Wykończyła go „brendulka”

14 kwietnia, 2013

W środę 27 marca w godzinach porannych zmarł jeden ze stałym „pensjonariuszy” domu położonego przy ulicy Matejki, należącego do Marianny Zwierew. Mężczyzna chorował już od dłuższego czasu. Jak mówi nam jego „opiekunka” – Karola P. wykończyła „brendulka”, którą pił regularnie…

OFICJALNIE O ŚMIERCI…
„27 marca około godz. 6.00 dyżurny słupeckiej policji został powiadomiony przez dyżurnego pogotowia ratunkowego o zgonie mężczyzny przebywającego w jednym z domów w Słupcy na ul. Matejki. Zgodnie z procedurami na miejsce pojechali policjanci z grupy operacyjno – dochodzeniowej. Po konsultacji z lekarzem ustalono, że do zgonu doszło w trakcie snu, wstępnie wykluczono udział osób trzecich, które mogłyby przyczynić się do śmierci mężczyzny.” – mówi nam asp. Marlena Kukawka ze słupeckiej policji.

Mężczyzna chorował od wielu lat. Decyzją prokuratora zwłoki wydano rodzinie. Wydział Kryminalny KPP w Słupcy prowadzi postępowanie sprawdzające, aby dokładnie wyjaśnić okoliczności zdarzenia. Po więcej szczegółów tej śmierci udaliśmy się do wspomnianego domu przy ulicy Matejki. Marianna Zwierew opowiedziała nam dokładnie okoliczności tragedii.

NIE CHCIAŁ PAPIEROSA
„To ta brendka tak robi. On był chory. Na nogi, na kolanach chodził ze mną do ubikacji bo sam już nie mógł. Karol był z Giewartowa, ale mieszkał ostatnio na Łężcu. To był mój znajomy od długich lat. Dawniej mieszkał u mnie, a potem dali mu mieszkanie socjalne właśnie na Łężcu. Tam był sam, nie miał kto mu jeść zrobić. Tutaj mu ugotowałam, podstawiłam pod nos, najadł się i nie chciał odejść.” – mówi nam Marianna Zwierew. Kobieta twierdzi, że ostrzegała swego „pensjonariusza” by zaczął dbać o zdrowie.

Nakłaniała go by udał się do szpitala, lecz ten nie chciał się leczyć: „Głowę położył sobie na krześle, rękę położył pod krzesło i tak usnął. Ten drugi wstał rano, spytał czy zapali papierosa, a on nic. Zapytał drugi raz czy zapali – i nic. Podszedł do niego, a Karol już sztywny.” – mówi słupczanka.

Dzień wcześniej jeszcze ze sobą rozmawiali, a mężczyzna zwierzał się swej opiekunce: „Mówił do mnie, że pojedzie na Łężec zobaczyć, ale mu tam jest nieprzyjemnie. On na własne oczy widział to morderstwo, co tam było w zeszłym roku. Mówiłam, że go nie wyganiam, chciałam żeby leżał sobie i tyle. Ja na ten Łężec miałam jechać z nim, a on rano już nie żył. Pić to pił. Brendulkę. Wyzywałam go, żeby tego nie pił ale nie dało rady. Ten drugi co z nim spał to też aparat niezły.” – wyznaje nam pani Marianna.

PIJ BRACIE PIJ
Choć w środę od rana znajomi Karola P. nie mieli powodu do śmiechu, na drugi dzień wszystko już wróciło do normy. „Pij bracie pij, na starość torba i kij” – tę przyśpiewkę słyszeliśmy od kolegów „od kielicha” Karola P., rozmawiając z Marianną Zwierew przed jej domem. Ona sama powiedziała wtedy, że nie powinni tak śpiewać jak dzień wcześniej zmarł ich kolega, a dzień później miał być jego pogrzeb.

„Ja chciałam się zająć pochówkiem, bo przecież on tutaj był moim dobrym znajomym i przebywał ze mną długo. Mój syn w tym fachu pracuje to pomógł pozałatwiać te wszystkie sprawy związane z pogrzebem. Ale rodzina, z którą nie utrzymywał kontaktów – bo w końcu mieszkał u mnie – powiedziała, że sama zajmie się sprawami pogrzebowymi.” – kończy rozmowę Marianna Zwierew.

W tym znanym domu przy ulicy Matejki w Słupcy nie pierwszy raz ktoś umiera. Osoby przebywające tam wiedzą o tym dobrze, jednak u „cioci” (bo tak mówią na Mariannę Zwierew), jest im dobrze. Mogą wypić, przespać się, zjeść. Chciałoby się powiedzieć: „Żyć nie umierać”. Jednak to przysłowie w tym domu zupełnie nie pasuje…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *