz, wnioskuje się o nie według ściśle określonych procedur. Owo „załatwianie” jest przejawem sposobu myślenia sprzed kilkudziesięciu lat z czasów PRL-u.

Nowoczesna gospodarka samorządowa wymaga wszechstronnej wiedzy o mieście czy powiecie i kompleksowej znajomości przepisów. W ten sposób pod rządami PSL w Słupcy i w powiecie udało się z sukcesem pozyskać na podstawie prawidłowo złożonych wniosków pieniądze na liczne inwestycje w wielu dziedzinach życia – drogowych, oświatowych, kulturalnych czy sportowych. Cała społeczność miasta Słupcy i powiatu z radością korzysta z boisk wielofunkcyjnych „ORLIK” czy nowoczesnego domu kultury w Słupcy.

Udało się pozyskać również pieniądze na inwestycje drogowe, o których tylko mówiono, że będą remontowane. Ulica Warszawska, Wspólna, rondo ,,Róża’’ czy obecnie modernizacja całej infrastruktury i jezdni przy Powstańców i Słonecznej to najważniejsze tego przykłady. Przeprowadzono termomodernizację obiektów oświatowych i szpitala. Były to inwestycje o wartości milionów złotych na jakie samorządy gminne czy powiat nigdy nie mogłyby sobie pozwolić w oparciu o środki własne. Dla przykładu można jeszcze podać tak duże jak nigdy dotąd wsparcie ze środków Funduszu Inicjatyw Obywatelskich dla naszych organizacji pozarządowych, czy w końcu – nie wiadomo dlaczego – tak mocno krytykowana przez opozycję rozbudowa komendy powiatowej PSP i OSP w Słupcy, na którą w całości pozyskano środki z budżetu centralnego, a była to kwota ponad 6 milionów złotych. Wszystkie te inwestycje są świadectwem samorządowej wiedzy, wyobraźni, myślenia o lokalnym rozwoju i umiejętności osób, które się do tego przyczyniły.

Po raz kolejny w publicznej dyskusji pada kłamliwy argument, jakoby PSL „wymuszał” na mieszkańcach głosowanie w wyborach. Pragnę przypomnieć Jerzemu Mikołajewskiemu, że wybory w naszym kraju są tajne, a indywidualny wybór każdego wyborcy jest jego prywatną tajemnicą. W ten sposób stwarza się możliwość wybrania tych kandydatów, którzy swoją pracą, wiedzą, kreatywnością i profesjonalizmem będą w stanie coś w lokalnej społeczności zmienić – patrz akapit powyżej. Wicepremier Pawlak przystępując do wyborów prezydenckich potwierdzał, że jest to dobry moment aby zabrać głos w publicznej dyskusji na najważniejsze tematy związane z naszym krajem.

Jest to oczywiste w przypadku lidera ugrupowania parlamentarnego. Nie zważając na prognozowany wynik, PSL wziął udział w wyborach prezydenckich i zaakcentował najważniejsze elementy swojego programu politycznego. Zdawaliśmy sobie sprawę, że wejście do drugiej tury byłoby rzeczą niesłychanie trudną, nie to jednak było naszym celem. Najważniejsza była spokojna i rzeczowa dyskusja o prezydenckich zadaniach i roli prezydentury w naszym kraju. W tym kontekście uważam start Waldemara Pawlaka za ważny i potrzebny.

Osobiste wycieczki byłego burmistrza pod adresem Waldemara Pawlaka wydają mi się być wybitnie nie na miejscu, tym bardziej, że nie przypominam sobie nazwiska kandydata Socjaldemokracji Polskiej, którą komentator „GS” zdaje się reprezentować. Zwłaszcza nie na miejscu jest reprezentowanie dziś przez Jerzego Mikołajewskiego SLD – partii, którą w Słupcy były burmistrz skłócił i w konsekwencji porzucił, doprowadzając do rozłamu i rozproszenia lewicy. Kosztem tych awantur była utrata władzy w mieście i pozycji koalicjanta w powiecie. W treści artykułu były burmistrz jawi się więc jako uzurpator i samozwańczy lider słupeckiej lewicy, która pewnie o tym nic jeszcze nie wie. Z treści komentarza wynika bardzo silne „parcie na władzę”

Pragnę przypomnieć jeszcze raz, że wybory w Polsce są tajne i powszechne. Nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek mieszkańcy Słupcy wskazali w wyborach Jerzego Mikołajewskiego na burmistrza. W 1998 roku został on burmistrzem dzięki głosom radnych – partyjnych kolegów z SLD. O tym jaka to była kadencja, świadczą kolejne – już powszechne i bezpośrednie wybory – dokonywane przez mieszkańców Słupcy w 2002 i 2006 roku. Przegrał wszystko – pierwszy raz z Marianem Banaszakiem, drugi z Michałem Pyrzykiem.

Słupczanie nigdy nie wybrali Mikołajewskiego na burmistrza. Takie są fakty. Kończąc swój wywód komentator „GS” domaga się wybrania do samorządu „nowych” ludzi. Nie bardzo rozumiem na czym ta „nowość” ma się opierać… Poprzez „nowych” rozumiem wszechstronnie wykształconych, ambitnych, pracowitych młodych ludzi, którzy pragną swój talent poświęcić pracy samorządowej. Jeśli „nowi” to zniecierpliwieni, sfrustrowani i żądni władzy – mimo społecznej dezaprobaty – ludzie z poprzednich epok z partyjnym sowieckim dyplomem, to ja dziękuję bardzo.

Eugeniusz Grzeszczak
Poseł na Sejm RP
Prezes Zarządu Powiatowego PSL

•••

Mikołajewski odpowiada Grzeszczakowi

Drogi kolego Eugeniuszu Grzeszczak! Na początku chciałbym bardzo podziękować Polskiemu Stronnictwu Ludowemu w powiecie słupeckim oraz prezesowi za zauważenie mojej skromnej osoby i liczenie się z moim zdaniem. Pragnąłbym jednak odnieść się do wielu nieprawdziwych zarzutów i „półprawd” (posługując się językiem PSL), które pozwoliłeś sobie Drogi Kolego napisać pod moim adresem. Pamiętam, podobnie jak Kolega te wspaniałe lata 70-te kiedy razem próbowaliśmy prowadzić młodzież wiejską do lepszego jutra. To właśnie Kolega jako członek, a następnie przewodniczący Związku Socjalistycznej Młodzieży Wiejskiej w Kowalewie potrafił porwać młodych rolników, by swoją pracą lepiej przysłużyli się Socjalistycznej Ojczyźnie. Egzekutywa komitetu gminnego partii dała Koledze rekomendację, by mógł zostać radnym wojewódzkim, byłego woj. konińskiego, a jak wszystkim wiadomo wybory wtedy odbywały się „demokratycznie”.

Dlatego rozumiem zarzut dotyczący wygrywania przez Kolegę wszystkich możliwych wyborów i pastwienia się nad moimi porażkami. W podobnym okresie zdobywaliśmy też wykształcenie. Kolega pochłaniał wiedzę w kraju, na zaocznym kierunku Akademii Rolniczej w Poznaniu i po wielu zdanych egzaminach, okupionych nieprzespanymi nocami i hektolitrami wypitej kawy, otrzymał zaszczytny wówczas tytuł inżyniera rolnika, który tak bardzo pomógł Koledze w wielkiej politycznej karierze. Ja nieco później ukończyłem studia dzienne na Państwowym (a nie partyjnym) Instytucie Socjologii w Związku Radzieckim. Nikt nie kwestionował mojego wykształcenia, nawet Polska Akademia Nauk nie miała nic przeciwko mojemu dyplomowi. To właśnie na PAN ukończyłam dwa fakultety tj. Studium Prawo-Samorządowe i Studium Europejskiego Prawa Samorządowego Ja jako aparatczyk przyjmowałem w szeregi organizacji młodzieżowej jaką było Zrzeszenie Ludowe Zespoły Sportowe młodych sportowców .

Jako przewodniczący zarządu gminnego ZSMW a później Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej byłem razem z Kolegą we władzach wojewódzkich w Koninie. Choć byłeś bardzo blisko Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, już miałeś nawet wypełnić deklarację daną przeze mnie, to jednak Twoje niezłomne przekonania sprawiły, że nie trafiłeś do znienawidzonej „matki partii”, a do Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. Partia ta już wtedy czerpała pełnymi garściami z dokonań Witosa i wielu innych przedwojennych ludowców. Pamiętam, że byłeś wrogiem systemu komunistycznego. Przecież to ten system pozwolił Tobie na objęcie bardzo ważnej funkcji jaką było prezesowanie w GS Słupca, a potem Strzałkowo. O tym, że nie było w Koledze nic z komunistycznego aparatczyka świadczy całe Kolegi zawodowe życie i wiele faktów, jak chociażby ten, że przyjmowałeś do ZSL ludzi bardzo doświadczonych jak chociażby swojego ponad 70-letniego stryja, który stanowił istotną część planu politycznego.

Ja skłóciłem lewicę, choć nadal wszyscy mamy takie same przekonania i ideały, a Kolega potrafił zjednoczyć ludzi. Ja porzuciłem moich kolegów, a Kolega jest przykładem lojalności. Przykładem tego może być chyba wzorowa współpraca ludzi PSL w gminie Lądek. To właśnie tam jeden członek partii ludowej występuje przeciwko drugiemu. Grupa zwolenników obecnego wójta nie chce słyszeć o ludziach kandydata na to stanowisko. To jednak, według Kolegi języka, nie nazywa się skłóceniem, a zjednaniem sobie ludzi. Jest wiele innych przykładów, na to, że ludzie niepasujący do Kolegi koncepcji rządzenia są zastępowani innymi „bardziej sterowalnymi”, o przepraszam „bardziej kompetentnymi”. Myślę, że solidarność ludzi lewicy pod koniec tego roku, w czasie wyborów samorządowych będzie miernikiem skłócenia i jednoczenia ludzi wokół pewnych idei. To dzięki Koledze udało się pozyskać wiele środków na realizację naszych lokalnych inwestycji. Ja natomiast siedziałem z założonymi rękami.

To moja wina, że w latach 1998 -2002 nie było jeszcze do pozyskania tylu środków unijnych, czy z innych źródeł. Ja musiałem chodzić od drzwi do drzwi i „załatwiać”, przed Kolegą otwierają się wszystkie gabinety. Ja choć byłem w partii (i nigdy się tego nie wypierałem) nigdy nie miałem takiej władzy, by kogoś pozbawić stanowiska lub odmówić mu prawa do kandydowania do różnych gremiów (tak to się wtedy nazywało). Kolega natomiast potrafił do siebie przekonać wielu możnych tak, by pozwolili Koledze na wielką karierę. Taką, od której zależy los tak wielu, którzy nie to, że ze strachu, ale na pewno z wielkiej miłości oddają Koledze pokłon we wszelkich możliwych sytuacjach.

Tak jak wspomniałeś o mnie mówi się „ sowiecki aparatczyk”, a o Koledze „magnat, oligarcha, a nawet książe”, a gazety ogólnopolskie pisały, że bez Kolegi pozwolenia na naszej ziemi nie urośnie nawet kłos zboża. I właśnie dlatego, że Kolega jest nieomylny, a ja zwykłym śmiertelnikiem, to właśnie Koledze należą się pokłony, a ja jestem od tego by ciskać we mnie gromy. Czy to właśnie dlatego Twoi ludzie atakują moją rodzinę podczas wymiany poglądów? Myślę, że raczej dlatego, że boją się rywalizacji ze mną i słupecką lewicą na argumenty. Ty również drogi kolego Eugeniuszu zachowujesz się tak jakby wszystkie klocki były już poukładane. “Twoje radio”, “Twoja telewizja” (finansowana z budżetu powiatu), a ja muszę się lansować podczas rozmów ze zwykłymi obywatelami, którzy mają problemy z zapisaniem swoich dzieci do przedszkola lub z przydziałem na mieszkanie socjalne.

Kolega jako poseł nie masz dla nich czasu, bo właśnie musisz załatwić ważną sprawę w Warszawie i w gabinecie premiera. I właśnie w tym się różnimy, bo ja jestem z ludźmi i dla ludzi, a Ty jesteś do ważniejszych problemów stworzony.

Jerzy Mikołajewski
Radny Powiatu Słupeckiego

  1. Nigdy nie byłem zwolenikiem lewicy. Ale w tym przypadku Panu Mikolajewskiemu przyznaję racje co do PSL-u

  2. Panie Grzeszczak przecież powszechnie wiadomo że jest pan zaufanym człowiekiem Waldemara Pawlaka.Cytat:
    Oficjalnie o nieporozumieniach w koalicji nikt nie chce mówić. – PO i PSL to nie są dwie jednakowe partie. Ale mimo różnic chyba widać, że styl działania i sposób dochodzenia do kompromisu jest diametralnie inny niż za rządów poprzedniej koalicji – mówi Eugeniusz Grzeszczak, zaufany człowiek Waldemara Pawlaka.
    http://wyborcza.pl/dziennikarze/1,96017,5566043,Koalicja__PO_PSL_zgrzyty.html
    Robi Pan świetną reklamę powiatowi słupeckiemu

  3. Panie Grzeszczak, z całym szacunkiem ale niech Pan lepiej zaradzi coś z Lądkiem. Po takim artykule o kartach bezpieki które wczoraj opublikowała gazeta lądkowska władza powinna sama ustąpić.
    Mikołajewski ma rację na pewno z jednym: PSL w naszym powiecie jest taki słaby jak to tylko możliwe. Politycy nie są pewni jutra, bo dobrze wiemy że przy tak nikłym poparciu PSL nie wejdzie do sejmu. I MAM TAKĄ NADZIEJĘ!

  4. We wczorajszej Gazecie Słupeckiej piękna riposta PRAWDZIWA .Moje gratulacje wszyscy to samo twierdzą a nikt nie powie prawdy

  5. To jest pewne że taka partia jak PSL zniknie tak samo że sceny politycznej jak Samoobrona

  6. Czas na zmiany Panie Grzeszczak Pan już dosyć namieszał w tym powiecie supeckim i tyle lat przy władzy poprzedniej i obecnej czas na na zasłuzoną emeryturę. Popieram P. Mikołajewskiego po przeczytaniu artykułu choć go nie znam.

    1. Chciałabym widzieć listę spraw załatwionych dla naszego miasta i powiatu.Będzie na pewno długa ta lista osiągnięć, gdyż wystarczy, że gość został zaproszony to już obowiązkowo dodawano jakieś osiągnięcie. Ale my potrafimy tę listę skorygować…zobaczymy co zostanie z osiągnięć, prawie nic.

        1. panie akurat w sadzie od 2 lat trwa proces przeciwko autorowi tego artykułu o zniesławienie,kłamstwa i oszczerstwa.niestety autor artykułu nie stawia się notorycznie na rozprawy.może poda pan swoje dane? poinformuje pana po zakończeniu procesu.

    2. Panie Grzeszczak lubilam Pana ale znienawidzilam to ze Poparl pan ze musimy pracowac do 67 lat jak pan mogl wiedzac ze ludzie niekturzy nigdy sie nie doczekaja tych rent bo sa na tyle slabi ze nie sa w stanie pracowac lub odchodza wczesnie z tego swiata pokazal Pan swoja twarz w rzeczywistosci jak pan jest od ludzi zamiast do ludzi wspolnie wspierac starszyzne. Nie cierpie POi tych PSL

  7. Ludowcom nepotyzm wciąż uchodzi na sucho
    Waldemar Pawlak posądzony o nepotyzm nie musi obawiać się konsekwencji. Platforma nie zareagowała na poważne zarzuty wobec wicepremiera.
    Ludowcy jak zwykle w takich przypadkach niczego niewłaściwego nie widzą w tym, że krewni i znajomi ich lidera korzystali z publicznych pieniędzy przekazywanych jednostkom ochotniczych straży pożarnych. Waldemarowi Pawlakowi poważne zarzuty postawili w środę dziennikarze „Dziennika”. W ten sposób zarabiać miała spółka Internetowy Instytut Informacji – 3i, która zajmuje się obsługą informatyczną straży. Przez pięć lat tej firmie prezesowała obecna partnerka wicepremiera. Na współpracy ze strażakami miała także skorzystać spółka Plocman należąca do kolegi Pawlaka z którym studiował. Sam prezes PSL jest honorowym prezesem zarządu głównego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych. Co prawda Pawlak nie ma udziałów w żadnej spółce, bo podarował je fundacji Partnerstwo dla Rozwoju. Tyle że szefuje jej matka wicepremiera.
    Pawlak milczał przez całą środę. Zaczął mówić dzisiaj (12.03). Najpierw w Polskim Radiu, że „dziennikarze pogardzają wsią”. Potem bronił się podczas konferencji prasowej:

    – Wszelkie działania, które prowadzę, zarówno w wymiarze publicznym, jak i biznesowym, są transparentne i zgodne z prawem – oznajmił. Wcześniej tłumaczył się z tych działań Donaldowi Tuskowi.

    W Kropce nad I powiedział, że do Dziennika ma przede wszystkim pretensje o interpretacje. Na pytanie czy tekst powstał na zlecenie odpowiedział wymijająco.

    – Dla nas sprawa jest zakończona. Premier poprosił tylko Pawlaka o pilniejsze przestrzeganie standardów w polityce – mówi „Metru” jeden z bliskich współpracowników szefa rządu.

    Tymczasem jeszcze przy zakładaniu koalicji Tusk miał nadzieję, że z Pawlakiem będzie „w partnerskim duecie”. Chwalił jego poglądy i zdrowy rozsądek. Jednak kolejne wpadki ludowców pokazują, że obaj premierzy zupełnie inaczej widzą polityczne standardy.

    Cel: zatrudniać swoich

    To już nie po raz pierwszy takie zachowanie PSL budzi wątpliwości.

    W czerwcu 20008 r. okazuje się, że krewni polityków PSL zatrudnieni są w agencjach rolnych. Np. brat posła Eugeniusza Kłopotka pracuje w grupie Elewarr należącej do Agencji Rynku Rolnego. W tej samej firmie pracę znalazł syn Stanisława Żelichowskiego, szefa klubu parlamentarnego PSL, który został doradcą prezesa.

    Reakcja Waldemara Pawlaka: Jeżeli ktoś jest specjalistą w danej dziedzinie, to gdzie ma pracować? W Irlandii, w Anglii?

    Miesiąc później media informują o nepotyzmie w KRUS. Np. ówczesny prezes Kasy Roman Kwaśnicki, działacz PSL, miał załatwić pracę dla swojej przyjaciółki, jej brata i konkubiny brata.

    Reakcja: po dwóch miesiącach minister rolnictwa Marek Sawicki odwołuje prezesa. – Kwaśnicki popełnił błędy organizacyjno-administracyjne – tłumaczył minister.

    Dzięki dziennikarskiej prowokacji okazuje się, że wystarczy jeden telefon do Agencji Rynku Rolnego w Bydgoszczy, powołanie się na znajomość z ministrem rolnictwa i można dostać pracę.

    Reakcja: dyrektor podał się do dymisji, ale ludowcy nie widzieli w jego działaniu nic złego. – Sam wykonałem kilkaset podobnych telefonów. Moją dewizą jest: pomagać – przyznawał Eugeniusz Kłopotek z PSL.

    Jakie standardy w polityce?

    – Nie chcemy specjalnie jątrzyć tej sprawy – tłumaczą politycy Platformy pytani o to, dlaczego wobec Pawlaka nie wyciągnięto żadnych konsekwencji.

    Zbigniew Chlebowski, szef klubu parlamentarnego PO, zapewnia jednak, że zaapelują do koalicjanta o przestrzeganie standardów politycznych.

    – W koalicji musimy na przyszłość postanowić o jednej rzeczy: tego typu działalność musi się skończyć – mówi.

    Eugeniusz Kłopotek, PSL: – Jeśli chce się szukać nepotyzmu. To się go znajdzie, ale nie w naszej partii – odpowiada.

    Jak zauważa Małgorzata Brennek, była prezes Transparency International, a teraz ekspert Instytutu Sobieskiego, postępowanie polityków w Polsce wciąż odbiega od norm zachodnich demokracji. – Gdyby tam pojawiły się takie oskarżenia, to taki polityk natychmiast byłby zmuszony do rezygnacji. U nas niestety ważniejsze jest to, żeby utrzymać koalicję – zauważa.

    Lekarstwem ma być ustawa antykorupcyjna przygotowana przez Julię Piterę, pełnomocnik rządu ds. zwalczania korupcji. Gdy zostanie przyjęta, osoby pełniące funkcje publiczne, czyli także politycy, będą musiały co roku ujawniać listę członków rodzin zatrudnionych w administracji publicznej. – Jeśli będzie nadal tolerancja dla takich zachowań, jakie prezentuje PSL, to nawet ta ustawa nic nie da – twierdzi Małgorzata Brennek.

    Masz temat dla reportera Metra? Pisz: metro@agora.pl
    http://www.emetro.pl/emetro/1,85648,6377301.html

  8. Hełmy druha Pawlaka
    Peeselowscy strażacy chcieli tanio kupić państwową firmę. Mocno na to nalegał współpracownik Waldemara Pawlaka, a wojewoda z PO gorliwie mu pomagał
    Prezes PSL Waldemar Pawlak, wicepremier i minister gospodarki, wraz z czołówką polityków swojej partii kontroluje w pełni Ochotniczą Straż Pożarną. Strażacy-ludowcy (mówią do siebie „druhu”) postanowili kupić państwowy zakład.

    Aby transakcję przyspieszyć i wynegocjować jak najniższą cenę, do urzędników nadzorujących sprzedaż zakładu dzwonił sekretarz stanu z kancelarii premiera Eugeniusz Grzeszczak -prawa ręka Pawlaka, a przy tym jeden z szefów OSP.
    OSP co roku dostaje blisko 30 mln zł dotacji państwowej. Większość idzie na remizy i sprzęt strażacki. W 2007r. blisko 5 mln zł poszło na utrzymanie administracji.

    Zakład, który szefowie straży chcieli przejąć, to Kaliskie Zakłady Przemysłu Terenowego (KZPT) – mała, w100 proc. państwowa firma zatrudniająca ok. 60 osób i produkująca głównie hełmy strażackie. Ponad połowę na pniu sprzedaje właśnie Ochotniczej Straży Pożarnej, która płaci pieniędzmi z dotacji budżetowej.

    To jednak mało, by utrzymać zakład i pracowników, dlatego Ministerstwo Skarbu szukało inwestora, stawiając na czele kaliskiej firmy zarządcę komisarycznego. W zeszłym roku na inwestora zgłosiła się właśnie straż. Rokowania ze strażakami wyglądały tak:

    Skarb państwa reprezentowali pracownicy Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego w Poznaniu sprawującego nadzór właścicielski nad KZPT. Ze strony straży negocjowała specjalistka od rachunkowości Grażyna Pieckowska mająca pisemne pełnomocnictwo szefa OSP Waldemara Pawlaka.

    Ale 1 stycznia br. Pieckowska przeszła na drugą stronę. Została zarządcą komisarycznym kaliskich zakładów, o które wcześniej walczyła z ramienia straży.

    Pracownik urzędu wojewódzkiego (boi się ujawnić) mówi: – My tu negocjujemy, a doradcą myszy został wąż.

    Drugi urzędnik (też nie chce podać nazwiska do druku): – Powiedziano nam tylko, że decyzja zapadła na szczeblu wojewody wielkopolskiego. Dano nam czytelny sygnał, że zakład mają przejąć strażacy.

    Negocjatorkę Pawlaka na zarządcę kaliskich zakładów nominował wojewoda, członek PO Piotr Florek. Pytamy go, dlaczego to zrobił. Najpierw nie chce rozmawiać. W końcu wyjawia: -Została mi polecona. Ale nie wiedziałem, że ta pani jest doradcą inwestora.

    „Gazeta”: -Czy polecili ją politycy PSL?

    Wojewoda Florek (milczy dłuższą chwilę): – Tak.

    Ustaliliśmy, że do wojewody dzwonił Eugeniusz Grzeszczak z PSL, sekretarz stanu w kancelarii premiera i jeden z szefów Ochotniczej Straży Pożarnej.

    Odtąd sprawa nabrała tempa. Urzędnicy wojewody miękną i w styczniu 2008r. godzą się w rozmowach ze strażą sprzedać jej zakład za 2,3 mln zł. Musi to jeszcze klepnąć poznańska delegatura Ministerstwa Skarbu. Ale delegatura odrzuca wynegocjowaną cenę, bo była oparta na starej wycenie.

    Po kilku tygodniach, wlutym, na biurku szefa delegatury dzwoni telefon. – Pewien człowiek pytał, jak idzie sprawa wyceny. Gdy mu powiedziałem, odrzekł, że przekaże to panu Waldemarowi Pawlakowi – mówi nam Roman Gałecki, szef delegatury Ministerstwa Skarbu.

    Kto dzwonił? Asystent Eugeniusza Grzeszczaka zaprzeczył, że to jego szef.

    W końcu urząd wojewódzki uaktualnił wycenę kaliskiego producenta hełmów. Była o 100 tys. zł wyższa. Ale delegatura znów odrzuciła ofertę, żądając jeszcze 200 tys. zł. Pertraktacje trwały cały wrzesień, ale szefowie straży – mający upoważnienie do rozmów podpisane przez szefa OSP Waldemara Pawlaka -nie godzili się na podwyższenie oferty. Sprawa miała się rozstrzygnąć wtym tygodniu. Wczoraj (parę dni po pierwszej rozmowie z nami) zadzwonił do „Gazety” wojewoda Florek: -Po namyśle zdecydowałem, że odwołuję panią Pieckowską. Odstępujemy też od negocjacji z OSP. Rozpoczniemy od nowa prywatyzację kaliskiego zakładu.

    Eugeniusz Grzeszczak był dla nas niedostępny. Jego asystent mówi: – Minister Grzeszczak nie sugerował wojewodzie żadnego nazwiska, a dzwonił do niego jako poseł i strażak zainteresowany losem kaliskiego zakładu.

    O próbie strażackiej transakcji mówimy posłowi PSL Eugeniuszowi Kłopotkowi. Komentuje z sarkazmem: – Jak tak, to powinno się tam wysłać panią Piterę.

    Minister Julia Pitera, mająca stać na straży przestrzegania prawa w instytucjach państwowych, jest też sąsiadką Grzeszczaka w kancelarii premiera: – Powiem krótko, nasz koalicjant postąpił niedopuszczalnie. A na naszego wojewodę brak mi słów, bo powinien był o tych naciskach powiadomić premiera.

    Szef Klubu Parlamentarnego PSL Stanisław Żelichowski: -Jeśli prawdą jest postępowanie kolegi Grzeszczaka, to było naganne. Oczekuję, że to wytłumaczy.

    Źródło: Gazeta Wyborcza

  9. Polityków PSL mało widać i słychać, ale są bardzo skuteczni w zdobywaniu wpływów
    Folwark prezesa Pawlaka
    Huczne obchody stu dni nowego rządu stały się okazją do kolejnych, tyleż efektownych, co jałowych połajanek między PO a PiS. W tym rytualnym pojedynku dwóch największych partii, którego nowe odsłony możemy oglądać niemal codziennie, nie uczestniczy jednak drugi z rządzących koalicjantów – Polskie Stronnictwo Ludowe. Ludowcy zresztą w ogóle stanowią najcichszą i najmniej zauważalną partię w Sejmie, co można tłumaczyć dwojako: albo nie mają nic ważnego do powiedzenia, albo celowo nie chcą być zauważani. Ta druga wersja wydaje się bardziej prawdopodobna, zwłaszcza że za demonstracyjnym spokojem, umiarem i spolegliwością polityków PSL kryje się niezwykła skuteczność w osiąganiu swoich celów.
    Na pierwszy rzut oka partia Waldemara Pawlaka wygląda dziś jak mało znacząca przyczepka do wielkiego pojazdu, którym kieruje Donald Tusk. Bo cóż znaczą trzy resorty PSL wobec czternastu obsadzonych przez Platformę i trójka wojewodów wobec trzynastu z PO? Ale to tylko pozory. W rzeczywistości ludowcy mają do powiedzenia znacznie więcej niż się wydaje. A ludowcy to w praktyce sam Pawlak i jego najbliżsi współpracownicy. Czasy, kiedy PSL był partią wielonurtową, w której było miejsce dla Podkańskiego, Dobrosza, Pęka, Wojciechowskiego czy – z drugiej strony – Jagielińskiego, należą do zamierzchłej przeszłości. Dziś już nawet tak znaczące postacie, jak były prezes Jarosław Kalinowski, Józef Zych czy Franciszek Stefaniuk, choć nadal są posłami (a Kalinowski wicemarszałkiem Sejmu), zostały odsunięte na boczny tor. Większość stanowisk, jakie Pawlak wytargował u Tuska, obsadza ludźmi mało znanymi, nieraz nawet formalnie nie związanymi z PSL.
    Ministrowie pod kontrolą
    Takim personalnym eksperymentem jest choćby obecna minister pracy i polityki społecznej Jolanta Fedak, która zaczynała karierę od kierowania biurem poselskim Józefa Zycha w Zielonej Górze, a doszła do stanowiska jednego z czworga wiceprezesów partii. Już teraz widać, że nie ma ona żadnej koncepcji polityki społecznej, zwłaszcza w tak palącej dziedzinie, jak funkcjonowanie systemu emerytalnego. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Pawlak wynegocjował ten resort dla swej partii tylko po to, by w rządzie nie wyrósł mu żaden wewnątrzpartyjny konkurent. Takim konkurentem nie będzie też z pewnością minister rolnictwa Marek Sawicki – jedyny z bardziej znanych polityków PSL, który nigdy nie wykazywał ochoty na przejęcie steru władzy w partii.
    Od początku urzędowania Sawickiego miał zresztą podobno tlić się konflikt między nim a Pawlakiem o obsadę agencji rolnych. Chodziło zwłaszcza o funkcję szefa Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, przez którą przechodzą unijne dopłaty dla rolników – rocznie kilkadziesiąt miliardów złotych. Ostatecznie po dwóch miesiącach sporu Sawicki przeforsował swojego kandydata, Dariusza Wojtasika, za to Pawlak zainstalował Sawickiemu nowego wiceministra, którym został Marian Zalewski, jeden z najwierniejszych ludzi prezesa.
    W latach 90. Zalewski kierował biurem centrali PSL oraz był doradcą premiera Pawlaka, a jednocześnie zajmował fotel wiceszefa Rady Nadzorczej Telewizji Polskiej, zaś w latach 1998-2000 był członkiem Zarządu TVP u boku Roberta Kwiatkowskiego (w koalicji SLD-PSL-UW). Ostatnie lata Zalewski spędził na posadzie redaktora naczelnego miesięcznika „Strażak”, wydawanego przez Związek Ochotniczych Straży Pożarnych, którym od wielu lat kieruje Pawlak. Dla Zalewskiego, który jest doktorem nauk humanistycznych, resort rolnictwa stanowi więc pewną nowość, stąd dość powszechna opinia, że jego głównym zadaniem będzie nadzorowanie Sawickiego.
    Kolega z Agrotechniki
    Swoich zaufanych wiceministrów Pawlak obsadził także w innych miejscach. W Kancelarii Premiera funkcję sekretarza stanu otrzymał Eugeniusz Grzeszczak, poseł, a wcześniej senator z okręgu konińskiego, dotąd polityk raczej mało znany, dzisiaj zaś jeden z najbliższych współpracowników prezesa. Analogiczne stanowisko w Ministerstwie Skarbu Państwa zajmuje Jan Bury, niekwestionowany lider ludowców na Podkarpaciu, kolega Pawlaka ze Związku Młodzieży Wiejskiej (później, w latach 90. przewodniczący tej organizacji) i jego wspólnik w spółce Agrotechnika, u schyłku PRL zajmującej się sprowadzaniem sprzętu komputerowego z Zachodu. Spółkę tę zorganizowali aktywiści ZMW wraz z pracownikami Wojskowej Akademii Technicznej, co może wskazywać na co najmniej dobre relacje jej założycieli z wojskowymi służbami specjalnymi, zwłaszcza że sprowadzany przez Agrotechnikę sprzęt miał wędrować także do ZSRR.
    Jako zastępca ministra Grada Bury stanowi znakomite przełożenie Pawlaka na politykę kadrową w spółkach skarbu państwa. Oczywiście, teraz władze owych spółek wyłaniane są w jawnych konkursach, jednak ostateczna decyzja i tak należy do ministra, ten zaś musi uwzględniać polityczny kontekst swojego urzędowania. Zatem nic dziwnego, że w powołanej ostatnio nowej Radzie Nadzorczej PKN Orlen znalazł się Krzysztof Kołach, który w latach 90. był wojewodą płockim z ramienia PSL, obecnie zaś jest wójtem gminy Bedlno w powiecie kutnowskim i niezmiennie cieszy się zaufaniem Pawlaka, który jest posłem z tego regionu. To oczywiście bardzo jaskrawy przykład politycznego obsadzania przez ludowców stanowisk w gospodarce, choć – jak należy przypuszczać – zapewne nie ostatni.
    Struzik i wielkie pieniądze

    W ramach koalicyjnego podziału łupów PSL otrzymało także dwie ważne instytucje – KRUS i ZUS. Nowym prezesem KRUS został Roman Kwaśnicki, w połowie lat 90. wicewojewoda jeleniogórski, później wieloletni dyrektor Centrum Rehabilitacji Rolników KRUS w Szklarskiej Porębie i jednocześnie lider PSL w Jeleniej Górze, w ostatnich wyborach bezskutecznie startujący na prezydenta tego miasta. Natomiast kierownictwo ZUS przejął Sylwester Rypiński, który uchodzi za zaufanego człowieka Adama Struzika, byłego marszałka Senatu, dziś szefa PSL na Mazowszu i marszałka województwa mazowieckiego. To Struzik w 2003 r. miał go powołać do Rady Nadzorczej Mazowieckiego Funduszu Poręczeń Kredytowych, zaś jego brata – do zarządu tej instytucji. Żona Rypińskiego znalazła się we władzach Agencji Rozwoju Mazowsza, a potem Mazowieckiej Jednostki Wdrażania Programów Unijnych. Dodajmy, że od 2004 r. Rypiński zasiadał w zarządzie ZUS, gdzie cieszył się zaufaniem ówczesnej prezes Aleksandry Wiktorow, a i jej następca z PiS, Paweł Wypych, utrzymał go na stanowisku.
    Awans Rypińskiego – który swoje urzędowanie rozpoczął od politycznej czystki w terenowych oddziałach ZUS – to nie jedyny dowód ogromnych wpływów Struzika. Także wspomniany już nowy szef ARiMR Dariusz Wojtasik należy do bliskich współpracowników marszałka: od 2003 r. był wicedyrektorem Departamentu Funduszy Strukturalnych i Pomocowych w mazowieckim Urzędzie Marszałkowskim, a w ubiegłym roku objął stanowisko wiceszefa Mazowieckiej Jednostki Wdrażania Programów Unijnych. Te nominacje nie dziwią, jeżeli wziąć pod uwagę, że Struzik stoi na czele nie tylko największego samorządu wojewódzkiego w kraju, ale i największej organizacji wojewódzkiej PSL, poza tym wywodzi się przecież z Płocka, czyli jest krajanem Pawlaka.
    Mazur – Komorowski – Śmietanko
    Płockim senatorem, a potem posłem z ramienia ludowców był jeszcze kilka lat temu Zbigniew Komorowski, w ubiegłorocznym rankingu najbogatszych Polaków tygodnika „Wprost” notowany na 40. pozycji z majątkiem wartości 650 mln zł. W skład biznesowego imperium Komorowskiego wchodzi grupa Polskie Młyny (skupiająca zakłady zbożowe w Brzegu, Bydgoszczy, Kielcach i Szymanowie), a także firma Bakoma, którą zakładał wspólnie z Edwardem Mazurem, znanym później jako domniemany zleceniodawca zabójstwa gen. Papały. Ale to nie jedyna spółka założona przez obu biznesmenów: w 1991 r. wraz z sowiecką firmą Awtoexport utworzyli spółkę Abexim, której siedziba mieściła się na eksterytorialnych terenach rosyjskich przy ul. Połczyńskiej w Warszawie. Z raportu o likwidacji WSI wynika, że Abexim aż do jesieni 2006 r. serwisował samochody należące do tych służb.
    O tych faktach z życiorysu Komorowskiego wato pamiętać w kontekście jego bliskich związków z Pawlakiem. Płocki biznesmen kontroluje bowiem również Warszawską Giełdę Towarową, której prezesem w latach 2001-2006 był właśnie obecny lider PSL. Kilka tygodni temu wyszło na jaw, że państwowe zboże ma być sprzedawane tylko na Warszawskiej Giełdzie Towarowej, dzięki czemu może ona zarobić ok. pół miliona zł rocznie. Taką decyzję podjął nowy prezes państwowych magazynów zbożowych „Elewarr”, którym po ostatnich wyborach został Andrzej Śmietanko, były minister rolnictwa w rządzie Pawlaka. Trudno ocenić to inaczej niż jako koleżeńską przysługę w ramach już nawet nie jednej partii, ale jednego kręgu towarzysko-biznesowego.
    Jeżeli wspomnieliśmy o związkach Komorowskiego z Mazurem, to nie można pominąć innego znajomego polonijnego biznesmena, Zdzisława Skorży, byłego esbeka, który w latach 90. był szefem radomskiej delegatury UOP, a później wiceszefem UOP. Jak niedawno poinformował „Super Express”, Skorża pojawiał się wówczas w otoczeniu Mazura, był też na sławetnym przyjęciu w restauracji Belvedere w warszawskich Łazienkach, na którym zjawił się Mazur zaraz po wypuszczeniu z aresztu w 2002 r., po czym wyjechał za ocean. Dziś Skorża, który jest kolegą Pawlaka z czasów studenckich, z rekomendacji PSL zajmuje funkcję wiceszefa ABW u boku Krzysztofa Bondaryka.
    Kłopoty wiceministrów
    W galerii podejrzanych lub co najmniej zastanawiających znajomości lidera ludowców są także dwaj byli posłowie jego partii, Zdzisław Zambrzycki (w latach 1989-1991) i Józef Pawlak (1991-1993), którzy od dwóch lat pracują w znanej spółce paliwowej J&S Energy. Zambrzycki, który jest także ojcem obecnego prezesa tej firmy, Grzegorza, wcześniej był dość wpływową postacią w PSL, m.in. kierował biurem stronnictwa oraz był pełnomocnikiem komitetu wyborczego w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Józef Pawlak co prawda przeszedł do Samoobrony i z jej ramienia został radnym Sejmiku Województwa Dolnośląskiego, ale podobno dalej utrzymuje bliskie kontakty z dawnymi kolegami z PSL. Takie postacie zapewne mało kogo by interesowały, gdyby nie fakt, iż Waldemar Pawlak jako minister gospodarki niedawno anulował spółce J&S karę finansową w wysokości blisko pół miliarda zł.
    Trudno oprzeć się wrażeniu, że prezes PSL nie ma szczęścia w swej polityce kadrowej. Spośród rekomendowanych przez niego wiceministrów aż troje podało się do dymisji już po kilku tygodniach urzędowania: Tadeusz Nalewajk z MSWiA, Grażyna Leja z Ministerstwa Sportu oraz gen. Piotr Czerwiński z MON. Temu ostatniemu prokuratura postawiła zarzuty korupcyjne, natomiast pozostali ustąpili podobno w związku z kompromitującymi materiałami, jakie mają się na ich temat znajdować w archiwach IPN. Szczegółów nie znamy, ale warto zauważyć, iż np. Nalewajk to kolejny bliski współpracownik Pawlaka, starosta pułtuski i prezes Związku Powiatów Polskich, jednocześnie zasiadający w Zarządzie Głównym Związku Ochotniczych Straży Pożarnych.
    „Ludowa” prokuratura
    Na kierunek personalnych poszukiwań lidera ludowców wskazuje też wysunięcie przez niego na stanowisko wiceministra finansów Elżbiety Chojny-Duch, która pełniła już tę funkcję w rządach SLD-PSL, tyle że wówczas uchodziła za zaufaną współpracowniczkę SLD-owskiego ministra Grzegorza Kołodki. Takim samym bezpartyjnym fachowcem jest nowy prokurator krajowy Marek Staszak, niegdyś wojewódzki aparatczyk ZSL w Poznaniu, a w III RP – dyrektor Biura Prawnego TVP (w czasach, gdy wiceprezesem telewizji był Marian Zalewski) oraz wiceminister sprawiedliwości w rządzie Millera. Poprzez Staszaka Pawlak kontroluje więc całą prokuraturę, a w dodatku ma jeszcze wiceministra w resorcie sprawiedliwości, Mariana Cichosza, byłego wojewodę chełmskiego i senatora PSL. No cóż, przy takich związkach towarzyskich i biznesowych dobre wejścia w prokuraturze mogą się ludowcom naprawdę przydać…
    Paweł Siergiejczyk
    kraj@naszapolska.pl
    http://www.medianet.pl/~naszapol/0810/0810siei.php

  10. Halo, tu partia. Potrzebna posada
    Dymisja szefa oddziału terenowego Agencji Rynku Rolnego po prowokacji TVN. Reporter na telefon załatwił pracę dla „zaufanego człowieka ministra Sawickiego”.
    Reporter poniedziałkowego programu „Teraz my”, podając się za osobę z sekretariatu ministra rolnictwa Marka Sawickiego (PSL), zadzwonił do Adama Koca, szefa OT ARR w Bydgoszczy. Załatwiał pracę dla „syna zaufanego człowieka ministra Sawickiego, działacza PSL”. Koc stwierdził, że „nie ma problemu”, choć z żalem tłumaczył, że „nie ma niestety stanowiska kierowniczego”.

    Reporter TVN pojechał do Bydgoszczy, zaproponowano mu „przeszkolenie”, by mógł wygrać konkurs. W komisji konkursowej zasiadał sam Koc. Z materiału wynikało jasno, że konkurs wygra osoba z telefonicznego polecenia partyjnego.
    W tym samym programie reporter zadzwonił do OT ARR w Białymstoku, którym kieruje Andrzej Sutkowski – sympatyzujący z PO. Tym razem dzwonił w imieniu wiceministra rolnictwa z Platformy. Sutkowski zaproponował pracę nie w Agencji, ale w Ośrodku Doradztwa Rolniczego. Przy okazji ponarzekał na „skurczybyków” z PSL, którzy już pozajmowali wszystkie stanowiska.

    – To się nie mieści w głowie – komentował obecny w studiu TVN Jarosław Kalinowski (wicemarszałek Sejmu z PSL). A Julia Pitera (PO) mówiła o skandalu.

    Od kilku miesięcy media donoszą o przypadkach nepotyzmu, szczególnie w agencjach związanych z resortem rolnictwa. W zeszłym tygodniu ze stanowiska szefa KRUS premier odwołał Romana Kwaśnickiego z PSL oskarżanego o zatrudnianie partyjnych kolegów.

    Tusk stwierdził wczoraj, że „znajomości nie powinny decydować o obsadzie stanowisk”, i zapowiedział zbadanie sprawy nagłośnionej przez TVN. Szef klubu PO Zbigniew Chlebowski zapowiedział, że działający w ten sposób urzędnicy będą odwoływani. Stwierdził, że takiego samego zdania jest przewodniczący klubu PSL Stanisław Żelichowski.

    Ale wypowiedzi działaczy PSL nie były już tak bardzo jednoznaczne. Prezes partii Waldemar Pawlak nazwał zachowanie Koca głupotą, na którą nie ma lekarstwa. Natomiast lider PSL na Pomorzu Eugeniusz Kłopotek stwierdził, że nie widzi w tym nic nagannego, on takich telefonów wykonał setki, bowiem chce ludziom pomagać.

    Szybko zareagowała opozycja. – Prowokacja TVN ukazała skalę nepotyzmu i kolesiostwa w koalicji PO-PSL – powiedział Grzegorz Napieralski, przewodniczący SLD. A Przemysław Gosiewski (z PiS, które bojkotuje TVN) zażądał przeprowadzenia sejmowej debaty na temat sytuacji w rolnictwie i sposobu załatwiania posad w Agencji Rynku Rolnego.

    Po południu prezes Adam Koc podał się do dymisji. Wcześniej tłumaczył, że to był tylko „nabór na zastępstwo”. – Zawsze powodem jakichś naborów jest rotacja – dodawał. Dymisję przyjęto. Jednocześnie według komunikatu ARR „podjęte zostały działania zmierzające do odwołania dyrektora OT w Białymstoku”, bo jego stanowisko jest chronione. Jest bowiem radnym, na jego zwolnienie musi się zgodzić rada gminy.

    Źródło: Gazeta Wyborcza

  11. Opowiadanie się po którejkolwiek ze stron tj. bądź za Panem Mikołajewskim, bądź za Panem Grzeszczakiem jest pochwałą dla istniejącego status-quo w naszym powiecie. Żaden z nich nie widzi innego człowieka poza sobą. Żaden z nich nie chce wykorzystywać instytucji państwa, samorządu dla ludzi tylko dla siebie i swoich popleczników. Żaden z nich nie lubi nikogo poza sobą.

  12. Młodszy ale przynajmniej na tym forum nie jesteś cenzurowany. A u konkurencji co 2 komentarz związany z PSL lub starostwem jest cenzurowany

  13. Przecież tu nie chodzi o politykę, tylko o te stołki w całej Polsce… PSL jest znany do zamiłowania do tych mebli.

  14. Nie zmienia to faktu, iż zarówno p. Mikołajewski jak i Pan Grzeszczak mają w głębokim poszanowaniu mieszkańców miasta i powiatu. Przepełnia ich tylko żądza władzy! Nie troszczą się o naruszanie praw pracowniczych przez znajomych przedsiębiorców, nie troszczą się o praworządność, nie interesuje ich efektywność polityki społecznej. Pasjonują się tylko własnymi osobami i stanem swych kont. Na nic zatem zda się nasilanie czy ograniczanie cenzury dotyczącej PSL-u czy SDPL-u. Szansą na normalność jest pojawienie się w świecie lokalnej polityki człowieka lubiącego ludzi i działającego dla dobra tych, którzy dziś bojąc się utracić swój marny kawałek chleba milcząco akceptują całe zło występujące w środowiskach ich zakładów, osiedli, szkół itp

  15. Młodszy nie wiele wiem o Panu Mikołajewskim więc nie mogę się odnieść do tej osoby. Dla mnie PSL przekroczyło dopuszczalne granice przyzwoitości

  16. w związku z jakimiś tam politycznymi dywagacjami o „Dupie Maryni” przyszedł mi na myśl taki tekst:

    Big Cyc – Gierek forever:

    Jak to miło zagryźć setę
    Kiszonymi ogórkami
    Napie*** się z milicją
    Rzucać w ZOMO kamieniami

    Jak wspaniale przyjacielu
    Nie wyjeżdżać za granicę
    Jak cudownie za powielacz
    Dostać pałą w potylicę

    ref. Kwas jest żrący i wypali
    Nawet bardzo tęgi mózg
    Naród chce czerwonej gwiazdy
    Krzyczy więc „komuno wróć”

    Jak to miło mieć mikrofon
    Przyczepiony za sedesem
    Żeby zawsze mocz oddawał
    Zgodnie z partii interesem

    I jak fajnie żreć salceson
    Jeździć tylko Trabantami
    I w „Trybunie” co dzień czytać
    Że UB-cja skończy z nami

    ref. Kwas jest żrący i wypali
    Nawet bardzo tęgi mózg
    Naród chce czerwonej gwiazdy
    Krzyczy więc „komuno wróć”

    Fidel Castro, Breżniew, Stalin
    Strach się rodzi, moc truchleje
    Już niedługo pamięć krzyknie
    Gierek z partią, partia Gierek

    ref. Kwas jest żrący i wypali
    Nawet bardzo tęgi mózg
    Naród chce czerwonej gwiazdy
    Krzyczy więc „komuno wróć”

    1. Azor!!!! jak to miło być bezrobotnym i chodzić po śmietnikach za żarciem bo cię nawet na salceson nie stać. A kiedy azorku będą realizowane hasełka ,,mamy równe żołądki” ,, S zarejestrujecie bułki z szynką jeść będziecie,miło to tak ludzi w maliny wpuścić??

  17. Przegląd dzisiejszej prasy.

    48 proc. głosów zdobyłaby Platforma, gdyby wybory odbyły się w lipcu. Prawo i Sprawiedliwość ma rekordowe 40-procentowe poparcie – wynika z sondażu GfK Polonia dla „Rzeczpospolitej”.
    Trzecią partią, która może być pewna miejsca w przyszłym parlamencie, jest SLD. Formacja Grzegorza Napieralskiego ma dziś 9 proc. zwolenników. Za to PSL znalazło się w poważnych tarapatach. Mimo że współrządzi razem z PO, ma swojego wicepremiera i kieruje trzema ministerstwami, poparcie dla partii Waldemara Pawlaka spadło do zaledwie 1 procentu.
    I gdzie tu prawda w stwierdzeniu, ze wybory prezydenckie nie są domeną PSL. Wydaje się , że już nic nie jest domeną PSL. A może EG przeniesie się do PO? Pani Magdalena juz się nie może doczekać, gorzej chyba zniesie to doktor od nerwów.

  18. Jest coś domena PSL-u. Cytat:
    O innych zakupach Ochotniczej Straży Pożarnej pisaliśmy w „Gazecie” miesiąc temu. OSP pod wodzą Pawlaka chciała kupić państwowe Kaliskie Zakłady Przemysłu Terenowego produkujące strażackie kaski. Strażakom tak bardzo zależało na zakładzie, że włączył się sekretarz stanu z kancelarii premiera Eugeniusz Grzeszczak, działacz PSL i OSP. Na początku br. dzwonił do Piotra Florka – wojewody wielkopolskiego z PO – nadzorującego sprzedaż, i zaproponował na zarządcę komisarycznego kobietę, która wcześniej broniła interesów OSP. I Florek to klepnął. Także pracownicy poznańskiej delegatury Ministerstwa Skarbu Państwa odbierali telefony od osób zainteresowanych kaliskimi zakładami. Jedna z nich tak zakończyła rozmowę: – Przekażę to premierowi Pawlakowi. Wicepremier Schetyna wysłał do urzędu wielkopolskiego kontrolę, a wojewoda wstrzymał prywatyzację kaliskiego zakładu. MSWiA potwierdziło informacje „Gazety”, że podczas negocjacji ze strażakami doszło do nieprawidłowości. Teraz Schetyna zastanawia się, co dalej z Piotrem Florkiem. A kancelaria premiera myśli, co dalej z Grzeszczakiem, który potwierdził, że rozmawiał z Florkiem o kaliskim zakładzie. Ale zaprzecza, by sugerował jakieś nazwisko.
    Tak dla czystości sprawy…
    Sami strażacy nie mają jednak wątpliwości, że oczekują właśnie takiego poparcia, jakim wykazał się Eugeniusz Grzeszczak.
    http://prawdaoplatformie.blogspot.com/2008/11/kasa-druha-waldemara.html

  19. I inny fragment jak się tłumaczy Waldemar Pawlak:
    Według Pawlaka już po wygranej w przetargu przez OSP sprawa prywatyzacji została „zamulona” przez „lokalne sitwy”. Okazuje się, że procesy prywatyzacyjne nie mogą być zakończone przez ponad rok, bo to środowisko jest zainteresowane, żeby do końca świata był tam zarząd komisaryczny – ocenił wicepremier.

    Według informacji „GW” w styczniu zarządcą komisarycznym Kaliskich Zakładów została Grażyna Pieckowska, która wcześniej z ramienia OSP negocjowała sprawę ich prywatyzacji. Wojewoda wielkopolski Piotr Florek (PO), który ją powołał, przyznał w rozmowie z „Gazetą”, że Pieckowską na stanowisko zarządcy komisarycznego polecili mu politycy PSL. „GW” podała, że dzień przed publikacją artykułu Florek zadzwonił do redakcji i poinformował, że zdecydował się odwołać Pieckowską i odstąpić od negocjacji z OSP.

    Zdaniem Pawlaka „GW” dała się wmanewrować w intrygi lokalnych środowisk, które nie są zainteresowane prywatyzacją tej firmy. Jak zaznaczył, byłoby źle, gdyby firma, którą miała kupić OSP, dalej była kierowana przez zarząd komisaryczny i jej los byłby dalej niepewny.
    http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Pawlak-PSL-nie-naciskal-ws-przetargu-Strazy-Pozarnej,wid,10441224,wiadomosc.html?ticaid=1a851

  20. A tu jest ciekawy fragment o Słupcy:
    Towarzyszyli mu V-ce Wojewoda Wielkopolski Przemysław Paciak, V-ce Marszałek Województwa Wielkopolskiego Arkadiusz Błochowiak, Eugeniusz Grzeszczak – Minister w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, gospodarz Powiatu Słupeckiego Starosta Mariusz Roga, Burmistrz Miasta Słupca Michał Pyrzyk oraz Zastępca Wielkopolskiego Komendanta Wojewódzkiego PSP w Poznaniu mł.bryg. Adam Langner.
    http://www.remiza.com.pl/news/1344/Slupca_Premier_odwiedzil_slupeckich_strazakow_.html

  21. Bezpośredni atak na PSL tylko konsoliduje ich członków i sympatyków! Cztery lata temu atak na „zieloną furmankę” dał opłakane rezultaty. Aby ich odsunąć koniecznym jest danie Słupczanom interesującego zamiennika. Człowieka, który będzie z ludźmi i dla ludzi. Ciekawe tylko czy taki się znajdzie?

  22. Koniński wątek afery w KRUS
    W raporcie o wynikach kontroli Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego, o którym pisze dzisiejszy Dziennik, pojawił się również koniński akcent. Część zarzutów dotyczy bowiem czasów, gdy prezesem kasy był (w latach 2002-2006) Jan Kopczyk, polityk z konińskiego PSL i członek rady naczelnej tej partii.
    Dla Jana Kopczyka, który zaledwie kilka tygodni temu wygrał konkurs na naczelnego lekarza KRUS, to nie są najlepsze wiadomości. W artykule Dziennika można przeczytać, że „za jego czasów Fundusz Składkowy kupił za prawie 30 mln zł niczym niezabezpieczone weksle, sprawę do dziś wyjaśnia warszawska prokuratura. (…) KRUS zleciła wyposażenie ośrodka w Kołobrzegu firmie znajomego Kopczyka. Skutek: KRUS w 2005 r. za magnetowid warty kilkaset zł zapłaciła blisko 10 tys. zł. Za laptopa – blisko 15 tys. zł. Za ekspres do kawy – 25 tys. zł.”

    Owym znajomym Jana Kopczyka miał był Kazimierz Lipiński, koniński radny Platformy Obywatelskiej, który zaprzeczył w rozmowie z wysłannikami Dziennika, by ceny zostały zawyżone.

    Kontrolerzy kancelarii premiera, którzy prześwietlają KRUS, zapowiedzieli skierowanie sprawy do Centralnego Biura Śledczego.
    http://www.lm.pl/aktualnosci/informacja/26617

  23. Chłopska mafia doi Polskę!

    Zobacz, jak dzieli stołki wielka rodzina z PSL

    Skandal!

    Miał być cud gospodarczy dla wszystkich Polaków,

    jest cud dla wybranych.

    Miało być odpolitycznienie urzędów

    i państwowych spółek,

    jest zielona ośmiornica, która doi państwo.

    „Gazeta Wyborcza” ujawniła wczoraj, jak działacze PSL oraz bracia i dzieci liderów ludowców dzielą się stanowiskami. Ciepłe posadki po ok. 10 tys. zł w podległych Ministerstwu Rolnictwa instytucjach i firmach zagarnęli prawie wyłącznie dla siebie!
    Czy kolejarz ze średnim wykształceniem może zarabiać prawie osiem tysięcy złotych i mieć odpowiedzialne stanowisko w ważnej dla polskich interesów spółce? Może. To dziecinnie proste, wystarczy, że jest bratem wpływowego polityka. Andrzej Kłopotek (49 l.), brat posła PSL Eugeniusza Kłopotka (55 l.), do niedawna był dyspozytorem PKP. Od kiedy PSL wzięło Ministerstwo Rolnictwa, jest głównym specjalistą w wielkiej spółce magazynującej zboże. Co miesiąc dostaje niemal trzy średnie krajowe!
    Jeszcze lepszą pensję ma brat Jarosława Kalinowskiego (46 l.), Adam. Jak ujawniła „Gazeta Wyborcza”, specjalnie dla niego utworzono stanowisko w – również zależnych od resortu rolnictwa – Zamojskich Zakładach Zbożowych. Jako specjalista do spraw rozwoju dostaje prawie 10 tysięcy złotych.
    Stanisław Żelichowski (64 l.), szef klubu PSL, nie widzi problemu. – Przecież musimy się opierać na ludziach, którym możemy ufać – zaznacza. Żelichowski z pewnością może ufać swojemu synowi Dariuszowi, który niedawno objął stanowisko doradcy prezesa Elewarru (spółki, która jest właścicielem największych w Polsce zakładów zbożowych).
    Opozycja nie ma wątpliwości. PSL tworzy własne imperium i ustawia finansowo swoich ludzi. Rzeczywiście, jeśli prześledzić ostatnie decyzje kadrowe w agendach podległych ministrowi rolnictwa Markowi Sawickiemu (50 l.), PSL bierze wszystko!
    Działacz PSL – Władysław Wojtasik – kieruje Agencją Rynku Rolnego. Prezesem w podległej ARR spółce Elewarr jest Andrzej Śmietanko (53 l.), oczywiście z PSL. Sawicki mianował go bez konkursu. Ten zaś w jednej z pierwszych decyzji nakazał sprzedawać rezerwę zbóż na Warszawskiej Giełdzie Towarowej. Zarobi na tym inny ceniony ludowiec, biznesmen i były poseł PSL – Zbigniew Komorowski (64 l.), który jest głównym akcjonariuszem WGT. Wcześniej giełdą kierował Pawlak.
    Wicemarszałek Sejmu i poseł PSL Jarosław Kalinowski nie widzi nic zdrożnego w tym, że jego brat jest zatrudniony na ciepłej posadce w podległych Elewarrowi Zamojskich Zakładach Zbożowych. – Kiedy dowiedziałem się, że brat, magister prawa, chce startować w konkursie, zadzwoniłem i prosiłem, żeby się wycofał. Stwierdził, że nie może być dyskryminowany z powodu nazwiska. Co miałem mu zrobić? – ucina Kalinowski.
    W podobnym tonie broni się też Eugeniusz Kłopotek. – Ja w tym palców nie maczałem. Nie wiedziałem, że brat zmienił pracę – mówi. W jaki więc sposób brat kolejarz dostał się na odpowiedzialną posadę państwową? – Dyrektor tamtejszych magazynów szukał osoby, która zna teren i ma dobre kontakty z rolnikami – przekonuje.
    A Stanisław Żelichowski dodaje: – Syn nie należy do żadnej partii. Jest leśnikiem z wyższym wykształceniem. Zrobił też szereg kursów. Prezesa Śmietanko poznał w poprzedniej pracy w ARiMR. Widocznie sprawdził się. Przecież gdzieś na emeryturę zarobić musi.
    Joachim Brudziński (40 l.), poseł PiS
    – Nie mieliśmy żadnych złudzeń co do tego, że Donald Tusk mówiąc w kampanii wyborczej o odpolitycznieniu i odpartyjnieniu urzędów, i spółek Skarbu Państwa – kłamał. Premier powinien wyciągnąć z konsekwencje.
    Grzegorz Dolniak (48 l.), poseł PO
    – Poruszymy tę sprawę w czasie spotkania z koalicjantami. Jeśli zarzuty medialne potwierdzą się, to postaramy się wywołać odpowiednią refleksję. Donald Tusk jest nieprzejednany. Kontakty towarzyskie, a tym bardziej rodzinne nie mogą decydować o obejmowaniu stanowisk w spółkach.
    Wojciech Olejniczak (34 l.), poseł SLD
    – Serce mi się kraje, jak patrzę na to, co wyprawa się w Ministerstwie Rolnictwa i podległych mu agencjach. W obszarach, które były kiedyś świetnie poukładane, widzę bałagan i niekompetencję.

    artykuł pochodzi z Super Expressu
    Copyright Media Express
    http://www.policyjnyserwisinformacyjny.fora.pl/kadry-v-rp,13/chlopska-mafia-doi-polske,5182.html

  24. Korupcję też można zgłaszać też do Transparency International Polska
    http://www.transparency.pl/
    Fundacja Batorego i Transparency International Polska lepiej sobie radzą z walką z korupcją niż instytucje Pańskwowe do tego powołane

  25. CZytałem dzisiaj w GS felieton Egeniusza Grzeszczaka. Nawet nie chcę się wypowiadać o inteligencji tego człowieka. Przytoczę tylko opinię osoby która się lepiej o demnie zna na biogazowniach:
    Inż. od 35 lat

    Pic na wode i propaganda ! Pod potrzeby tgej biogazowni będzie pracowac kilka tysiecy hektarów ziemi. Koszt budowy tej instalacji nigdy sie nie zwróci. To moda i chęć zaistnienia nawiedzonych naukowców i polityków. Jeśli juz ekologia to prosze bardzo. Bez budowy kosztownych instalacji. Tone węgla można zastapiś 1,5 tony owsa. Węgiel po 500-600 zł/t – to owies powinien kosztować około 400 zł/t a kosztuje poniżej 200 zł/t. Rola polityków jest pokazywać te możliwości które nic nie kosztują. W mojej okolicy wielu już ludzi pali zbożami i wszyscy sa zadowoleni. Mozliwośc pełnego zautomatyzowania kotła. Zasyp zasobnika kotła zbożem – pozwala na kilkudniowe palenie bez obsługi kotła ! I to jest przyszłość a nie kosztowne i c elowo budowane biogazownie. Odpady w tej wybudowanej biogazowni będą stanowic ułamek jej potrzeb !!!! Panowie jeszcze raz prosze mówcie ludziom całą prawdę bo inaczej wycjodziicie na głupków i oszustów.
    http://www.ppr.pl/artykul-rusza-najwieksza-biogazownia-155162-dzial-11.php

  26. premia netto tyle wynosiła, 13 tysiaków to zaliczka na podatek, która na jego konto nie trafiła niedouczony tłuku!!!

    1. Dla pozostałych trafiła dla barana, sorry barona słupeckiego nie? Barani łbie. Masz chyba mózg w tej części ciała, która oddajesz mocz.

  27. Hans ale mu dałeś popalić masz rację tylko te słowa bardzo ostre i wcale się nie dziwie bo inne do takiego nie docierają.

  28. Aktywność prezydenta Lecha Kaczyńskiego na forum UE w sprawie bezpieczeństwa energetycznego Polski budziła wściekłość grupy rządzącej i była przedmiotem rozlicznych gier i medialnych ataków. W tym kontekście dość niezwykle zabrzmiały słowa Władimira Putina wypowiedziane podczas konferencji prasowej w Smoleńsku 7 kwietnia br., gdy premier Rosji zapewnił, że „podpisanie niezbędnej dokumentacji nastąpi w niedługim terminie”, i poinformował, że podczas rozmów z Tuskiem umówili się na długoterminowe dostawy do Polski rosyjskiego gazu
    wiecej:
    https://wiadomosci.wp.pl/smolenska-cena-umowy-gazowej-6082120905045121a

  29. Były premier, wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak (59 l.) może usłyszeć zarzuty za fatalne negocjacje gazowe z 2010 roku i ich efekt – ustalił Fakt. Współpracownicy polityka są przekonani, że stanie się to jeszcze w kampanii samorządowej po to, by uderzyć w PSL. Sprawa jednak na polityczną nie wygląda.

    Najwyższa Izba Kontroli odtajniła w poniedziałek raport dotyczący zawarcia umowy gazowej z Gazpromem w czasie, gdy Pawlak był wicepremierem i ministrem gospodarki. Raport był tajny od 2013 roku, gdy powstał. A było to jeszcze w czasach, gdy rządziła koalicja PO-PSL… Dopiero po zmiani
    Fakt dotarł do zawiadomienia o wszczęciu śledztwa w tej sprawie 19 września 2017 roku. Toczy się ono w sprawie „przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków w 2010 r. w celu osiągnięcia korzyści majątkowej przez wicepremiera – ministra gospodarki i innych funkcjonariuszy publicznych, w związku z negocjacjami i podpisaniem niekorzystnej dla Polski oraz sprzecznej z prawem UE umowy międzyrządowej o dostawach rosyjskiego gazu do Polski, i działania w ten sposób na szkodę interesu publicznego”. Od kilkunastu miesięcy śledztwem zajmuje się prokuratura w Piotrkowie Trybunalskim.

    Prowadzący je prok. Piotr Cegiełka nie jest specjalnie rozmowny. – Śledztwo jest w toku i nie jestem w stanie w tej chwili wskazać terminu jego zakończenia – powiedział Faktowi. Zasłaniając się „dobrem postępowania”, nie chciał przyznać, czy Pawlak został przesłuchany! Potwierdził jednak, że w śledztwie badane jest, czy Pawlak przyjął korzyść dla siebie lub zapewnił ją innej osobie.
    https://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/pawlak-uslyszy-zarzuty/t1czflg

  30. 63 zawiadomienia dotyczące 115 spraw, w których wszczęto już 77 postępowań – to obecny stan śledztwa dotyczącego wyłudzenia dotacji unijnych przez grupy producenckie działające w branży rolnej – informuje „Gazeta Polska”.
    Tygodnik informuje, że kwota nieprawidłowości może sięgać trzech miliardów złotych, a „kłopoty mają kolejni politycy PSL i PO, którzy tolerowali i ochraniali gigantyczną grabież”. „To bezsprzecznie jeden z największych przekrętów czasów rządów PO-PSL, który miał dosłownie przeorać strukturę społeczną na polskiej wsi i całkowicie uwłaszczyć polityków spod znaku zielonej koniczynki na prowincji (…) W sprawach masowo występują politycy samorządowi, ale również pojawiają się nazwiska obecnych posłów PSL” – czytamy w „Gazecie Polskiej”.
    Gazeta ujawnia, że okazja do nieprawidłowości pojawiła się, gdy Unia Europejska zdecydowała się dofinansować tworzenie w naszym kraju tzw. grup producenckich. „Założenie jest proste. Minimum pięciu rolników zrzesza się, aby tworzyć wspólne przedsiębiorstwo w branży rolnej (…) W przeciwieństwie do małych gospodarstw duże, wyspecjalizowane w jednostki mają radzić sobie lepiej na globalnym rynku. Z podobnego założenia wychodziła również Unia, która na tworzenie grup producenckich w Polsce przeznaczyła blisko 8 mld zł” – przybliża „GP

  31. Prosimy o podpisywanie i udostępnianie petycji:

    https://citizengo.org/pl/signit/212524/view

    Piotr Witakowski

    PRZESTĘPSTWO PRZECIWKO RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ

    W dniu 22 listopada odbyło się w Parlamencie Europejskim w Strasburgu głosowanie nad projektem rezolucji zatytułowanej „Wnioski Parlamentu Europejskiego w sprawie zmiany traktatów” [[1]]. Rezolucja postuluje wprowadzenie do Traktatu Lizbońskiego 267 poprawek zmieniających radykalnie uprawnienia państw członkowskich, w tym również Rzeczypospolitej Polskiej. Postuluje istotne ograniczenie niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej przez oddanie prawa do decydowania w wielu aspektach życia społecznego, gospodarczego i politycznego niewybieralnym organom Unii Europejskiej. Postanowienia tej rezolucji stanowią więc ingerencję w konstytucyjne prawa polskich władz parlamentarnych i Rządu Rzeczypospolitej.

    Za takim okrojeniem suwerenności i niepodległości Rzeczypospolitej głosowało 9 europosłów wybranych w Polsce. Byli to: Marek Balt, Marek Belka, Robert Biedroń, Włodzimierz Cimoszewicz, Łukasz Kohut, Bogusław Liberadzki, Leszek Miller, Róża Thun und Hohenstein i Sylwia Spurek [[2]]. Rezolucja została przyjęta większością 17 głosów (291 głosy za, 274 przeciw i 44 wstrzymujących się). Zostałaby więc odrzucona, gdyby tych 9 polskich parlamentarzystów zagłosowało przeciw.

    Wydarzenia w Parlamencie Europejskim są analogią do sejmu rozbiorowego z 1773 roku. Z początkiem sierpnia 1772 roku wojska rosyjskie, pruskie i austriackie wkroczyły równocześnie na terytorium Polski i rozpoczęły okupację ustalonych pomiędzy sobą terytoriów. Okupanci nie zadowolili się jednak samymi zdobyczami terytorialnymi, ale chcieli, aby faktycznie dokonany już rozbiór Rzeczypospolitej został zaakceptowany i zatwierdzony przez Sejm Rzeczypospolitej. Przekupując część posłów i terroryzując pozostałych okupanci uzyskali upragniony cel na sejmie rozbiorowym w 1773 r. Według narracji okupantów Polska miała odnieść wiele korzyści. Bezpieczeństwo zewnętrzne miały zapewnić mocarstwa okupacyjne. One też gwarantowały „prawa kardynalne”, a w kraju ich zdaniem przywrócono porządek i „zlikwidowano anarchię”. Obecnie nazywa się to „przywróceniem praworządności”. Rzeczpospolita nie została całkowicie zlikwidowana. Do tego potrzebne były jeszcze dwa rozbiory. Ale utraciła zasadniczy atrybut niepodległości – zgodziła się, aby o jej losie decydowano nie w Warszawie, ale w Petersburgu, Wiedniu i Berlinie. Teraz „korzyść Rzeczypospolitej” ma polegać na tym, że o jej losie będą decydować w Brukseli i Berlinie. Gwarantką praworządności po I rozbiorze miała być carowa Katarzyna, gwarantką praworządności po przyjęciu rezolucji Parlamentu Europejskiego ma być Komisja Europejska.

    Ocena moralna polskich przedstawicieli głosujących za ograniczeniem niepodległości Polski jest jasna i zwykle określa się takie osoby mianem renegatów lub zdrajców. Ważna jest jednak kwalifikacja prawna ich czynu. Aby jej dokonać przywołać trzeba obowiązujący w Polsce Kodeks karny [[3]]. W Rozdziale XVII zatytułowanym Przestępstwa przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej trzy pierwsze artykuły mają następujące brzmienie.

    Art. 127. § 1. Kto, mając na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części obszaru lub zmianę przemocą konstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej Polskiej, podejmuje w porozumieniu z innymi osobami działalność zmierzającą bezpośrednio do urzeczywistnienia tego celu,

    podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 10 albo karze dożywotniego pozbawienia wolności.

    § 2. Kto czyni przygotowania do popełnienia przestępstwa określonego w § 1,

    podlega karze pozbawienia wolności od lat 3 do 20.

    Art. 128. § 1. Kto, w celu usunięcia przemocą konstytucyjnego organu Rzeczypospolitej Polskiej, podejmuje działalność zmierzającą bezpośrednio do urzeczywistnienia tego celu,

    podlega karze pozbawienia wolności od lat 3 do 20.

    § 2. Kto czyni przygotowania do popełnienia przestępstwa określonego w § 1,

    podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.

    § 3. Kto przemocą lub groźbą bezprawną wywiera wpływ na czynności urzędowe konstytucyjnego organu Rzeczypospolitej Polskiej,

    podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.

    Art. 129. Kto, będąc upoważniony do występowania w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej w stosunkach z rządem obcego państwa lub zagraniczną organizacją, działa na szkodę Rzeczypospolitej Polskiej,

    podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.

    Czyn, jakiego dopuściło się dziewięcioro ww. europosłów, wypełnia przesłanki wymienione w Art. 127 § 1, a także w Art. 129. Podkreślenia wymaga fakt, że czyn ten został popełniony w warunkach recydywy. Wszyscy ci europosłowie niezliczoną ilość razy głosowali przeciwko Polsce. Mimo tego nadal reprezentują Polskę w Parlamencie Europejskim i cieszą się pełnią praw obywatelskich. Kodeks karny przewiduje możliwość ukrócenia takiej szkodliwej działalności, o czym mówi artykuł 40 KK.

    Art. 40. § 1. Pozbawienie praw publicznych obejmuje utratę czynnego i biernego prawa wyborczego do organu władzy publicznej, organu samorządu zawodowego lub gospodarczego, utratę prawa do udziału w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości oraz do pełnienia funkcji w organach i instytucjach państwowych i samorządu terytorialnego lub zawodowego, jak również utratę posiadanego stopnia wojskowego i powrót do stopnia szeregowego; pozbawienie praw publicznych obejmuje ponadto utratę orderów, odznaczeń i tytułów honorowych oraz utratę zdolności do ich uzyskania w okresie trwania pozbawienia praw.

    § 2. Sąd może orzec pozbawienie praw publicznych w razie skazania:

    1) na karę pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 3 za przestępstwo popełnione w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie;

    Chyba nie ulega wątpliwości, że działalność zmierzająca do umniejszenia suwerenności i niepodległości Rzeczypospolitej zasługuje na szczególne potępienie. Budzi więc zdziwienie, dlaczego tak szkodliwa antypolska działalność nie spotkała się do tej pory z reakcją żadnego organu państwowego zobowiązanego do ochrony państwa i obowiązującego porządku prawnego. Skoro instytucje milczą, może nadszedł czas, aby głos zabrali w tej sprawie obywatele Rzeczypospolitej.

    Warszawa, 30 listopada 2023 r.

    Przypisy bibliograficzne

    [[1]] https://www.europarl.europa.eu/plenary/pl/votes.html?tab=votes

    [[2]] Wyniki głosowań imiennych są podane na stronie https://www.europarl.europa.eu/doceo/document/PV-9-2023-11-22-RCV_PL.html

    [[3]] USTAWA z dnia 6 czerwca 1997 r. Kodeks karny z późn. zm. https://isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU19970880553/U/D19970553Lj.pdf

  32. Tysiące śniętych ryb zalegało wody i brzegi jeziora słupeckiego niedaleko Konina w Wielkopolsce. Władze nie pofatygowały się nawet, by uprzątnąć psujące się ryby. Przerażający widok straszył mieszkańców okolicznych wsi przez wiele tygodni.
    – Aż serce boli. To jest kataklizm. Żeby to się teraz odrodziło, to minimum 10 lat musi upłynąć – mówi Dawid Gierowski, wędkarz. Wszystko wskazuje na to, że dziesiątki ton śniętych ryb na jeziorze słupeckim to efekt remontu wałów i śluzy jeziora pełniącego funkcję zbiornika retencyjnego. By przeprowadzić prace budowlane, taflę jeziora obniżono o około metr. To oznaczało katastrofę dla żyjących w zbiorniku ryb, którym zaczęło brakować powietrza. – Ten zbiornik, nawet jeśli ma średnią głębokość 1,5 metra, został opuszczony ok. metr czyli zostało może 30, 40 cm wody. A ryby żyją w wodzie, a nie w lodzie – mówi inż. Henryk Mokrzycki, ichtiolog. Ryby konały w potwornych męczarniach. – One odczuwają ból, cierpienie – zapewnia Jurek Duszyński, „Zielona Polska”. Dlaczego przy remoncie zbiornika nie pomyślano o rybach ? Decyzję administracyjną umożliwiającą rozpoczęcie prac remontowych, a co za tym idzie obniżenie o metr tafli jeziora, wydał starosta powiatu słupeckiego. – Decyzji nie wydaje się wybiórczo i uznaniowo, tylko wyłącznie po spełnieniu wymogów formalnych. Trudno było to przewidzieć wcześniej mnie, laikowi. Ale nie pomyślał też nikt z tych instytucji, które zajmują się tym zawodowo. Nikt się nie odwołał, nikt nie złożył zastrzeżeń – mówi Mariusz Roga, Starosta Powiatu Słupeckiego. Jedną z instytucji zawodowo zajmujących się ochroną środowiska jest Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska. W ciągu 14 dni od daty wydania zgody na remont zbiornika retencyjnego w Słupcy, miał on prawo złożyć uwagi lub zastrzeżenia do tej inwestycji. Inspektor nie skorzystał jednak z takiej sposobności. Nie chciał również rozmawiać na ten temat. – Nie zajmujemy się tym. To nie jest naszą kompetencją. Jest tam gospodarz – uważa Stanisław Wasilewski, kierownik Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, delegatura w Koninie. Dzierżawcą jeziora słupeckiego jest Polski Związek Wędkarski w Koninie, który powinien posprzątać padnięte ryb. Nie robił jednak tego przez miesiąc. – Nie byłem tam, ale mam zdjęcia. Nie miałem czasu. Pracuję zawodowo i mam inne problemy – stwierdził Zygmunt Nowak, Polski Związek Wędkarski, okręg w Koninie. TVN UWAGA! wyemitował reportaż o katastrofie na jeziorze słupeckim już dwa tygodnie temu. Dociekliwość dziennikarzy powoli zaczął przynosić efekty. Konsekwencje nie usunięcia na czas martwych ryb poniesie dzierżawca jeziora czyli związek wędkarki i gospodarstwo rybne. Niewykluczone jednak, że za doprowadzenie do tej katastrofy odpowiedzą również urzędnicy, których decyzje sprowadziły zagrożenie epidemiologiczne w jeziorze słupeckim. Postępowanie sprawdzające prowadzi właściciel jeziora, którym jest marszałek województwa wielkopolskiego oraz miejscowa prokuratura.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *